Przychodzę, mówię "Dzień dobry". Panie w rejestracji podnoszą wzrok znad komputerów, po sekundzie wzrok wraca w kierunku ekranów. Zwrotnego "dzień dobry" nie usłyszałam.
Stoję przed jedną z pań w oczekiwaniu na jakiś znak, że mogę podejść i przerwać jej, cokolwiek ważnego robi w tym momencie, zajmując chwilę swoją sprawą. Czekam, czekam... Po dłuższej chwili pani podnosi głowę, patrzy na mnie nic nie mówiąc. W końcu poddaję się w swoim oczekiwaniu i pytam "czy można?" Pani wykrzywia twarz w dziwny grymas sugerując mi, że chyba to logiczne, że mogę podejść. Dla mnie nie do końca jest to oczywiste skoro pani chwile po tym jak podchodzę znów opuszcza wzrok na ekran komputera.
Kolejną kwestią jest to, że pierwsze pytanie jakie pada po tym jak mówię do jakiego lekarza chciałabym sie umówić to "A pani by chciała na NFZ?" Zdziwienie. Czy to takie dziwne, że chce skorzystać z wizyty u lekarza, którego wspólnie z większością społeczeństwa opłacamy płacąc składki? Nie wspomnę już o tym, że większość lekarzy przyjmuje tam raz w tygodniu, a niektórzy potrafią sobie nie przyjść nawet wtedy. Jeśli chodzi o wizyty prywatne to owszem, można sie umówić nawet na następny dzień...