opinia o weselu w VILLA ANTONINA SOPOT - OMIJAJCIE SZEROKIM ŁUKIEM
Miałam okazję być kilka dni temu na weselu w Villi Antoninie. Chciałam się podzielić opinią, nie tylko swoją ale tez innych gości. Sama w zeszłym roku miałam wesele i wiem jak takie opinie są ważne. Mam nadzieję że ustrzegę choć kilka osób przed wyprawieniem tam swojego wesela. Pod względem jedzenia i organizacyjnym był to dramat. Przysięgam że jeszcze nigdy nie byłam na takim weselu!! Chciałam tylko dodać że dzięki dj i gościom, zabawa była świetna, naprawdę dobrze się bawiliśmy do samego rana a to najważniejsze. Nie zmienia to jednak faktu że obsługa i ilość jedzenia była poniżej krytyki, a panna młoda nie powinna płakać w takim dniu z tego powodu!!
Zacznę od początku. Na miejscu pojawiliśmy się około 17:30, był szampan a potem usiedliśmy do stołów. Na 70 osób było 3 kelnerów!!
Dość długo czekaliśmy na przystawkę. Jedzenie przyjeżdżało windą z dołu i zanim tych 3 kelnerów wszystko rozdało całe jedzenie mijało dużo czasu. Na przystawkę było carpaccio z łososia, naprawdę mikroskopijne porcje, co do smaku nie mogę się wypowiedzieć bo nie lubię. Na zupę znów musieliśmy czekać, proszę sobie wyobrazić że została podana o 19:30. Wszyscy umierali z głodu. Był to krem z grzybów z kluseczkami, bardzo dobry ale porcja niewielka.
Po jakimś czasie zaczęli roznosić obiad na pólmiskach a raczej talerzykach, ziemniaczki, ryż, sałatkę , warzywa z wody, buraczki i miały być 2 rodzaje mięsa i ryba. Do naszego stolika prawie wszystko przynieśli, z wyjątkiem 1 mięsa. Wszyscy goście już jedli, my musieliśmy upomnieć się u kelnera o talerze. Przy stoliku siedziało 8 osób. Te porcje na półmiskach były tak małe że nie starczało żeby wszyscy sobie nałożyli. Kolega poszedł do baru po drinki, w tym czasie przynieśli talerze i nakładaliśmy sobie jedzenie. Każdy po troszku sobie nałożył, byliśmy przekonani że za chwile będą donosić jedzenie bo nawet ziemniaków dla wszystkich nie starczyło. Kiedy kolega wrócił prawie nic nie zostało, nałożył sobie ostatni kawałek soli, wielkości koreczka śledziowego, uspokoiliśmy go że nie przynieśli jeszcze jednego półmiska z mięsem i zaraz poprosimy o nie i resztę jedzenia. Zawołaliśmy kelnera, ten wrócił po chwili i powiedział że wszystkie porcje zostały rozdane, w kuchni nic już nie ma z wyjątkiem ziemniaków. Koledze na obiad został ryż i buraczki. Nie mogliśmy w to uwierzyć. Proszę sobie wyobrazić że na 8 osób otrzymaliśmy 5 filetów soli wielkości koreczków śledziowych i 6-7 kawałeczków piersi z kurczaka ( były to kawałki ok 1/3 wielkości całej piersi). Talerze po tym pseudo obiedzie stały chyba z pół godziny na stole, nie wiem co ci kelnerzy w tym czasie robili, potem zaczęli je zbierać razem z managerka. Dość żenujący był to widok kiedy kierowniczka sali w szpilkach znosi brudne talerze. Po około godzinie dostaliśmy deser, szarlotka z lodami i bitą śmietaną, było bardzo dobre, wszystko zniknęło w jednej chwili z talerzyków ale nie ma się co dziwić po takim obiedzie.
Naprawdę po tym 4 daniowym obiedzie nie byłam najedzona, tym bardziej że był on rozciągnięty w czasie na ok 2,5 godziny. A co dopiero mężczyźni którzy jedzą więcej.
