nie chce mi sie pracować....

Mam dobrą pracę. Dobrze płatną jak na polskie warunki, atmosfera jest całkiem przyjazna, stanowisko samodzielne....nic tylko sie cieszyć. Ale nie ciesze się. Jestem sfrustrowana. Wracam z pracy, zjem coś, chwile odpocznę i tak naprawdę na nic nie ma czasu. Trzeba iść spać, wstać, do pracy i tak w kółko. Może jestem leniem? Wiem, jak silny jest u nas etos pracy, tym bardziej w sytuacji kiedy rata kredytu goni, pojawiaja się dzieci...trzeba to ogarnąć, trzeba zacisnąć zęby i cieszyć się z tego, co jest. Wiem i mam przez swoje podejście wyrzuty sumienia.
Do wściekłości doprowadza mnie ten brak czasu. Wszystko trzeba robić z wywieszonym jęzorem i jeszcze sklepy pozamykane w niedzielę - w piatek i sobotę za to w dużych spożywczakach armagedon. W tygodniu nie mam czasu na małe przyjemności, a dopracy tez trzeba się ubrać, więc jak juz to w sobotę.
Czas mają tylko ludzie, którzy nie pracują. Reszta, ta reszta która zasuwa na gospodarkę traktowana jest troche jak szczury - wszystko z wywieszonym jęzorem, zakupy w ścisku, do lekarza czy urzędu nie pójdziesz w weekend a w tygodniu trzeba brać czasem 1 dniowy urlop, żeby ogarnąć swoje sprawy....
ok, dość
Jestem faktycznie sfrustrowana. Pracowałam bez przerwy 10 lat, potem miałam przerwę i teraz wracam. I ma ochotę uciec, bo od roku jestem po prostu zmęczona...
tak tylko się uzewnętrzniam.
popieram tę opinię 28 nie zgadzam się z tą opinią 4

Matko, mam podobnie! Siedzę na zwolnieniu w ciąży, ale na codzień pracuję jako specjalista w korpo. Jak pomyślę o powrocie to brrr...
Nie to, że nie lubię swojego stanowiska, ale ten stres, ta odpowiedzialność - to niszczy powolutku.
Stres związany z pracą odpuścił dopiero po jakimś miesiącu. Razem z partnerem wynajmujemy mieszkanie, oczekujemy na dzidzię. Nie należą nam się żadne zapomogi czy dofinansowania, nie korzystamy z żadnej pomocy, 500+ nam nie będzie przysługiwać. Jednocześnie ciągle słyszymy o różnych zapomogach, które rząd wprowadza bądź planuje. Ostatnio wpadła kolejna dopłata 10gr do paliwa, straszą podwyżkami cen prądu, vat na książki w górę, na soki też planują w górę, jeszcze kupa innych rzeczy. Nie zarabiamy jakoś źle, ale mam wrażenie, że na codzień ścigamy się w wyścigu, którego nie da się wygrać. Jak nie pniesz się w górę z pensją to tak ajkbyś spadał w dół.
To nie są czasy, że za jedną pensję da się spokojnie wyżyć i jeszcze czasem gdzieś wyjechać.
Jak się przyznam, że jestem zmęczona tą pogonią to słyszę, że jestem za młoda na zmęczenie, że inni mają gorzej, że szkoda wykształcenia na mało ambitną pracę, że jeszcze zawału nie miałam to nie wiem co to stres, a w ogóle to w tym wieku już powinnam mieć na umowie jeszcze ze 2 tys. więcej.
Uwierzysz, że są ludzie, którzy z podziwem patrzą na tych, co się dorobili w korpo 2 zawałów bo oni tacy oddani firmie, tacy ambitni i odpowiedzialni i tak się przejmują? Nie wiem czy to świat jest chory czy my, że się na to wszystko godzimy.

Czasem chciałoby się rzucić to wszystko w cholerę i wyjechać w Bieszczady, ale kto by pensję przysyłał :)

Też chciałam się trochę uzewnętrznić. Jestem z Tobą!
popieram tę opinię 17 nie zgadzam się z tą opinią 3

Dokładnie. Wkurza mnie fakt, że tak u nas i właściwie na całym świecie wiele mówi się o pracy, o konieczności pracy, podnoszenia standardów życia, o gospodarce napędzanej podatkami pracujących, o emeryturach a tak na prawdę ludzie pracujacy, w głównej mierze szaraki (nie mam na myśli osób na wysokich stanowiskach z odpowiednimi zarobkami) żyją z dnia na dzień. Brak czasu, wieczny stres, bo zarobki niekoniecznie pokrywają się z potrzebami, życie rodzinne kuleje, zdrowie czasem też... Wkurza mnie, gdy rodzice mi czasem mówią, gdy zaczynam narzekać, że praca jest najważniejsza. Spoko, ale za ich czasów nie było takiej gonitwy. Tata pracował i żyło nam sie może nie jakoś super, ale starczało. Nagle okazuje się, że jedna pensja (mam na myśli standardowe pensje, żadne kokosy) nie wystarcza, że jesli jestes kobietą i wybrałaś opiekę nad dzieckiem to z automatu jesteś leniem, mamuśką co siedzi na 4literach i nic nie robi (bo ogarnianie domu i rodziny to żadna praca przecież), a jeśli nie masz dzieci a twój facet dobrze zarabia i nadal siedzisz w domu, to już jesteś k** i utrzymanką itp. Codziennie dojeżdżam skm do pracy i jakoś nie widzę uśmiechniętych twarzy. Ludzie narzekają. Moi bliscy znajomi też jakoś nie tryskają entuzjazmem, zwłaszcza dziewczyny z dzieciakami, które wróciły do pracy i na wszystko brakuje im czasu. Ale nie daj Boże przerwiesz to, powiesz stop i wyjedziesz w te przysłowiowe Bieszczady albo okaże sie, że jedna pensja spokojnie wystarcza to otoczenie popuka się w czoło, przechrzci Cię odpowiednio i tyle z tego radości.
Nie jest dobrze.
Jestem w tej komfortowej sytuacji, że właściwie to mogę dać sobie spokój z pracą, ale mam trochę wyrzutów sumienia z powodów ww., martwię się opinią otoczenia, faktem że po raz pierwszy od wielu lat trafiłam na porządną pracę, gdzie nie ma wyścigu szczurów, gdzie szefostwo jest w porządku, kasa - szału nie ma ale też nie jest źle. Żal mi z jednej strony z tego zrezygnować a z drugiej dawno nie byłam tak sfrustrowana, nawet nie cieszy mnie weekend, bo wiem, że za chwilę w poniedziałek będę musiała znowu zrywać się o 6 i tak w kółko.
Nie umiem sobie zorganizować czasu w domu, mam multisporta, ale na fitnessie byłam może 2-3 razy, obiad jem o 18-19 jeśli dzień wcześniej nie przygotuję sobie czegoś. Gdy mój narzeczony jest w domu sytuacja wygląda inaczej, bo i mam z kim pogadać, on dużo mi pomaga w domu, ale co z tego gdy wracam często wykończona bo przez cały dzień trzeba być maksymalnie skupionym, jest milion spraw do ogarnięcia, 8h przed kompem, człowiek jest cały czas na stand-baju...w domu chce mi się tylko spać.
To chyba nie o to chodzi?
Wiem, że tak wygląda życie większości ludzi, a już w ogóle ludzi z dziećmi, ale coraz bardziej mam tego dość.
popieram tę opinię 15 nie zgadzam się z tą opinią 3

