po koń gresie
10tego maja był w ECS kolejny Kongres Mobilności Aktywnej. Miejsce moim zdaniem gorsze niż poprzednie (targi gdańskie) bo dużo ludzi łazi po muzeum i kongres, i zwiedzacze sobie nawzajem przeszkadzają, a nerwowi ochroniarze nie pozwalali zaparkować rowerów blisko wejść (ale taka jest rola ciecia, co tam). Kongres był znacznie skromniejszy niż poprzednie, a także z mniejszą "kryszą" polityków, zapowiedziano go też znacznie później niż poprzednie, ale to chyba objawy "dobrej zmiany", niezależne od organizatorów.
W pierwszej sesji kilku cudzoziemców, bez pytań z sali, potem wycieczka (ja się urwałem reperować PKB), potem sesja polska, z pytaniami. Chwalimy się jako Trójmiasto, tym razem bardziej Gdynia niż Gdańsk, oby wkrótce razem, a nie osobno. Jest się czym chwalić, ale to wiecie, szczególnie jak macie dzieciaki. Szczególnie chyba nasi politycy lubili peany od warszawskiego oficera rowerowego, który deklarował wejście smoka warszawskich szkół do Rowerowego Maja, a także zazdrość że niby u nas i we Wrocku "lepiej". Nie, nie miałem okazji pogadać o wykluwających się planach roweru publicznego czwartej generacji.
Serce mnie zakłuło i zakipiałem oburzeniem, po tym jak Austriaczka z Gracu powiedziała, że u nich rowerzyści też potrzebują kart rowerowych. Ale dopytać mogłem dopiero po sesjach, na poczęstunku (skromnym, niezłe czeskie piwo z kija, jakaś smażenina z grilla i niezłe surówki, wszystko "na koszt Adama Owicza"). Dopadłem ją między piwem a zakąskami i wyszło, że karta rowerowa jest tam DO dwunastego (12!!!) roku życia i nie ma dolnego limitu, czyli nawet pięciolatek, jeśli odpęka prosty obrazkowy test, może jeździć po infrze i poza nią (nasz szkrab musi mieć min. 10 lat a chcą, by karta byla też dla starych koni jak my). Od naszych gdańskich biurew dowiedziałem się, że włoskie biurwy z Modeny wywalają nam z CycleChallenge naszych zbyt aktywnych nabijaczy kilometrów, bo uważają, że kantujemy. Że niepotrzebnie specjalnie jeździmy okrężną trasą do pracy.
Acha, uśmiałem się jak norka, bo w broszurce "Auf die Räder, fertig, los!" o rowerowym Gracu, wypatrzyłem gościa na naszym rometowskim Pelikanie, prawie takim jak mój, też białym (gość też brodaty).
W pierwszej sesji kilku cudzoziemców, bez pytań z sali, potem wycieczka (ja się urwałem reperować PKB), potem sesja polska, z pytaniami. Chwalimy się jako Trójmiasto, tym razem bardziej Gdynia niż Gdańsk, oby wkrótce razem, a nie osobno. Jest się czym chwalić, ale to wiecie, szczególnie jak macie dzieciaki. Szczególnie chyba nasi politycy lubili peany od warszawskiego oficera rowerowego, który deklarował wejście smoka warszawskich szkół do Rowerowego Maja, a także zazdrość że niby u nas i we Wrocku "lepiej". Nie, nie miałem okazji pogadać o wykluwających się planach roweru publicznego czwartej generacji.
Serce mnie zakłuło i zakipiałem oburzeniem, po tym jak Austriaczka z Gracu powiedziała, że u nich rowerzyści też potrzebują kart rowerowych. Ale dopytać mogłem dopiero po sesjach, na poczęstunku (skromnym, niezłe czeskie piwo z kija, jakaś smażenina z grilla i niezłe surówki, wszystko "na koszt Adama Owicza"). Dopadłem ją między piwem a zakąskami i wyszło, że karta rowerowa jest tam DO dwunastego (12!!!) roku życia i nie ma dolnego limitu, czyli nawet pięciolatek, jeśli odpęka prosty obrazkowy test, może jeździć po infrze i poza nią (nasz szkrab musi mieć min. 10 lat a chcą, by karta byla też dla starych koni jak my). Od naszych gdańskich biurew dowiedziałem się, że włoskie biurwy z Modeny wywalają nam z CycleChallenge naszych zbyt aktywnych nabijaczy kilometrów, bo uważają, że kantujemy. Że niepotrzebnie specjalnie jeździmy okrężną trasą do pracy.
Acha, uśmiałem się jak norka, bo w broszurce "Auf die Räder, fertig, los!" o rowerowym Gracu, wypatrzyłem gościa na naszym rometowskim Pelikanie, prawie takim jak mój, też białym (gość też brodaty).