Żona zdradza męża - jak się w tym odnaleźć by nie zwariować?
Hej,
Przyznam szczerze, że zdrada żony jest dla mnie olbrzymią traumą, ponieważ wierzyłem w świętość, jedność i nierozerwalność małżeństwa.
Z pewnością zostanie wylane zaraz na mnie wiadro pomyj, jeśli przyznam się, że jestem katolikiem, wzięliśmy ślub kościelny, a treść przysięgi małżeńskiej wziąłem bardzo sobie do serca, na tyle, że byłem swojej żonie wierny jak pies i mimo wszystko nawet teraz po tym jak ona mnie zdradziła, ja nie potrafię ani jej zostawić, ani jej zdradzić, pomimo tego, że czuję wściekłość, wewnętrzny bałagan, ponieważ rozwalony został mój mały świat w który dotąd wierzyłem.
Mam już swoje lata 40+, wspólnie mamy dwoje dzieci, mieszkanie i ponad dekadę wspólnego małżeństwa.
Coś zostało widocznie schrzanione, tylko nie wiem co, bowiem mogła zawsze na mnie liczyć, zawsze okazywałem jej uczucie i zainteresowanie, nigdy nie było tak bym czegokolwiek odmówił, nie rzadko ustępowałem kiedy dochodziło do różnicy zdań, starałem się aby nasze pożycie było urozmaicone, aby nie wkradła się rutyna, rozmawiałem z nią, ale ona mi tylko powiedziała, że to przez głupotę wzruszając przy tym ramionami, tak jak gdyby nigdy nic się nie stało.
W czym on był lepszy ode mnie?
Nie wiem, bo ani nie miał on własnego kąta do mieszkania, ani pracy, z żoną się rozwiódł a do tego jest alkoholikiem.
Jeśli ona wybrała takiego człowieka, to zastanawiam się nad tym, jaką ja mam wartość w jej oczach?
Bowiem jeśli byle "menel" został postawiony nade mną, to ja z pewnością muszę w jej oczach być o wiele mniej wart.
Sam już nie wiem co robić?
Szkoda mi dzieci i minionych lat, wszak młodszy już nie będę, i nawet gdybym się z nią rozszedł, to mam obawy, że życia już sobie nigdy nie ułożę i że nie będę już nigdy szczęśliwy ani ja, ani nawet jeśli znalazłbym inną partnerkę, to mam obawy przed zawarciem takiej znajomości z powodu lęku przed kolejnymi zdradami, przed odrzuceniem i poniżeniem.
Czuję się przez to gorszy, wręcz użyłbym określenia "wykastrowany", nie mam po tym zdarzeniu nawet ochoty na jakąkolwiek bliskość.
Wizyty u psychologa niczego nie zmieniły, od antydepresantów prędzej wątroba mi się rozleci niż mi przejdzie, natomiast w kontekście religijnym, to już całkowicie poległem, bowiem poszedłem wyspowiadać się z mrocznych myśli a ten nakazał mi zapomnieć i wybaczyć, czym wzmógł jeszcze bardziej moje cierpienie.
Minęło już sporo czasu, jednak problem zamiast ustępować, pogłębia się jeszcze bardziej.
Nie wiem co mogę jeszcze zrobić, bowiem nie pomogli mi - terapeuci, psychiatra, duszpasterz, psycholog, przyjaciele, znajomi, rodzina ani też ucieczka w wir zajęć i pasji.
Jestem tak bardzo pogubiony, że aż nie wiem co robić, gdzie szukać pomocy?
Fachowej pomocy, albo skutecznej metody na zapomnienie o wszystkim.
Jedyne co mi przychodzi na myśl, to trwałe kalectwo intelektualne, wtedy pewnie bym zapomniał o wszystkim i żył w błogiej nieświadomości - jednak to nie jest takie proste i oczywiste.
Czy ma ktoś jakiś racjonalny pomysł?
Przyznam szczerze, że zdrada żony jest dla mnie olbrzymią traumą, ponieważ wierzyłem w świętość, jedność i nierozerwalność małżeństwa.
Z pewnością zostanie wylane zaraz na mnie wiadro pomyj, jeśli przyznam się, że jestem katolikiem, wzięliśmy ślub kościelny, a treść przysięgi małżeńskiej wziąłem bardzo sobie do serca, na tyle, że byłem swojej żonie wierny jak pies i mimo wszystko nawet teraz po tym jak ona mnie zdradziła, ja nie potrafię ani jej zostawić, ani jej zdradzić, pomimo tego, że czuję wściekłość, wewnętrzny bałagan, ponieważ rozwalony został mój mały świat w który dotąd wierzyłem.
Mam już swoje lata 40+, wspólnie mamy dwoje dzieci, mieszkanie i ponad dekadę wspólnego małżeństwa.
Coś zostało widocznie schrzanione, tylko nie wiem co, bowiem mogła zawsze na mnie liczyć, zawsze okazywałem jej uczucie i zainteresowanie, nigdy nie było tak bym czegokolwiek odmówił, nie rzadko ustępowałem kiedy dochodziło do różnicy zdań, starałem się aby nasze pożycie było urozmaicone, aby nie wkradła się rutyna, rozmawiałem z nią, ale ona mi tylko powiedziała, że to przez głupotę wzruszając przy tym ramionami, tak jak gdyby nigdy nic się nie stało.
W czym on był lepszy ode mnie?
Nie wiem, bo ani nie miał on własnego kąta do mieszkania, ani pracy, z żoną się rozwiódł a do tego jest alkoholikiem.
Jeśli ona wybrała takiego człowieka, to zastanawiam się nad tym, jaką ja mam wartość w jej oczach?
Bowiem jeśli byle "menel" został postawiony nade mną, to ja z pewnością muszę w jej oczach być o wiele mniej wart.
Sam już nie wiem co robić?
Szkoda mi dzieci i minionych lat, wszak młodszy już nie będę, i nawet gdybym się z nią rozszedł, to mam obawy, że życia już sobie nigdy nie ułożę i że nie będę już nigdy szczęśliwy ani ja, ani nawet jeśli znalazłbym inną partnerkę, to mam obawy przed zawarciem takiej znajomości z powodu lęku przed kolejnymi zdradami, przed odrzuceniem i poniżeniem.
Czuję się przez to gorszy, wręcz użyłbym określenia "wykastrowany", nie mam po tym zdarzeniu nawet ochoty na jakąkolwiek bliskość.
Wizyty u psychologa niczego nie zmieniły, od antydepresantów prędzej wątroba mi się rozleci niż mi przejdzie, natomiast w kontekście religijnym, to już całkowicie poległem, bowiem poszedłem wyspowiadać się z mrocznych myśli a ten nakazał mi zapomnieć i wybaczyć, czym wzmógł jeszcze bardziej moje cierpienie.
Minęło już sporo czasu, jednak problem zamiast ustępować, pogłębia się jeszcze bardziej.
Nie wiem co mogę jeszcze zrobić, bowiem nie pomogli mi - terapeuci, psychiatra, duszpasterz, psycholog, przyjaciele, znajomi, rodzina ani też ucieczka w wir zajęć i pasji.
Jestem tak bardzo pogubiony, że aż nie wiem co robić, gdzie szukać pomocy?
Fachowej pomocy, albo skutecznej metody na zapomnienie o wszystkim.
Jedyne co mi przychodzi na myśl, to trwałe kalectwo intelektualne, wtedy pewnie bym zapomniał o wszystkim i żył w błogiej nieświadomości - jednak to nie jest takie proste i oczywiste.
Czy ma ktoś jakiś racjonalny pomysł?