Dziewczyny rozumiem was doskonale, Ogólnie wszyscy jesteśmy niewolnikami systemu, systemu na całym świecie. Pełen etat powinien trwać max 4 godz, tak aby każdy był wypoczęty, to i bardziej wydajny będzie, Do tego każdy straciłby mniej zdrowia, miał więcej czasu an rodzinę, znajomych, hobby, na cieszenie się życiem. To wszystko sprawiłoby że człowiek nie tylko byłby bardziej zadowolony ale także wydajniejszy w pracy, Bo obecnie jest tak, ze człowiek przemoczony, siedzi w tej robocie coś tam robi, z każdą godziną wolniej, a potem już odlicza ile jeszcze do wyjścia. Bo ile można? Tłumaczenie ze trzeba pracować 8h aby było opłacalne jest d**ilizmem, bo wszyscy są zmęczenie, sfrustrowani, schorowani i mniej wydajni, rodziny się rozpadają, aż w końcu lądują na rentach bo wysiadają zarówno fizycznie jak i psychicznie.
popieram tę opinię 12 nie zgadzam się z tą opinią 0

Re: nie chce mi sie pracować....

To może wam potrzeba faceta żeby zająć wam czas ,co
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 19

Piotrze a może byś tak zaczął w domu wszystko robić za swoją kobietę, aby ona miała więcej czasu dla siebie?
popieram tę opinię 16 nie zgadzam się z tą opinią 3

Dwa lata temu też byłam w takiej matni
Siedzisz w pracy po 10 godzin plus nadgodziny, zarabiasz normalną kasę ale nie widujesz ani rodziny ani domownikow, w domu jest syf totalny, omijają cie wszystkie wydarzenia szkoleń dziecka to słyszysz "jaka z ciebie matka skoro dla dzieci nie masz czasu"
Jak rzucasz pracę bo pensja męża starcza to usłyszysz że siedzisz tylko w domu i jesteś pasozytem, wygodnicka i na starość zostaniesz z niczym.
Prawda jest jedna. Doba ma tylko 24 i nie jest z gumy. Życie to sztuka wyboru. Kwestia ustawienia priorytetów w życiu.
Jak wybierzesz pracę to będziesz mieć pieniadze ale nie czas by je wydawać a ucierpi rodzina.
Jeśli wybierzesz rodzinę to zyskasz czas kosztem pieniędzy.
To jest proste równanie. Można być naprawdę niezłym ale tylko w jednej sferze naraz.
Jeśli człowiek będzie próbował jednocześnie być perfekcyjną panią domu i niezastąpionym pracownikiem ale wszystko tylko po połowie to nic z tego nie wyjdzie. W moim przypadku wybrałam czas dla siebie i rodziny oraz pracę na nie więcej niż pół etatu. Taki budżet mi wystarcza, mam na wszystko czas i jeśli następuje kolizja dom/praca to praca przegrywa. To mój świadomy wybór i żyje mi się z tym naprawdę dobrze
popieram tę opinię 16 nie zgadzam się z tą opinią 0

Hmmm to ja się chyba wyłamie. Pół roku temu wróciłam do pracy po macierzyńskim i to była najlepsza decyzja. Z dzieckiem w domu było fajnie, na wszystko miałam czas itp., ale brakowało mi kontaktu z dorosłymi ludźmi, zajęcia ktore zaangażuje mózg. W domu czułam że glupieje, że robię ciągle tylko pranie, gotowanie, sprzątanie i w ogóle nie muszę myśleć. To było straszne. Odkąd wróciłam do pracy odzyskałam pewność siebie, jestem szczesliwsza. Fakt, zakupy itp. robimy z wywieszonym jęzorem, ale wszystko to kwestia organizacji. Obiady planuje na tydzień, w sobotę kupuje mieso, warzywa i pieczywo na cały tydzien, mroze i wyciągam na bieżąco, więc nie tracę w tygodniu czasu na zakupy. A z pracy czasami szkoda mi wychodzić i 8 godzin mija mi jak dwie godziny,ale fakt że bardzo lubię swoją pracę. Dziwią mnie trochę teksty o tym, że patrzycie w pracy na zegarek i odliczacie minuty do końca pracy, bo ja w pracy jestem zajęta i raczej jestem w szoku że już tak późno niż odliczam minuty do końca.
Żeby nie było, kocham moją rodzine, lubię spędzać z nimi czas, ale muszę też realizować się poza domem, w czymś co umiem i lubię, choć była że fizycznie jestem wypompowana i np. nie mam siły na żaden fitness.
Może po prostu nie trafilyscie jeszcze na pracę, która będzie was jarać?
popieram tę opinię 7 nie zgadzam się z tą opinią 2

