czy sie rozwodzic?
pisze na forum, poniewaz czyta je mase osob z roznym podejsciem do zycia. Chce poznac opinie obiektywnych osob, nie zwiazanych z nasza rodzina, ktore z boku spojrza na moj problem.
Powaznie mysle o rozwodzie, jednak wzglad na nasze dzieci kaze mi jeszcze raz spojrzec na problem, nie dzialac moze pochopnie.
Oto od 10 lat mam meza, ktory jest swietnym ojcem, zaradnym czlowiekiem, potrafi zarobic pieniadze, utrzymac rodzine, ale...no wlasnie. Zaniedbuje mnie, nie ma czasu na wspolne wyjscia, rozmowy, spacery, przytulanie, napicie sie wina, pogadanie o czyms innym niz praca i dzieci, nie ma wspolnych planow, marzen. Nie prawi mi komplementow, nie zauwaza, czuje sie przy nim przezroczysta. Owszem czasem przytuli, akurat jak jestem na jego drodze, np. w kuchni w drodze do czajnika;) jak dzwoni z pracy to na zakonczenie z reguly mowi kocham cie. Ale rzadko mowi to w domu. Brakuje czulosci, seksu. Ostatnio przylapalam go na ogladaniu porno. On wie, ze nie mam nic przeciwko, ale ma nie klamac. A kilkanascie razy sie wyparl, przyznajl dopiero po 3 miesiacach. Klamie np., ze na imprezie firmowej siedzial i pil, a pozniej docieraja do mnie zdjecia na ktorych szampansko sie bawi na parkiecie z innymi kobietami. Wie, ze moze mi powiedziec prawde, bo i tak szybko sie wszystko wydaje, wie, ze nienawidze klamstwa, a mimo to ciagle klamie. Zawsze ten sam tekst na usprawiedliwienie "nie chcialem cie martwic". To nie sa wazne sprawy typu chodzenie do agencji na panienki, wyprowadzanie kasy z domu, picie, narkotyki. To sa pitoly. Czesto rozmawialismy i on wie, ze ja tez lubie rozne rzeczy i ze mozemy razem cos robic, tylko zeby nie klamal, bo mnie to naprawde nie denerwuje. A mimo to nadal klamie. Mam juz tego dosc. Te filmiki przelaly czare goryczy. Mowil, ze go to nie interesuje, wrecz nie lubi patrzec, a na komputerze bylo conajmniej kilka takich wizyt jak spalam. Prawie nie uprawiamy seksu, wiec co mam o sobie myslec jak widze, ze on patrzy na inne kobiety? Oczywiscie, ze mnie nie kocha, nie podobam sie mu. Wiele, wiele razy mowilam mu, ze chce zeby mnie zauwazyl. Na terapi ciagle to walkowalismy. Ale on zyje praca-dzieci, mnie nie ma w jego kregu zainteresowan. Albo moze przesadzam? Moze tak wygladaja inne zwiazki? Maz nie pije, nie boje, nie pali, zarabia, opiekuje sie dziecmi, a moze ja za duzo chce? Pochodze z domu, gdzie rodzice nie byli uczciwi wobec siebie, zostali ze wzgledu na dzieci. Widzialam klamstwa, zdrady i nie chce tego u siebie. Mysle co bedzie jak dzieci podrosna. Teraz nie rozmawiamy, teraz mnie nie zauwaza, klamie, a co bedzie za 10-15 lat? Oczywiscie przed slubem bylo inaczej. Duzo rozmawialismy, mielismy wspolne sprawy. Teraz czuje sie jak wspollokatorka do wspolnego rachunku, jak inkubator, urodzila, dolozyla sie do raty, swoje zrobila. Nic nie wskazuje na to, zeby kogos mial. Nie ukrywa telefonow, nie wraca po nocy, nie zachowuje sie dziwnie jak ktos dzwoni, nie zaczal o siebie przesadnie dbac. Po prostu zyje jakby obok mnie. Wspolne rozmowy nic nie daja, on twierdzo ze jest ok.
Co byscie zrobili na moim miejscu? Tkwilibyscie w takim zwiazku czy rozwiedlibyscie sie i liczyli, ze los wam zesle bratnia dusze, ktora was zauwazy, dla ktorej bedziecie wazni, bedziecie sie liczyc, ktora bedzie chciala z wami pogadac, po prostu pobyc.
Sama nie wiem co robic. Moze nie dostrzegam, ze to super facet, a tylko ja oczekuje zainteresowania jak z komedii romantycznej? Mecze sie strasznie. Strasznie chcialabym, zeby mnie zauwazal, zebym byla dla niego wazna.
