Nikt nie jest zainteresowany
Przynam się na początek bez bicia, że nie mam jakiegoś szczególnego pojęcia o finansowaniu samorządów więc wybaczcie i poprawcie ewentualne błędy w rozumowaniu.
Samorządy sprawiają wrażenie niezbyt zainteresowanych obywatelem w kontekście innym niż wyborczy. Bo skoro nie jest zainteresowane mną nawet jako podatnikiem??
Obowiązek meldunkowy jest niemal martwym przepisem. Zameldować się trzeba kiedy ma się broń albo ze względu na OC. Choć chyba wtedy też to nie jest warte zachodu.
Od lat mieszkam poza miejscem swojego zameldowania. Tułam się po różnych miastach i gminach i zawsze mam to samo wrażenie - że zawracam tyłek, albo załatwiając coś naprawdę prostego, podnoszę jakąś bezprecedensową sprawę (tu już zahaczamy o szerszą kwestię aktualnej urzędniczej mentalności z PRL). Stanęło na tym, że mieszkam w miejscu, które jest tylko nazwą. Mnie nie interesuje kto jest w "ratuszu", nie mam zupełnie żadnego ze zmieniania blach w samochodzie czy meldunku. Nie mam na miejscu żadnych spraw poza pocztą i sklepem i nie wiem kto jest dzielnicowym.
Jest to taki wzajemny brak zainteresowania mnie i samorządu lokalnego.
Szkoda, że nie jest inaczej. Przykład akurat mam z nieco dalszej pólnocy - z Finlandii (choć podobne rozwiązania mają też ich sąsiedzi). Samorządy fińskie zasadniczo są bardzo zainteresowane mieszkańcami. To jest ich finansowe być albo nie być. Przy czym cierpią z powodu bardzo niskiej migracji wewnętrznej. Pamiętacie sprawę sprzed kilku lat kiedy do Polskiej prasy dotarł losowy news, że gmina na północy Szwecji daje działki za darmo i zostali zalani wnioskami z Polski? :)
To był właśnie jeden z wielu przykładów programów samorządowych - najczęściej gmina zapewnia z własnego zasobu działki budowlane za preferencyjną stawkę - np. 1 Euro, nierzadko z gotowym uzbrojeniem. Oczywiście warunkiem jest zamieszkanie i budowa domu w okresie np 3 czy 5 lat.
I to jest zachęta do ściągania nowych ludzi, którzy stanowią o dochodach danej gminy.
Porównam to do naszego folkloru, choć nie lubię "poniżać" Polski porównaniami.
Mogę sobie wybrać losową wioskę, kupić działkę za ciężkie pieniądze, dostać z łaską warunki zabudowy pozwalające mi zbudować "dom parterowy z poddaszem użytkowym o dachu dwuspadowym o kącie nachylenia...", wypruć się z pieniędzy na uzbrojenie działki i modlić się, żeby po drodze nie było żadnych pułapek, że czegoś nie będzie mi wolno zbudować bo cośtam? I nawet nie będąc mieszkańcem jestem już tym zbędnym elementem krajobrazu, który ma być zadowolony, że ktoś pozwoli mi oddychać na danym terenie...
Więc póki co jest tumiwisizm i niedasizm. Z mojej i "władz" strony. Nawet nie wiem czy mam mówić, że jestem z Gdańska czy z aktualnego miejsca zamieszkania?
14
1