No i o to chodzi, żeby każdy miał wybór i mógł żyć tak jak mu to pasuje.
Ja na macierzyńskim zaczęłam naukę nowego języka, rozszerzyłam uprawnienia na dziwne pojazdy oraz załatwiłam sobie darmowy kurs zawodowy. Do każdego zobowiązania podchodzę poważnie, do tego jak praca jest fajna i absorbujaca to już koniec. Przepadam. Siedziałam w pracy po 10 i więcej godzin, do tego darmowe dyzury pod telefonem, aż doszło do mnie że firma to wykorzystuje i nie jest z tych które takie mocne zaangażowanie w pracę odpowiednio wynagradza. Kontakt z ludźmi i zadowolenie z pracy jest ważne ale nie najważniejsze. Potem dłuższą przerwę zawodową wymusiła choroba. Zmusiła mnie do zwolnienia tempa, i wyboru na co poświęcę swój czas i energię.
Praca może być pasją i może być najfajniejsza na świecie ale jak proponują mi za nią mniej niż płaci się niani czy sprzątaczce to gdzie jest dla mnie biznes? Za "dziękuję " nic nie kupisz. Nawet niech to będzie i najlepsza praca pod słońcem to moim celem życia nie jest praca, mam inne hobby. Nie oczekuję żeby za hobby ktoś mi płacił ale za konkretną pracę wymagającą więcej niż przecietnie trzeba odpowiednio zapłacić. Dla kontaktów towarzyskich to ja mogę się spotkać z koleżankami na kawie a nie iść do pracy....do pracy chodzę po pieniądze na tę kawę. Za konkretną pracę trzeba dostać konkretną kasę. Nie biorę zleceń poniżej stawki pani do sprzątania więc czasem wolę nie mieć pracy niż pracować za pół darmo. Stać mnie na ten komfort.
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 0

Moja praca jest mówiąc ogólnikowo świetna, przynajmniej biorąc pod uwagę to co miałam wcześniej. Zarówno pod względem personalnym jak i finansowym, choć może wypłata nie jest jakaś powalajaca, ale znając rynek pracy - jest całkiem dobra jak na obecne warunki. Nie patrzę w pracy na zegarek, nie mam na to czasu. Pracuję z dokumentami, z ludźmi i często jest tak, że 8 godzin mija mi jak z bicza strzelił, a zadań zostaje na następny dzień. I tu jest pies pogrzebany. Po pierwsze po takim dniu jestem tak wykończona psychicznie, że w domu właściwie nie mam już na nic ochoty - chwile odpocznę, zjem obiad, ogarnę jakieś domowe d*perele i właściwie mam juz tylko ochotę iść spać. Okres przedświąteczny był dla mnie polem bitwy. Do tego ilość obowiązków i specyfika mojego stanowiska przekłada się na to, że jest bardzo niewiele okazji, żeby wziąć urlop. W ub. roku byłam na kilku dniach l4 bo okropnie się przeziębiłam i nie byłam w stanie normalnie funkcjonować - ilość papierów i spraw jakie się nagromadziły przez te 3 dni dobiła mnie. Dodam, że nie obijam się, nie mam na to czasu, wszystkie obowiązki i sprawy organizuję tak, żeby jak najszybciej je ogarnąć. Nie mogę pozwolić sobie na zaległości. Sklamałabym, gdybym powiedziała, że umiejętnośc bycia wielozadaniową w jakiś sposob nie daje mi satysfakcji, szkoda tylko że ta super organizacja bierze w łeb, gdy przekraczam próg mieszkania i mam tak naprawdę ochotę usiąść, napić się spokojnie kawy... i mamy już 18, obiad koło 19 i dzień z głowy. Kolejny dzień. I tak w kółko.

Miałam długą przerwę przed podjęciem tej pracy, pracowałam w zupełnie innej branży, która dawała mi dowolność w organizacji czasu praca/dom, z której zrezygnowałam ze względów zdrowotnych. Zrobiłam sobie przerwę na odpoczynek i obawiałam się, czy wracając "na stare śmieci" poradzę sobie. Poradziłam. Odbudowało to moje poczucie wartości, inni patrzą na mnie "inaczej". Jednak ucierpiały moje relacje ze znajomymi, na których nie mam za bardzo czasu a czasem ochoty, przerwałam zabawę w rozwijanie mojego hobby jakim było szycie, zrezygnowałam z fitnesu, na którym wcześniej byłam przynajmniej 4x w tygodniu.
Wiem, że się nie zrozumiemy - podziwiam to, że pracujesz i udaje Ci się ogarnąć swoje sprawy i robisz to z optymizmem, znam takie osoby i w duchu bardzo im zazdroszczę. Mnie ta sytuacja przytłacza. Myślałam, że wszystko sobie fajnie zorganizuję, ale od roku nie daję rady.
Praca to nie tylko 8 godzin. Wstaję o 6, bo muszę jeszcze dojechać, gdy wracam jest już 17, tak jak pisałam zazwyczaj jestem zmęczona i koło 22 nie do życia. I mimo satysfakcji z wykonanych zadań, moje zadowolenie z jakości mojego prywatnego zycia leży na łopatach.
Większość czasu zabiera praca. Czas spędzony w pracy, czas jaki trzeba poświęcić na przygotowanie się, na dojazdy plus samopoczucie, jakie przynosisz do domu gdy wiesz, że doba nie jest z gumy i znowu nie zrobisz tego, na co masz ochotę. Tak na prawdę żyjemy po to, żeby pracować a nasze sprawy prywatne są tylko dodatkiem.
Szczerze mówiąc od jakiegos czasu mam zamiar zrezygnować, zająć sie sobą, nami,naszymi sprawami. O ile wcześniej przejmowałam się tym, że rodzice będą gadać, że znajomi będą krzywo patrzeć o tyle teraz mam juz tak serdecznie dość tego stanu w jakim jestem, że jest mi wszystko jedno.
I jeszcze coś - założyłam ten temat nazywając go "nie chce mi się pracować" - to nie jest prawda. Paradoksalnie lubię moją pracę i lubię wyzwania jakie przede mną stawia, nie odpowiada mi natomiast to, że poświęcam jej tyle czasu że właściwie na moje prywatne sprawy nie zostaje za dużo czasu ani energii. Powinnam go raczej nazwać "Mam dobra pracę, ale jestem nieszczęśliwa i sfrustrowana"
popieram tę opinię 5 nie zgadzam się z tą opinią 0

Coś jak w dniu świstaka?
Dzień leci ciurkiem za dniem a ty nie masz czasu żyć? To po co ci ta kasa jak nie masz czasu ani siły by ją wdawać?
W naszym kraju brakuje pracy w niepełnym wymiarze. Może zamiast rzucać fajną robotę warto podzielić się z kimś obowiązkami?
Może uda się zrobić tak byś pracowała z kimś na zmianę w niepełnych godzinach albo co któryś dzień?
Pogadaj z szefem i może weź sobie kogoś na przyuczenie albo po prostu zmiennika.
Słowo klucz "zarządzanie czasem pracy" , "optymalizacja zadań" "delegacja obowiązków "...
MI wygląda trochę na to że twojej pracy jest ciut za dużo jak na jedną osobę
nikt na dłuższą metę nie utrzyma wydajności 120%, praca powinna być obliczona na nax 80% obciążenia
Może są obowiązki których możesz się pozbyć albo procesy które można zautomatyzować...
Kto nie kombinuje ten nie żyje :)
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 0

