Re: koleżankę na lody zapraszam :)
Antyspołeczny
(13 lat temu)
To całkiem logiczne.
Znaczna większość ludzi utrzymuje się z rolnictwa, hodowli, rękodzieła.
Podobno państwo stara się odciągać ludzi od miast w kierunku wsi. Szkoły zatem nie skupiają się na wpajaniu wiedzy ogólnej (encyklopedycznej), która nie okłamujmy się, w większości jest niepraktyczna (i bezużyteczna) a na nauce praktycznych umiejętności które ludzie będą mogli wykorzystać w życiu (zwłaszcza w pracy).
Zapewne do czytania i pisania uczą głównie w szkołach przyklasztornych, gdzie wysyłają jedno, najbystrzejsze dziecko w rodzinie. Tam też, w ciągu 10 lat dziecko ucząc się różnych rzeczy ma szansę ukazać swój potencjał i na podstawie tego wysyłane jest na zagraniczne studia.
U nas traktuje się wykształcenie jako dobro samo w sobie, dzięki temu mamy masę świetnie wykształconych bezrobotnych:)
Którym przez lata edukacji wtłacza się do głów wiele bzdur, jak "ucz się ucz, bo nauka to do potęgi klucz", do tego podsyca się ich ambicję i przekonuje że z dobrym wykształceniem będą mieć super pracę i zarabiać mnóstwo pieniędzy. A potem lądują w pracy która jest poniżej ich wykształcenia i ambicji i czują się z tego powodu nieszczęśliwi.
Z drugiej strony, co to znaczy że ktoś potrafi pisać i czytać? Są konkretne testy którymi się bada poziom analfabetyzmu. Tworzone zapewne przez europejczyków, pod europejczyków:P
To działa jak te testy IQ robione emigrantom chcącym dostać się do USA, kilkadziesiąt lat temu. Teraz specjaliści się z nich śmieją;)
Według wikipedii:
"Obecnie szacuje się, że w Europie jest 3% analfabetów, w Ameryce Pd. - 15%, w Azji - 33%, a w Afryce - 50%." Tylko że te dane dotyczą osób młodych;)
Jest jeszcze coś takiego jak analfabetyzm wtórny, funkcjonalny i matematyczny, i tutaj wiki pisze:
"Badanie tych zagadnień daje czasem bardzo różne wyniki, w zależności od przyjętych kryteriów. Odsetek ten nawet w bogatych krajach może sięgać 50 i więcej procent. Ocenia się np., że 77% Amerykanów, 47% Polaków i 28% Szwedów ma problemy ze zrozumieniem tekstów, a mianem sprawnych językowo można nazwać w tych trzech krajach odpowiednio tylko 2%, 21% i 32% mieszkańców."
Co potwierdza, że nauka niepraktycznych rzeczy i tak nie ma sensu, bo ludziom wraz z wiekiem i tak to uchodzi z głów.
W Polsce ludzie się uczą po 12-18 lat, a potem po kolejnych 5-10 99% tej wiedzy znika. A z każdym kolejnym rokiem jest coraz gorzej...
Szkolnictwo jest wielką machiną w krajach średnio i wysoko rozwiniętych, pytanie jednak na ile jest to praktyczne.
I ile pieniędzy tracimy na coś co nie ma sensu?
No dobra, nie będę Cię wciągał w moje rozważania o tym jak stworzyć utopie:)
Jeszcze mi przyjdzie podzielić się tym milionem z Nobla:P
0
0