W zupie poza trzema krewetkami dominowały twarde plastry imbiru i łykowate łodygi jakichś warzyw. Drugie zupełnie bez wyrazu, ze śladową ilością wieprzowiny, na uwagę, że nie ostre, choć zamawiałem pikantne, kelner zaproponował chili... W tajskiej restauracji. A ceny? Monstrualnie nie adekwatne. W każdym orientalnym barze w trójmiejskich galeriach handlowych potrawy o wiele bardziej aromatyczne, smaczniejsze i trzykrotnie tańsze!!!