Pracuję nad tym :)
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0

podbijam, bo mamy na forum nowego trolla.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0

Dotarłam na to forum, bo szukałam właśnie wątku "nie chce mi się już pracować"...Mam z tym ostatnio bardzo duży problem:( Mam 43 lata, w maju skończę 44 lata, a w lipcu stuknie mi 25 lat pracy zawodowej z dwoma przerwami na urlop macierzyński (które trwały odpowiednio: po jednej ciąży jakieś 5 miesięcy, a po drugiej chyba 5,5 miesiąca). Obecnie mam pracę dobrze płatną (...ale pracuję na własnej działalności...czyli na akord - co wiąże się z tym, że pracuję po około 10 h dziennie, do tego prawie w każdą sobotę i czasem w dni świąteczne, poza tym bardzo obciążająca psychicznie, bo wymaga wiedzy specjalistycznej). Trzy lata temu się wybudowaliśmy i cały czas ponosimy konsekwencje - kredyty na wykończenie domu (dodam, że wkopaliśmy się okropnie i nasze zobowiązania są prawie równoważne z naszymi zarobkami), więc zapierdzielać trzeba. Mam dwóch synów 16 lat i 9 lat, o ile ze starszym synem nie mam większych problemów...to ponad rok temu okazało się, że młodszy ma Zespół Aspergera i ADHD, więc terapie, lekarze, wszystko oczywiście prywatnie. Nie chodzi o licytację i narzekanie kto ma gorzej...Chodzi k....wa jedynie o to, że ja mam już szczerze dość i nie wiem co z tym zrobić...Mnie po prostu nie chce się pracować już w o ogóle i nigdzie:( Dobija mnie ta codzienność i czuję, że mnie to przerosło. Nie mogę pójść nawet na zwolnienie lekarskie, bo wtedy nie zarabiam:(
popieram tę opinię 1 nie zgadzam się z tą opinią 0

Może patrzysz na to nieco inaczej, bo jesteś świeżo upieczoną mamą i jak wiele z nich marzysz o wyrwaniu się do "dorosłych" to jest normalne. Też tak miałam, ale lata mijają, i z wiekiem zaczyna odczuwać się zmęczenie, nawet w tej ulubionej pracy są dni że przez to zmęczenie właśnie zaczynasz odliczać czas do wyjścia i myślisz, że w domu czeka 12 latek, który jest sam zanim wrócisz z roboty, kiedy nie masz czasu na zakupy w weekend bo nadrabiasz lekcje z dzieckiem. Owszem pracę można zmienić, tyle że i tak w każdej jest zapiernicz godzinowo podobny, i znów zostaje brak czasu na rodzinę, i swoje pasje. A chyba nie o to chodzi.
W moim przypadku praca na pół etatu jest niemożliwa, za małe pieniądze przy 4osobowej rodzinie, kredycie na mieszkanie i samochód.
popieram tę opinię 3 nie zgadzam się z tą opinią 0

No i tu jest pies pogrzebany. Nie ma za dużej dowolności w poszukiwaniu pracy, a raczej w możliwościach jej zdobycia. Sama szukałam ponad pół roku, zanim znalazłam coś godnego uwagi, gdzie zaproponowano mi etat. Do tego zazwyczaj stawka bazowa jest takiej wysokości, że jej obniżenie przez przejście na cześć etatu właściwie jest nieopłacalne. Poza tym, najpierw trzeba dostać zgodę na niepełny etat.
Nie jest łatwo gdy są zobowiazania
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 1

Życie to sztuka wyboru. Ograniczając etat rezygnowalam z nowego samochodu ale dzięki temu mam czas dla siebie i rodziny
Odeszła spora rata na sam samochód i częściowo spadły koszty odjazdu w moim przypadku
Jeśli stawka jest na tyle niska że nie opłaca się na część etatu to może warto przemyśleć czy opłacalność pracy bierze się z pracy czy z wypracowanych godzin. To samo 100 zł można zarobić pracując 10h po 10 zł ale można to samo zarobić to samo w 5h po 20 zł.
Moim zdaniem trzeba nauczyć pracować się mądrze a nie ciężko...I że rozwój osobisty jest warty tyle, ile pieniędzy można z niego mieć, bo sama nauka dla samego rozwoju prowadzi do nikąd jeśli nie idą za tym odpowiednie benefity i możliwości
popieram tę opinię 3 nie zgadzam się z tą opinią 0

Tak wygląda życie. W tygodniu mało kto ma nie wiadomo ile czasu dla siebie i na przyjemności. To trochę kwestia wyboru, łatwiej po pracy walnąć się na kanapę (nie jest to nic złego) niż gdzieś pójść, rozwijać zainteresowania itp.
popieram tę opinię 1 nie zgadzam się z tą opinią 0

dziwne jest to spoleczenstwo
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0

No pewnie, ale powiem Ci ze próbowałam już kilka razy robić podchody do zmiany stylu życia-ogarnąć wcześniej obiad na dwa dni, spróbować wyjść zamiast siedzieć w domu, ale zazwyczaj kończyło się to tak samo. Chyba blokuje mnie złość i jakaś taka frustracja, ze wywieszony jęzor to teraz jedyna opcja. O 22 zazwyczaj jestem nie do życia. Wiec tego czasu po pracy za dużo znowu nie ma, raptem 5h.
Gdy kilka miesięcy temu wzięłam jeden dzień wolnego w listopadzie za 11.11-pamietam jaka byłam szczęśliwa, bo mogłam iść o sensownej godzinie do sklepu zrobić zakupy-wszystko tam było ładnie poukładane, warzywa i owoce nie przebrane, niczego nie brakowało...jeszcze miałam czas żeby ogarnąć sobie domowe spa i skoczyć na spacer. W normalnym tygodniu kiepsko z takimi luksusami. W sklepie wszystko przebrane, trudno dorwać świeże warzywo, w ogóle trudno cokolwiek dorwać, bo produkty są przebrane, brakuje ich często, ludzi full, kolejki do kasy na pół sklepu itd Po powrocie do domu i ogarnięciu domowych i obiadowych spraw rzadko kiedy mam chęć na spacery, fitnessy czy inne cuda.
Rozumiem, ze życie jest kwestią wyborów, ale obecnie są to wybory podporządkowane pracy i nią napędzane. Dlatego postanowiłam porozmawiać w pracy o zmianie etatu. Zobaczymy.
popieram tę opinię 3 nie zgadzam się z tą opinią 0

