WTF? FTW!
Dorota Androsz, której dość specyficzna uroda nawet po 30-stce pozwala jej na wcielanie się w role nastolatek w Teatrze Wbrzeże tym razem postanowiła pokazć, że ma nie tylko ciało ale i mózg. Skryła się na ławce reżyserskiej by pokierować trzema paniami z grupy artystycznej Amareya. W efekcie powstało widowisko zrobione z dość sporym rozmachem artystycznym. Twórcy jednak jedynie dalece się skompromitowali mieszając zupełnie kategorie, którymi operują w swojej wypowiedzi artystycznej. Jak wszystko wskazuje chodziło zapewne o wypowiedzenie się na temat fetyszyzmu, może fetyszy. Z tym, że do jednego worka wrzucono mydło i powidło myląc pojęcia, zjawiska i kategorie.
W szczególności "klasyczny" antropologiczny fetyszym autorzy spektaklu pomylili z kultem oddawanym przedmiotom (czy zjwiskom przyrody). Mylą tu fetysze nie tylko z amuletami, bo do jednego worka trafiło też pojęcie fetyszyzmu towarowego wprowadzone na potrzeby ekonomi politycznej przez Karola Marksa. Do tego doszedł jeszcze fetyszyzm seksualny, który jednak jest zjawiskiem powstającym na zupełnie innym podłożu (warunkowanie klasyczne znane z psychologii). Oczywiście twórcy pewnie bedą się bronić, że to może tylko była próba kolażu albo wypowiedź na temat luźnych skojarzeń. Trzeba być jednak sporym idiotą by nie dostrzec zupełnego pomylenia kategorii: Aleksandra Śliwińska, która układa krzyż z pończoch wyraźnie wskazuje na to, że stawia znak równości pomiędzy pojęciem fetyszyzmu seksualnego a kultem symboli, rzeźb itp, które są wyrażeniem pewnych bóstw. Tak samo w przypadku Katarzyna Pastuszak, która na ujęciach pokazywanych na dużym monitorze obejmuje i trzyma figurkę matki boskiej w sposób jak dziewczynki trzymają na przykład lalkę barbie (podobieństwo figurki do lalki, która stała się swego rodzaju symbolem konsumeryzmu, aż nadto uderzające w takim kontekście). W tym przypadku autorzy mylą pojecie fetyszyzmu towarowego również z wspomnianym wyżej kultem figur (tak surowo zabronionym np. w kulturze arabskiej gdzie przedstawianie nie tylko bóstw ale i ludzi na obrazach nie jest dopuszczalne - nota bene jak by trochę twórcy z tej kultury zaczerpnęli i faktycznie skupili się na teatrze tańca a nie na obrazkach wyświetlanych na duży monitor na scenie to pewnie by ich dzieło zyskało na wyrazie).
Inna sprawa, że sam kult figur (przedstawiających nadprzyrodzone bóstwa) nie wiele ma wspólnego z samym klasycznym pojęciem fetyszyzmu (czy fetyszu)- czyli z oddawaniem czci przedmiotom martwym, które jak sądzą wierni są siedzibą jakichś nadprzyrodzonych bóstw. W sumie w spektaklu mamy więc sporo fetyszyzmu seksualnego (nie tylko pończochy ale i też Aleksandra Śliwińska przechadzającą się w stoju ślicznotki wyciętej jakby z japońskiego komiksu manga). Joanna Duda ubrana w strój ni to naukowca ni lekarza strzykawką karmi pozostałe tańcerki nie wiadomo jednak czy melkiem czy spe*mą (wszak oba płyny można jakoś wyssać z ciała ludzkiego). Agnieszka Kamińska obwieszona złotem wskazuje albo na fetyszyzm towarowy (złoto) albo robi siebie na bogatą gwiazdę pop jakąś idolkę (idola) wielbioną (wielbionego) przez tłumy (jak rozumiem idol to zdaniem twórców też fetysz społeczny).
Agnieszka Kamińska biega w kasku podobnie jak i później nago Katarzyna Pastuszak (co być możliwe ma odsyłać widza do widywanych tu i ówdzie kalendarzy ściennych gdzie nagie kobiety pozują na motorach albo przy samochodach - pewnie twórcy widzieli tu fetysz zarówno w nagim ciele kobiety jak w samym produkcie motoryzacji). Wszystko to w jakimś stechnicyzowanym kontekście (Joanna Duda za konsoletą muzyczną wygląda niczym jakiś demiurg kreujacy to co dzieje się na scenie a tam niczym marionetki tańczą tancerki - na początku ubrane w stroje przypominające typowe ubrania robocze. Być może chodziło o wyrażenie tego że technika (i jej gadżety) to dziś też jakaś forma "fetyszyzmu". Na monitorze sporo obrazów, eksponowanie mięsa nie wiem czy ma odsyłać do obrazów znanych z pornografii czy może do pożądania miesą jako towaru konsumpcyjnego (tu się faktycznie autorzy chyba nie pomylili bo spożywanie mięsa być może w przeszłosci miało jedynie charakter rytualny jak i spożywanie środków odużających takich jak alkohol). Jest w tym wszystkim trochę ciekawej choreografii ale wartość dzieła znacznie obniża te zupełne pomieszanie kategorii. Wszak słowo fetysz pochodzi z języka portugalskiego (tam feitico znaczyło tyle co czary ale też i urok, powab) a w XVI wieku portugalscy żeglarze zawijajacy do Afryki tak zaczeli nazywać wyrabiane tam przedmioty z kości, piór czy paciorków, w końcu nazwę zaadaptowali na swoje potrzeby antropolodzy.
Dopiero w XIX wieku wypowiedział się Karol Marks, któremu chodziło tylko o to proces zwrotny do urzeczowienia (robienia z ludzi zasobów ludzkich) czyli do nadawania towarowi roli sprawczej. Jeszcze później na swój użytek pojęcie zaadoptowali seksuolodzy mówiąc o pewnych formach "odchyleń". Tyle, że to wszystko nie ma ze sobą nic wspólnego. Gdy socjolog mówi, że ludzie traktują samochód jak jakieś "nadprzyrodzone wcielenie bóstwa" to przecież nie mają na myśli, że ludzie wierzą, że samochód takim wcielem jest a jedynie zwracają uwagę na pewne skłonności do traktowania, stosowania czegoś użytkowego do celów pozaużytkowych. Taka artystyczna zupa choć z pozoru widowiskowa powiedziałbym że jest mocno trująca bo jej autorzy sami nie mają pojęcia o czym "piszą" na scenie a co więcej tylko umacniają widzów w jakichś błednych skojarzeniach. Tytułowi nadano na modłę komputerową rozszerzenie .WTF. Łatwo się domyslić, że chodzi o umieszczenie dzieła w domenie "What The Fu*ck?" czy "o co w tym do ch*l*ry chodzi?". Chyba faktycznie twórcy sami nie wiedzą. Chciało by się odpowiedzieć FTW! (Fu*ck That Well) bo nic innego nie pozostaje po zobaczeniu dobrego artystycznie widowiska, które jednak po prostu jest głupie.
4
4