Porażające prostactwo
Onże "Wujaszek" spowodował, że straciłam ochotę na bywanie w TW i nie byłam w nim od ponad roku. "Zliftingowany duch Czechowa?! " Tak ordynarnego przedstawienia nie widziałam jak żyję, chociaż byłam na wielu spektaklach i nie gorszyłam się ani na "Skiroławkach", ani na" Białym małżeństwie" ani na kilku innych nieugrzecznionych sztukach. Za to na "Wujaszku" pierwszy raz usłyszałam okrzyki oburzenia z widowni. Clou spektaklu to "szybki numerek" Heleny z doktorem wykonany nad sedesem oszklonego kibla. Tenże kibel stanowi główny element dekoracji. Doprawdy powalające przeżycie artystyczne! Tarzanie się po scenie schlanego doktora wykonane z takim artyzmem, że spodnie i majtasy zsuwają się z "miejsca właściwego" i można podziwiać zadek aktora, to też wyżyny sztuki, na które wzniosła się pani reżyser. Rynsztokowe odzywki wplecione w tekst ( u Czechowa niemożliwe) wywołują politowanie nad prymitywnym śmiechem niektórych widzów. Każdy ma prawo po swojemu interpretować sztukę. Nie miałabym pretensji do teatru, gdyby sprzedając mi bilety, ostrzeżono mnie, że sztuka z oryginałem ma wspólny tylko tytuł. Reszta jest rynsztokowa. Dziwię się zachwytom odbiorców, zwłaszcza pani, którą ekscytowała się wraz z córką. Gdyby moje dziecko było na spektaklu, odczuwałabym zażenowanie. Jeżeli tak ma wyglądać nowoczesne odczytanie sztuki, to ja Teatrowi Wybrzeże dziękuję uprzejmie, a wcale niemałą kasę na realizowanie potrzeb kulturalnych wydam w Operze Bałtyckiej i u "Witkacego" w Gdyni. Cieplejsze wspomnienie zachowałam tylko o gromadzie młodych statystów, wykonujących swe aktorskie zadania z entuzjazmem i autentyzmem właściwym młodości.
PS. Wielokrotnie zachwycałam się spektaklami pantomimicznymi "Dada von Bzdylow", więc nie chodzi o to, że jako moherowy beret nie pojmuję nowoczesności. Jakoś tak się porobiło, że amatorski "Wybrzeżak" deklasuje teatr zawodowy, bo np. "Vladimir" był fantastczny, a i interpretacji prozy Schulza też nie można było niczego zarzucić.
0
0