Nie masz chęci czy nie masz siły?
A może nie ma czasu bo od fitnessu okazują się być ważniejsze inne rzeczy zwiazane z domem lub domownikami?
Czyli znowu przesuwamy przyjemności na dół naszej listy zadań....
Widocznie masz pracę i sklepy bliżej bo u mnie czasu wolnego po obliczeniach zostawało około 3h
Jeśli wstajesz o 6 to o 22 już powinnaś spać. Mi jest potrzebne do normalnego funkcjonowania 9-10h snu na dobę z tym że mam taką właściwość że może być on dzielony np. na dwa razy i jest mi z tym ok. Tyle że to też drastycznie skracało mi dobę w tygodniu i praktycznie wszystko inne musiało być przesunięte na weekend, a jak nie zachowywałam tej ilosci snu na dobę to mi organizm robił bunt i chorował więc suma summarum i tak wyszedł na swoje :p
popieram tę opinię 1 nie zgadzam się z tą opinią 1

Oj tak! Chcesz zrobić coś dla siebie? Spoko, ogarnij swój dzień, zapierdzielaj szybciej żeby wygospodarować te 2 godziny raz kiedyś na relaks i relaksuj się szybko bo wiesz... czas leci :D
Trening? OK, tylko szybciutko się spakuj i jeszcze szybciej leć do studia (nie spóźnij się! Grupa na Ciebie nie poczeka!).

Taki paradoks - jak chcesz zwolnić obroty to musisz przyspieszyć obroty. Ewentualnie obniżyć oczekiwania finansowe. Tylko co jeśli już są nienajwyższe?
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 1

Jestem facetem i niestety mam tak samo :-( Żona również dobrze zarabia. Naszym dzieciom niczego nie brakuje. Nie mamy już kredytów, ale też nie żyjemy "na bogato". Pracuję (nie w korpo!) stacjonarnie po 8 godzin dziennie od 7 do 15. Zarabiam (zliczając premie roczne etc.) średnio ok 7800 zł netto i mam dobre służbowe auto. I tak od około 7 lat (oczywiście wynagrodzenie rosło) i mam już dość. Mam nietypowe hobby i wiele razy myślałem czy nie pracować w tej branży, ale hobby pozwoliłoby mi zarobić maks. 2500 zł więc trzymam się tego co mam od lat, ale jest to już tak monotonne, że odechciewa się rano wstawać. Ja rozumiem, że ludzie zasuwają fizycznie po 10h dziennie za 1/3 mojej pensji, bez szans na lepsze jutro i wtedy sam siebie karcę w myślach jak mogę narzekać. Mam 32 lata i kompletnie nie widzę siebie pracującego do emerytury przez kolejne 30 lat.. Czy to wypalenie? Depresja? Jak to można zmienić? :-(
popieram tę opinię 9 nie zgadzam się z tą opinią 1

Ciesze się, że ktoś założył taki temat, myslalam,ze tylko ja tak mam, tylko ja 'nie do konca sobie radze'. Co z tego ze jestem super pracownikiem, tak naprawde to chyba kocham swoja'robotę', jestem ekspertem w swojej dzialce w pracy, co z tego ze wdrozylam 'ekstra' automatyzacje-kierowniczka dolozyla mi zadan, tak ze nadal nie idzie wszystkiego zrobic. Wracalam do domu-i nie mialam sil wstac z fotela. Rano- z wielkim trudem zwlekalam sie z lozka. Po odejsciu na zwolnienie -2 m-ce przed porodem - potrzebowalam 2-3 miesiace aby 'odreagowac stres' i wrocic 'do normalnosci'. Poki co jestem w domu-wiec 'problem mnie nie dotyczy', niestety nie mam tez recepty , jak zrobic by bylo lepiej - a kiedys nadejdzie moment powrotu do pracy. Chyba jest tak, jak ktos wyzej napisał: nie ma szans pogodzic idealnie rodziny, pracy dzieci i obowiazkow domowych, i jeszcze dojazdu do pracy -tak godzinke w jedna strone (z przystankiem na przedszkole). Ja juz chyba bylam na granicy depresji-tak to teraz oceniam.
popieram tę opinię 3 nie zgadzam się z tą opinią 0

A ja większości z was zazdroszczę...pracujecie od pon do pt, od 7 do 15, a ja wstaje o 4:30, do pracy mam na 6 i zapindalam do 16:45. Wychodze ciemno na dworze, wracam też ciemno...albo 2 zmiana od 14:45 do 01:00. Cały dzień zapieprz na nogach, niby jest 0,5h przerwy ale tak naprawdę jesz kanapkę w biegu...naprawdę chciałabym się z wami zamienić...
popieram tę opinię 1 nie zgadzam się z tą opinią 0

@Luna, musisz być bardzo bogata skoro taki z ciebie pracuś :) jeśli nie jesteś bogata to może warto przemyśleć temat bo coś jest ewidentnie nie teges :P
W Danii, Holandii, UK, a nawet Niemczech jest dużo prac w niepełnym wymiarze i są bardzo popularne zwłaszcza jak ktoś ma małe dzieci
Bardzo to ułatwia zachowanie równowagi praca-życie, ułatwia powrót do pracy osób nie w pełni sprawnych lub dyzpozycyjnych.
U nas jeszcze nie ma takich udogodnień. Firma chwyta człowieka i dusi jak cytrynę.
Jak odeszłam z pracy okazało się że potrzeba 2,5 osoby żeby zrobić to samo. Tak samo było z następną gdzie oczekiwano ze jeden czlowiek da radę zrobić swoją pracę i jeszcze zastąpić dwie inne. I szczerze, jestem z osób które potrafią coś takiego zrobić, tylko po co? Skoro pensja zostaje taka sama albo tylko grosze większa. Narzekamy na nadmiar pracy a sami sobie to robimy biorąc na swoje barki więcej i więcej chociaż wcale nie musimy tego robić a nawet nie powinniśmy
Przejrzałam na oczy jak okazało się że moja praca jest warta dwa i pół raza tyle :P
Firmy mają coraz większe braki kadrowe ale nie mają ciśnienia skoro ci co są dają radę za tą samą kasę :D
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 0

Kocio niestety bogata nie jestem...teraz staram się przekwalifikować, żeby móc w końcu to zmienić...ale dalej nie znalazłam, żadnych godnych ofert w godzinach 7-15, tak tylko urzędasy pracują...
No tak ciśniesz jak szalony przez 10h, a potem przyjmują nowego pracownika iróżnica 5zł na h pracy mojej i jego...
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0