Normalnie po deserze po małej przerwie powinny się pojawić zakąski bo wtedy ludzie zaczynają pić, tu niestety nie pojawiły się. Ludzie nie dość że głodni to jeszcze pili bez zagrychy bo nie było. Na drogę do kościoła do taksówki wzięłam sobie jakieś chrupki, nie zjadłam ich całych i schowałam to torby z zapasowymi butami. Proszę sobie wyobrazić że kiedy je wyjęłam nie było osoby która by reki nie wyciągała żeby sobie zagryźć wódeczkę. Zakąski wjechały po 22, równocześnie z tortem.
Tych zakąsek też nie było jakoś szalenie dużo na 70 osób, no ale można było dojeść po obiedzie :)
Jak to zazwyczaj bywa Państwo młodzi ukroili pierwszy kawałek, były zdjęcia oklaski, potem się nie przypatrywałam. Za chwile widzę plączącą pannę młodą. Zapytałam co się stało a ona mówi że co to ma być, ok kiedy młodzi kroją cały tort. Rzeczywiście nie było nikogo z obsługi, młodzi pokroili prawie 1 cały tort z 3 bo goście stali z talerzykami. Dopiero po interwencji ktoś przyszedł.
Była jeszcze fontanna czekoladowa, po torcie ją włączyli i przynieśli do tego całe 5 kieliszków owoców. Takich normalnych kieliszków do wina, wypełnione truskawkami, melonem, ananasem. 5 kieliszków na 70 osób.
Stało tez jakieś ciasto, ja na swoim weselu na 30 osób miałam więcej.
Państwo młodzi wybrali opcje all inclusive, tzn w cenie było jedzenie, ciasta, alkohol, kwiaty na stołach. Zapłacili za to nie mało. Po prostu żenada. Nie wiem jak tym ludziom z Villi Antoniny nie było wstyd zorganizować tak wesela.
Kelnerzy błądzili po tej sali, trzeba się było upominać o talerze bądź zabranie brudnych naczyń, o napoje. Dramat.
Kiedy usiedliśmy do stołów okazało się że wódka jest ciepła, po interwencji panny młodej, wsadzili do zamrażalników.
Przed północą pojawiła się policja, otrzymali skargę że jest za głośno!!
Jak w lokalu organizującym wesela może pojawić się policja. A może to było ich pierwsze wesele?? Sądząc po organizacji chyba tak.
Nikomu nie polecam tego miejsca
Zacznę od początku. Na miejscu pojawiliśmy się około 17:30, był szampan a potem usiedliśmy do stołów. Na 70 osób było 3 kelnerów!!
Dość długo czekaliśmy na przystawkę. Jedzenie przyjeżdżało windą z dołu i zanim tych 3 kelnerów wszystko rozdało całe jedzenie mijało dużo czasu. Na przystawkę było carpaccio z łososia, naprawdę mikroskopijne porcje, co do smaku nie mogę się wypowiedzieć bo nie lubię. Na zupę znów musieliśmy czekać, proszę sobie wyobrazić że została podana o 19:30. Wszyscy umierali z głodu. Był to krem z grzybów z kluseczkami, bardzo dobry ale porcja niewielka.
