Z filmami to jest zabawna sprawa. Dawno temu, jak byłem na studiach to ( zapewne pod wpływem środowiska) toczyłem zaciekła wojnę o tzw. kino ambitne. Nie wiem jak to możliwe ale godzinami oglądaliśmy tych wszystkich Antonionich, Herzogów, Kurosawów, Bergmanów, Fellinich i innych Altamanów . W dyskusjach po seansach, niepisanym obowiązkiem było dzierżyć książkę Heideggera lub chociaż tomik poezji Miłosza. No i oczywiście szalik - musiał być filuternie przerzucony przez ramie na znak wiary w człowieczeństwo ;)
Teraz na szczęście mi juz przeszło: nie nosze szalika, przyznaje otwarcie ze nie rozumiem Heideggera i często oglądam banalne komedie made in USA. np. taką:
http://www.filmweb.pl/film/John+ginie+na+ko%C5%84cu-2012-596885
p.s. jak Tarantino to oczywiście " Wściekłe Psy". Polecam też " Złego Porucznika" bo trochę maczał w tym palce ( starsza wersja z Harveyem Keitelem)
A tak poza tym to Clint rządzi ;)
https://www.youtube.com/watch?v=D6bjFNMJDc4