Kromp jeśli to nie tajemnica napisz mi proszę w jakiej branży pracujesz?
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0

Jestem automatykiem. Już dawno mógłbym zarabiać jeszcze więcej tzn. ok. 10-12 tysięcy, ale wtedy 3 dni w tygodniu byłbym poza domem. Jak ktoś nie ma jeszcze dzieci albo nie przepada za spędzaniem z nimi czasu to nie trudno o dobrą pracę w tej branży. Co do dzieci to nikt nie powie tego wprost szczególnie żonie czy rodzinie, ale znam mnóstwo osób, które sztucznie przeciagaja sobie pracę biurową do 10h albo poświęcają czas na pitoly, więc muszą zostać potem dłużej, byleby wrócić do domu ok 19 i nie zajmować się dziećmi za długo.
popieram tę opinię 3 nie zgadzam się z tą opinią 0

Jak miałem 25 lat to dziwiłem się dlaczego 35-40 latkowie zamiast się śpiąc i zrobić wszystko w 8h to rozciągają sobie pracę do 10-12h. Jakby wręcz nie chcieli do domów wracać za szybko. Dopiero jak ja i moi znajomi są w tym wieku to widać jak na dłoni co jest powodem. Dziwi mnie tylko dlaczego żony tak łatwo się na to łapią. Przykre to jest.
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 0

Kromp sama znam takich ludzi...najczęściej są to faceci, wiadomo nie wrócą do domu o 16 i nie palną się na kanapie z piwem bo...ona- żona im jęczy, dzieci coś chcą itd itp. To smutne jest coś się w ich życiu popsuło, zmieniło że dom traktują jako większe zło...My z mężem jesteśmy po 30, mamy 2 dzieci i każde z nas robi co może, żeby je odebrać jak najszybciej z p kola, żeby nie musiały tam kwitnąć do 17 często już od 6:30...Mamy też swoje hobby i dbamy o to aby każde z nas miało na nie czas. Mąż wychodzi z kolegami i też staram się mu nie jeczeć, że po co, ze znowu piwo itd bo wiem, ze on tego potrzebuje, potrzebuje pogadać z innymi, oderwać się i od pracy i ode mnie, od dzieci, ja gdy jeszcze nie padam na twarz też staram się gdzieś wyrwać. Mimo to dbamy o wspólny czas z dziećmi i sam na sam. Myślę, że najważniejsze w tym wszystkim jest zadbanie o potrzeby swoje nawzajem inaczej człowiek wypala się na każdym polu.
popieram tę opinię 4 nie zgadzam się z tą opinią 0

to i ja się przyłączę. Z jedna rzeczą się nie zgodzę... sama wróciłam szybko do pracy, zaraz po macierzyńskim ale zaraz wróciłam do domu. Niestety, nie zarabiam dużo i dużo bardziej opłacało mi się brać 500 plus. Tak, tak, powiecie pasożyt... otóż, stwierdziłam, że cała moja pensja szła na opiekunkę a za 20 lat nikt nie będzie nawet pamiętał, że siedziałam pół roku dłużej w domu. Owsze, można było dostać szału, szczególnie, że Wam to może aż tak nie przeszkadzać tzn, brak ludzi. Mieszkam pod Gdynią, na wsi i nie mam koleżanek w bloku z którymi mogę pokawkować. Ja naprawdę od listopada do kwietnia byłam sama zamknięta w domu od 6 do 20 dopóki mąż nie wrócił z pracy. To jest dopiero koszmar!

Cóż, zostałam pół roku dłużej a potem zrobiłam dwa kursy z księgowości dla matek wracających na rynek pracy, zrobiłam staż, otworzyłam działalność i jakoś idzie. W międzyczasie (córka ma 4 lata już) pracowałam w branży PR.

I wiecie co? zarabiałam beznadziejne pieniądze! mam dość pracy za najniższą krajową. Mam spore doświadczenie bo wiele lat przed urodzeniem dziecka pracowałam i co ważne, nie zamknęłam tego rozdziału, czas wolny przy opiece nad dzieckiem spożytkowałam na rozwój i szkolenia. I dalej to samo. Albo słyszę, że mam za duże doświadczenie albo proponują śmieszne pieniądze, dobre to, że córka teraz chodzi do przedszkola więc płace grosze a nie opiekunce 1600 zł.

Na szczęście ten etap żalu mam na razie za sobą ale nie wiem ile to potrwa. Planuję kolejną ciążę, mam skończone 30 lat i co potem? mam wrażenie, że nic w życiu ni osiągnęłam i nie osiągnę....
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 2

Jakby nikt się nie zgadzał na pracę za minimalną krajową to takich ofert by po prostu nie było, przecież nikt ci pistoletu do głowy nie przystawia przy podpisywaniu umowy. Ja mam pełno różnych dziwnych propozycji pracy po kosztach a nawet poniżej, za minimalne stawki i gdybym je brała jak leci to bym nie miała z czego dokładać bo by mi skarbowy konto zablokował, ale klienci byli by zadowoleni a od zamówień nie mogłabym się odgonić.... Nie ma co się złościć na firmy bo tak działa rynek i moim zdaniem to bardzo racjonalne podejście że nie pracujesz bo gdybyś brała pracę poniżej pewnej wartości to było by to zwykłym psuciem rynku
W mojej branży często słyszę że firma X zrobi to o połowę taniej niż rynkowa stawka, W 90% okazuje się że tania firma nie okazała się wcale tania bo albo opłaty ekstra wyszły albo poprawki musiał robić ktoś inny i okazuje się że kto robi tanio robi dwa razy albo robi dwa lata.
Praca jest towarem a swój towar trzeba umieć sprzedać i się cenić. A jak ktoś lubi tyrać za pół darmo to lepiej żeby to był ktoś inny.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 2

Kocio, jak płaciłam opiekunce 1500 to się nie opłacało ale jak teraz płacę 150 za przedszkole bo państwowe to jednak 1400 do budżetu domowego robi. Szczególnie, że to rata naszego kredytu za dom. Ja nie mam mieszkania po dziadkach więc tak, mam trochę pistolet przystawiony do głowy poza tym nigdy nie siedziałam na d... tylko zawsze pracowałam.