Po jakimś czasie zaczęli roznosić obiad na pólmiskach a raczej talerzykach, ziemniaczki, ryż, sałatkę , warzywa z wody, buraczki i miały być 2 rodzaje mięsa i ryba. Do naszego stolika prawie wszystko przynieśli, z wyjątkiem 1 mięsa. Wszyscy goście już jedli, my musieliśmy upomnieć się u kelnera o talerze. Przy stoliku siedziało 8 osób. Te porcje na półmiskach były tak małe że nie starczało żeby wszyscy sobie nałożyli. Kolega poszedł do baru po drinki, w tym czasie przynieśli talerze i nakładaliśmy sobie jedzenie. Każdy po troszku sobie nałożył, byliśmy przekonani że za chwile będą donosić jedzenie bo nawet ziemniaków dla wszystkich nie starczyło. Kiedy kolega wrócił prawie nic nie zostało, nałożył sobie ostatni kawałek soli, wielkości koreczka śledziowego, uspokoiliśmy go że nie przynieśli jeszcze jednego półmiska z mięsem i zaraz poprosimy o nie i resztę jedzenia. Zawołaliśmy kelnera, ten wrócił po chwili i powiedział że wszystkie porcje zostały rozdane, w kuchni nic już nie ma z wyjątkiem ziemniaków. Koledze na obiad został ryż i buraczki. Nie mogliśmy w to uwierzyć. Proszę sobie wyobrazić że na 8 osób otrzymaliśmy 5 filetów soli wielkości koreczków śledziowych i 6-7 kawałeczków piersi z kurczaka ( były to kawałki ok 1/3 wielkości całej piersi). Talerze po tym pseudo obiedzie stały chyba z pół godziny na stole, nie wiem co ci kelnerzy w tym czasie robili, potem zaczęli je zbierać razem z managerka. Dość żenujący był to widok kiedy kierowniczka sali w szpilkach znosi brudne talerze. Po około godzinie dostaliśmy deser, szarlotka z lodami i bitą śmietaną, było bardzo dobre, wszystko zniknęło w jednej chwili z talerzyków ale nie ma się co dziwić po takim obiedzie.
Naprawdę po tym 4 daniowym obiedzie nie byłam najedzona, tym bardziej że był on rozciągnięty w czasie na ok 2,5 godziny. A co dopiero mężczyźni którzy jedzą więcej.
Normalnie po deserze po małej przerwie powinny się pojawić zakąski bo wtedy ludzie zaczynają pić, tu niestety nie pojawiły się. Ludzie nie dość że głodni to jeszcze pili bez zagrychy bo nie było. Na drogę do kościoła do taksówki wzięłam sobie jakieś chrupki, nie zjadłam ich całych i schowałam to torby z zapasowymi butami. Proszę sobie wyobrazić że kiedy je wyjęłam nie było osoby która by reki nie wyciągała żeby sobie zagryźć wódeczkę. Zakąski wjechały po 22, równocześnie z tortem.
Tych zakąsek też nie było jakoś szalenie dużo na 70 osób, no ale można było dojeść po obiedzie :)
Jak to zazwyczaj bywa Państwo młodzi ukroili pierwszy kawałek, były zdjęcia oklaski, potem się nie przypatrywałam. Za chwile widzę plączącą pannę młodą. Zapytałam co się stało a ona mówi że co to ma być, ok kiedy młodzi kroją cały tort. Rzeczywiście nie było nikogo z obsługi, młodzi pokroili prawie 1 cały tort z 3 bo goście stali z talerzykami. Dopiero po interwencji ktoś przyszedł.
Była jeszcze fontanna czekoladowa, po torcie ją włączyli i przynieśli do tego całe 5 kieliszków owoców. Takich normalnych kieliszków do wina, wypełnione truskawkami, melonem, ananasem. 5 kieliszków na 70 osób.
Stało tez jakieś ciasto, ja na swoim weselu na 30 osób miałam więcej.
Państwo młodzi wybrali opcje all inclusive, tzn w cenie było jedzenie, ciasta, alkohol, kwiaty na stołach. Zapłacili za to nie mało. Po prostu żenada. Nie wiem jak tym ludziom z Villi Antoniny nie było wstyd zorganizować tak wesela.
Kelnerzy błądzili po tej sali, trzeba się było upominać o talerze bądź zabranie brudnych naczyń, o napoje. Dramat.
Kiedy usiedliśmy do stołów okazało się że wódka jest ciepła, po interwencji panny młodej, wsadzili do zamrażalników.
Przed północą pojawiła się policja, otrzymali skargę że jest za głośno!!
Jak w lokalu organizującym wesela może pojawić się policja. A może to było ich pierwsze wesele?? Sądząc po organizacji chyba tak.
Nikomu nie polecam tego miejsca