Wielki pechowiec na H35
Kiedy nieco pnad 20 minut przed zamknięciem mety dojeżdzałem do miejsca, na którym musiałem podjąć ostateczną decyzję - atakować PK15 czy odpuścić, właściwie zdecydowałem się jechać na metę. Dojazd do PK nie wydawał się być oczywisty, ponad km. Wtedy pojawił się obok mnie Michał Waliński z Elbląga (625) .
- Jedziesz - pyta się,
- Chyba nie
Zerknął na mapę i - Ja jadę.
Do mety będzie z górki 4 pk za PK15 - może się uda myślę. Ruszyłem za nim.
Po chwili z lasu wyjeżdza, trzech zawodnkoów - w locie krzyczą nie znależliśmy.
Michal do przodu, ja nie nadążam.
Dojeżdzamy do poprzecznejj drogi. Michał w locie decyduje się jechać w prawo. Mam wątpliwości. Zatrzymuję się. Chyba jednak raczej w lewo. Ale nie mam się tymi wąpliwościami z kim podzielić. Ruszam, po chwili widzę rowerzystę, piechura i jeszcze raz rowerzystów, ktorzy utwierdzają mnie w moim wyborze. Jadę szybko docieram na PK. nie uważam za bardzo na drogę. Teraz powrót w straszliwej presji czasu. Już wiem ,że się spóżnię, ale może mniej niż 4min. Decyzja wydaje się prosta. Powrót tą samą drogą do szosy. Nie patrzę na kompas, jadę i gdzieś się pomyliłem. (droga była kręta i miał kilka skrzyżowań). Na jednym z nich źle pojechałem. Nagle dogania mnie Michał. Nie słyszałem , ale pewnie zakłął szpetnie, kiedy się dowiedział,że znalażłem punkt. Kiedy się spostrzegłem że żle jadę - decyzja jadę na płd do szosy. I dojechałem , tyle że spóźniony o 17min.
Ale tym wielkim pechowcem, ne byłem bynajmniej ja ale Michał. Do momentu spotkania miał zaliczonych 48 pk wagowych. Gdyby w miejscu, gdzie się rozstaliśmy był 40-50 sekund póżniej, zobaczyłby tego rowerzystę, znalazł punkt. i z 52PK byłby na podium, a może nawet wygrałby czasem Harpagana.
- Jedziesz - pyta się,
- Chyba nie
Zerknął na mapę i - Ja jadę.
Do mety będzie z górki 4 pk za PK15 - może się uda myślę. Ruszyłem za nim.
Po chwili z lasu wyjeżdza, trzech zawodnkoów - w locie krzyczą nie znależliśmy.
Michal do przodu, ja nie nadążam.
Dojeżdzamy do poprzecznejj drogi. Michał w locie decyduje się jechać w prawo. Mam wątpliwości. Zatrzymuję się. Chyba jednak raczej w lewo. Ale nie mam się tymi wąpliwościami z kim podzielić. Ruszam, po chwili widzę rowerzystę, piechura i jeszcze raz rowerzystów, ktorzy utwierdzają mnie w moim wyborze. Jadę szybko docieram na PK. nie uważam za bardzo na drogę. Teraz powrót w straszliwej presji czasu. Już wiem ,że się spóżnię, ale może mniej niż 4min. Decyzja wydaje się prosta. Powrót tą samą drogą do szosy. Nie patrzę na kompas, jadę i gdzieś się pomyliłem. (droga była kręta i miał kilka skrzyżowań). Na jednym z nich źle pojechałem. Nagle dogania mnie Michał. Nie słyszałem , ale pewnie zakłął szpetnie, kiedy się dowiedział,że znalażłem punkt. Kiedy się spostrzegłem że żle jadę - decyzja jadę na płd do szosy. I dojechałem , tyle że spóźniony o 17min.
Ale tym wielkim pechowcem, ne byłem bynajmniej ja ale Michał. Do momentu spotkania miał zaliczonych 48 pk wagowych. Gdyby w miejscu, gdzie się rozstaliśmy był 40-50 sekund póżniej, zobaczyłby tego rowerzystę, znalazł punkt. i z 52PK byłby na podium, a może nawet wygrałby czasem Harpagana.