Różnica polega też na tym, że ja mam też działalność ale mam duże problemy ze zdrowiem dlatego umowa o pracę, nawet na najniższej krajowej jest dla mnie bardziej opłacalna niż składki z działalności. Bo jak co do czego, wyląduję w szpitalu gdzie za pół roku mogę zejść z tego świata, to mam kontrolę i choć jestem czysta to użeranie się z zusem nie jest fajne.

Więc nie tłumacz mi o stawkach bo wiem jak działa konkurencja, czasem trzeba trochę poszerzyć perspektywę bo każdy ma inną sytuację.

No i wybacz ale to Ty zazwyczaj płakałaś na forum, że pracodawcy są tacy fe.... nie chcę bić personalnie ale może ciebie rodzice ustawili albo masz bogatego męża? no ja nie mam więc łapię się każdej pracy albo raczej takiej jaką mogę bo jestem niepełnosprawna i 90% ofert pracy - jestem wykluczona. Żaden lekarz nie wystawi mi zgody na jej podjęcie.

Nie wiem gdzie pracujecie ale w PPNT jak usłyszałam na stanowisko sekretarki 1700 netto to myślałam, że skisnę ze śmiechu :D
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 2

Re: nie chce mi sie pracować....

Ja też doszłam do takich przemyśleń. Nie znajduje zrozumienia u rodziny, znajomych. Ludzie, których znam nastawieni sa albo na zarabianie jak największych pieniędzy albo na osiągnięcie sukcesu. A ja bym chciała po prostu cieszyć się życiem, mieć czas na spacer, sen, czytanie. Przeraża mnie myśl, że prawie do końca życia mam tyrac na jedzenie i dach nad głową i nie mieć na nic czasu albo ochoty. Pensje jakie proponują pracodawcy za pracę biurowa to ok. 1800-2000 zł na rękę. Zarabiajac tyle nie mam szans na kredyt na mieszkanie, wynajęcie pokoju to koszt ok. 1000 zł ( kawalerce mogę pomarzyć). Zostaje 800-900 zł na jedzenie, bilet miesięczny do pracy, ubranie. Nie wystarcza nawet na dentyste czy jakiś drozszy ciuch, kosmetyk. Mam 33 lata. Pracowałam kilka lat w biurze. Napietrzenie obowiązków, nieprzyjemna atmosfera. Wstawalam o 5:50, kończyłam pracę o 16. Po drodze jakieś zakupy, oczywiście wszędzie kolejki, bo większość kończy pracę w tych godzinach. W domu byłam o 17:30. Jak zjadłam obiad to była 19 i zasypialam na siedząco. I tak w koło. Nie wytrzymała. Rzuciłam ta prace w cholere. Bałam się. Płakałam przez kilka dni. Stres zszedł ze mnie dopiero po kilku miesiącach. Zyje z oszczędności, ale już mi się kończą. Nie wyobrażam sobie wrócić do takiego kolhozu. I na co mam czekać? Na starość, zeby w końcu mieć czas zyc? Tylko, że wtedy będę miała inne problemy - głodowa emerytura, choroby, niedoleznosc i śmierć. To jest jakiś koszmar. tak się nie da żyć! Zgadzam się z Wami.
popieram tę opinię 7 nie zgadzam się z tą opinią 0

Przeczytajcie ksiazke Anthonego de Mello Przebudzenie i zrozumiecie dlaczego czujecie sie tak jak sie czujecie. Ksiazka napisana przez jezuite ale....skreslona przez kk, a to juz daje do myslenia. Nie ma w niej o religii za to duzoo duchowosci. Kiedy zrozumiecie z czym sie identyfikujecie to autentycznie problem odpadnie. Przczytalem wszystkie posty tutaj bo mialem tak samo ja Wy. Nie moge powiedziec ze w sekundzie byl obrot o 180, bo trzeba nad soba pracowac i oduczyc sie wielu rzeczy, ale w ciagu tygodnia zauwazylem ze jest mi lepiej.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0

Dlatego my z żoną siedzimy za granicą. Jak na zachód zarabiamy marnie, ale żyje nam się dobrze, (odejmując wyższe koszta życia jakie tu mamy itd, to tak jakbyśmy w Gdańsku zarabiali po 4800 netto na głowę). Bogaci nie jesteśmy, ale bez nałogów i z głową to starcza, że ho ho. Czasem jak chcemy dorobić to popracujemy w weekendy, a na codzień pon-pt 6-14. Praca 20 minut od domu autkiem, bez stresowa. Rola nie jest wielka, ale nie wiem czy chcę wpaść w ten wyścig z samym sobą - super pozycja, odpowiedzialność, awanse... tak jak pisał ktoś wyżej, mało zostaje potem czasu. A ja... gram sobie na gitarze, gram w tennisa, oglądam mecze piłkarskie, czytam książke, w weekend zawsze stać nas na wyjazd (zacznijmy od tego, że tu stać nas na auto...) I sam już nie wiem... nie mam pomysłu na biznes, nie mam super specjalizacji i nie chce mi się zapier*****. Jestem leniwy po prostu. Chciałbym wrócić, ale jak widzę te komentarze, to przypominam sobie moje życie sprzed X lat... i nie chcę tego. W sumie to po co, skoro nie zabiorę tego do grobu? A nasze życie to i tak kreska między datami
popieram tę opinię 1 nie zgadzam się z tą opinią 0

Wiesz co? Ja ostatnio przeżyłem prawdziwy kryzys - wypaliłem się zawodowo totalnie. To był ciężki okres. Ja bardzo dużo dawałem z siebie firmie i chyba już po prostu nie wytrzymałem. Żona poradziła mi, żebym wziął sobie troszkę wolnego. Zwolniłem się i dałem sobie dwa miesiące wolnego. Ona dobrze zarabia, mieliśmy oszczędności, więc muszę powiedzieć, że jeżeli ktoś ma taką możliwość, to naprawdę jest dobry pomysł. Zdecydowałem się nawet pójść o krok dalej i umówiłem się na konsultację online z psychoterapeutą. Zrozumiałem wtedy, że muszę coś zmienić w swoim życiu - po prostu to jak zarabiałem do tej pory nie było już dla mnie odpowiednie. Miałem spotkania z Leszkiem Olszanowskim z poradni Psychologgia - z własnej kanapy, z kubkiem herbaty. Mało osób korzysta z pomocy terapeutów, ale muszę się przyznać, że nawet kilka rozmów potrafi sprawić, że cały nasz system wartości rozpada się i buduje na nowo. Może warto zastanowić się, czego naprawdę chcesz od życia i swojej pracy.
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 0