Powaznie mysle o rozwodzie, jednak wzglad na nasze dzieci kaze mi jeszcze raz spojrzec na problem, nie dzialac moze pochopnie.
Oto od 10 lat mam meza, ktory jest swietnym ojcem, zaradnym czlowiekiem, potrafi zarobic pieniadze, utrzymac rodzine, ale...no wlasnie. Zaniedbuje mnie, nie ma czasu na wspolne wyjscia, rozmowy, spacery, przytulanie, napicie sie wina, pogadanie o czyms innym niz praca i dzieci, nie ma wspolnych planow, marzen. Nie prawi mi komplementow, nie zauwaza, czuje sie przy nim przezroczysta. Owszem czasem przytuli, akurat jak jestem na jego drodze, np. w kuchni w drodze do czajnika;) jak dzwoni z pracy to na zakonczenie z reguly mowi kocham cie. Ale rzadko mowi to w domu. Brakuje czulosci, seksu. Ostatnio przylapalam go na ogladaniu porno. On wie, ze nie mam nic przeciwko, ale ma nie klamac. A kilkanascie razy sie wyparl, przyznajl dopiero po 3 miesiacach. Klamie np., ze na imprezie firmowej siedzial i pil, a pozniej docieraja do mnie zdjecia na ktorych szampansko sie bawi na parkiecie z innymi kobietami. Wie, ze moze mi powiedziec prawde, bo i tak szybko sie wszystko wydaje, wie, ze nienawidze klamstwa, a mimo to ciagle klamie. Zawsze ten sam tekst na usprawiedliwienie "nie chcialem cie martwic". To nie sa wazne sprawy typu chodzenie do agencji na panienki, wyprowadzanie kasy z domu, picie, narkotyki. To sa pitoly. Czesto rozmawialismy i on wie, ze ja tez lubie rozne rzeczy i ze mozemy razem cos robic, tylko zeby nie klamal, bo mnie to naprawde nie denerwuje. A mimo to nadal klamie. Mam juz tego dosc. Te filmiki przelaly czare goryczy. Mowil, ze go to nie interesuje, wrecz nie lubi patrzec, a na komputerze bylo conajmniej kilka takich wizyt jak spalam. Prawie nie uprawiamy seksu, wiec co mam o sobie myslec jak widze, ze on patrzy na inne kobiety? Oczywiscie, ze mnie nie kocha, nie podobam sie mu. Wiele, wiele razy mowilam mu, ze chce zeby mnie zauwazyl. Na terapi ciagle to walkowalismy. Ale on zyje praca-dzieci, mnie nie ma w jego kregu zainteresowan. Albo moze przesadzam? Moze tak wygladaja inne zwiazki? Maz nie pije, nie boje, nie pali, zarabia, opiekuje sie dziecmi, a moze ja za duzo chce? Pochodze z domu, gdzie rodzice nie byli uczciwi wobec siebie, zostali ze wzgledu na dzieci. Widzialam klamstwa, zdrady i nie chce tego u siebie. Mysle co bedzie jak dzieci podrosna. Teraz nie rozmawiamy, teraz mnie nie zauwaza, klamie, a co bedzie za 10-15 lat? Oczywiscie przed slubem bylo inaczej. Duzo rozmawialismy, mielismy wspolne sprawy. Teraz czuje sie jak wspollokatorka do wspolnego rachunku, jak inkubator, urodzila, dolozyla sie do raty, swoje zrobila. Nic nie wskazuje na to, zeby kogos mial. Nie ukrywa telefonow, nie wraca po nocy, nie zachowuje sie dziwnie jak ktos dzwoni, nie zaczal o siebie przesadnie dbac. Po prostu zyje jakby obok mnie. Wspolne rozmowy nic nie daja, on twierdzo ze jest ok.
Co byscie zrobili na moim miejscu? Tkwilibyscie w takim zwiazku czy rozwiedlibyscie sie i liczyli, ze los wam zesle bratnia dusze, ktora was zauwazy, dla ktorej bedziecie wazni, bedziecie sie liczyc, ktora bedzie chciala z wami pogadac, po prostu pobyc.
Sama nie wiem co robic. Moze nie dostrzegam, ze to super facet, a tylko ja oczekuje zainteresowania jak z komedii romantycznej? Mecze sie strasznie. Strasznie chcialabym, zeby mnie zauwazal, zebym byla dla niego wazna.