A ja zrezygnowałam z pracy bo pojawiły się dzieci. Siedzę w domu i jestem menadżerem ogniska domowego;) I napiszę tak dla tych co myślą że jak ktoś nie pracuje to ma czas na wszystko....nie mam czasu w ogóle dla siebie- dzieci ogarnąć rano, zawieźć do szkoły, przedszkola- nie zawsze zaczynają o tych samych godzinach, więc najpierw jedno, wracam po drugie, szybkie zakupy, do domu obiad przygotować, dzieci odebrać- bo z racji tego, że rodzic nie pracuje nie mogą być w świetlicy- kończą w różnych porach, więc przywożę do domu jedno, za godzinę następne odebrać . Zjeść obiad, lekcje, zawieźć na zajęcia dodatkowe, odebrać, kolacja, kąpiel i do spania. I tak praktycznie każdego dnia. Koleżanki, które pracują bo ich dziećmi zajmują się dziadkowie, mówią że w pracy odpoczywają. Mają 8 godzin stabilizacji. Nie narzekam bo sama podjęłam decyzję by zajmować się dziećmi, ale jak słyszę że nie pracuję to mam dużo wolnego czasu to jest mi najzwyczajniej przykro....
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 0

Mój przypadek jest inny, powiedziałbym że odwrotny nawet.
Swego czasu doszedłem do jakiejś tam pozycji zawodowej, która satysfakcjonującej kasy raczej nie zapewniała. Był za to spokój, wszystko było poukładane i kręciło się prawie samo, można powiedzieć. Dochody wystarczały na utrzymanie rodziny. Przyszedł chyba kryzys wieku średniego i bardzo źle się poczułem psychicznie. Przecież byłem w sile wieku, a praktycznie nic nie osiągnąłem i na dodatek zachowuję się jak emeryt, pomyślałem.
Wtedy wziąłem się za niemal wyczynowe uprawianie sportu, a w niedługim czasie zmieniłem środowisko, w tym również pracę. Porzuciłem stabilizację na rzecz zajęcia bardziej wymagającego, lepiej płatnego, aczkolwiek niższego w hierarchii zawodowej. Nowa praca pochłaniała mi dużo czasu i energii. Siłą rzeczy na sport miałem coraz mniej czasu. Po niecałym roku zmieniłem kolejnego pracodawcę i zostałem zatrudniony na wyższym stanowisku, oczywiście lepiej płatnym. Mijały kolejne lata i kolejne awanse. Niestety, nie ma nic za darmo. Z rodziną widywałem się tylko w weekendy. Przyzwyczaiłem się do takiego kieratu i o ile jeszcze niedawno wydawało mi się, że w takim obciążeniu mogę pracować nieskończenie długo, tak coraz częściej zaczynam marzyć o odpoczynku/emeryturze, do której jeszcze kilka ładnych lat mi zostało. Ostatnio, trochę z konieczności kolejny raz zmieniłem pracodawcę. Obecna praca jest dużo spokojniejsza i mniej wymagająca. Równolegle miałem ostatnio kilka ambitnych propozycji od innych pracodawców, ale odmówiłem, bo kasa to nie wszystko. Jestem jednak przekonany, że wkrótce będę miał propozycję od obecnego pracodawcy, abym przyjął na siebie obowiązki wymagające ode mnie dużo większego zaangażowania i odpowiedzialności. Jestem ambitny i obawiam się, że obecnemu pracodawcy nie będę potrafił powiedzieć NIE.
Sam nie wiem, czy jeszcze śpiewać solo, czy tylko w chórku,... a może czas już zejść ze sceny? :)
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0

odgrzewane kartofle....
Ale temat chyba wiecznie żywy?
Trafiłam na niego przypadkiem, podoba mi się dyskusja - bez obrażania, bez dobrych rad...czasem trzeba się wygadać, poznać zdanie innych. W mojej opinii nie można całe życie stawać na baczność i pokazywać, a właściwie to udowadniać sobie i wszystkim dookoła jakim to się jest twardzielem, jak dobrze wychodzi się wszystkim trudnym sprawom na przeciw. Warto czasem pochylić się nad sobą i przyznać się, że ten cały plan w którym się na co dzień z mniejszym lub większym powodzeniem poruszamy nie do końca jest naszym marzeniem, ale jest często naszą jedyną rzeczywistością i jakoś musimy sobie z nią radzić.
Założyłam ten temat kilka lat temu. Byłam zniechęcona, wyczerpana. Dostałam bdb pracę, tak jak napisałam wcześniej - motywującą, dobrze płatną, dobrze się w niej czułam bo udawało mi się rozwiązywać dość trudne problemy - było to dla mnie bardzo mocnym bodźcem do dalszego działania. Czułam się potrzebna, czułam się ważna, czułam się doceniana. Ale po czasie - jak wynika z tekstu zaczęło mnie to przerastać, okazało się że obowiązków jest zbyt dużo na jedną osobę, moja głowa przestała dawać sobie z tym radę. Odeszłam w końcu. Najpierw poprosiłam o zmniejszenie wymiaru pracy, a potem dałam sobie spokój.
Było mi super w domu. Serio, kończyły się wakacje, pojechaliśmy na fajny, długi urlop, potem zajęłam się fitnesem, nie zawsze udawało mi się wykorzystać czas tak, jak bym sobie tego życzyła, czasami było to zwykłe "marnowanie" go na bzdety i drapanie się po 4 literach... Po jakimś czasie znalazłam sobie inną pracę, spokojniejszą, w weselszym zespole i co...? i przyszedł covid, wyleciałam po 5 miesiącach gdy skończyła się tarcza - moje stanowisko było potrzebne w czasie normalnego funkcjonowania "świata". Przy zamknięciu nas w domach okazało się zbyteczne.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0

Hejka! Próbowałeś kiedyś pracy jako hostessa? Ja miałam okazję przez https://hostessy-agencja.pl/praca/ i szczerze mówiąc, to była super sprawa. Fajni ludzie, dobra zabawa i jeszcze się coś zarobi. Jak szukasz czegoś na start, to polecam!
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0

Inne tematy z forum

Tabletki na odchudzanie? (186 odpowiedzi)

Cześć i czołem :) Zależy mi aby schudnąc 7 kilo by powrócić do moich starych ciuchów w które...

Feromony damskie (36 odpowiedzi)

Dziewczyny czy psikałyscie się kiedyś zapachami dla kobiet z feromonami? Działają czy nie? Gdzieś...

Dobry szampon na łupież (41 odpowiedzi)

Dziewczyny doradźcie coś, bo już mi ręce opadają!