Milosc...Boze...co to jest MILOSC(???)...mam tak wspanialych PRZYJACIOL z Polski i ze Swiata...przytocze dzis Wam refleksje na
Przyjaciela ze Szwecji(Kobieta), a bedą to Jej doznania(ma teraz dwojke wspanialych dzieci-juz dosc duzych, by mogly pomagac Mamie w domowych obowiazkach...no-powiedzmy sobie...juz powinny to robic...A wiec poczytajcie sobie o MILOSCI...prosze:)
"(...)Otoz kiedys wpadlam w stan dosc mocnego przygnebienia psychicznego i postanowilam sobie pomyslec o milosci, azeby rozproszyc ciemne mysli...co by sie stalo, gdyby zebrac cala milosc....(a ze nie mialam, jak to teraz oceniam, pojecia o milosci, mysli moje byly chwilami bardzo niedojrzale) i wtedy zaczely sie dziac "dziwne" rzeczy...poczulam nagle, ze trafia mnie w sam srodek klatki piersiowej jakby ognista kula milosci, ogromny ladunek energetyczny, i rozprowadza sie po moim ciele, czesciowo rozpryskajac sie na male laduneczki - jakby perelki energii, podczas gdy znaczna wiekszosc tego ladunku uderza do gory i wyplywa rekami - koniuszkami palcow. I ogromne cieplo w klatce piersiowej po tym. A ze mialam jakies klucia tam tak dlugo jak pamietam, ostatnio coraz czestsze i dokuczliwsze, wiec myslalam, ze stalo sie cos strasznego i ze moze juz umre; i chociaz przezycie bylo przyjemne a ja czulam sie po tym dobrze majac odczucie niezwyklej lekkosci, plakalam jednak bardzo ze strachu, czekajac na powazne pogorszenie sie dolegliwosci. Po paru dniach, kiedy nie powrocilo (i nie powrocilo juz nigdy) najmniejsze nawet klucie w klatce piersiowej, zorientowalam sie, ze zostalam uleczona. Wtedy dopiero zrozumialam, jak moze dzialac milosc, a to dopiero byl poczatek.
I potem zaczely sie odczucia i przezycia, ktore postaram sie jak najkrocej podsumowac. Milosc zaczela przeplywac przeze mnie i fizycznie odczuwalam to jako wspaniala energie, a psychicznie jako niezwykla explozja wewnetrznego rozwoju. Mam na mysli tutaj wyzsza, jak bym to okreslila, forme energii, ktora nie ma nic wspolnego z seksem, i tylko o takiej tutaj pisze. Albowiem jest wielka roznica miedzy tymi dwoma energiami, roznica tak wielka, ze tego w ogole nie mozna porownac, ja osobiscie bym tej nizszej w ogole energia nie nazwala. Ta energia psychiczna wiec umiejscowila sie w pewnych punktach ciala, i z ktorych, jakby ze zrodel, wyplywala: a najbardziej wzniosle i wspaniale jej ogniska byly miedzy oczami (a wyplywala oczami), w klatce piersiowej, w rekach, w czubku glowy. Milosc zaczela dzialac we mnie, jakby zyla wlasnym zyciem w moim wnetrzu. Tak jakby cos zywego, niezwykle pieknego, nadzwyczaj inteligentnego zylo we mnie i...nauczalo mnie. Byl to okres nie tylko tych wielkich wydarzen, ale i takich malych, jak ja to zaczelam nazywac "cudow codziennosci", a takze wyjatkowych zbiegow okolicznosci. Opowiadanie dokladne zajeloby zbyt wiele czasu :))) Podam jako przyklad, ze dowiedzialam sie wtedy, co to znaczy milosc do wroga. Wroga nie trzeba najpierw polubic jak sie to powszechnie sadzi. Milosc po prostu wyplywa w kierunku wroga (poprzez oczy) i jakby go "powala" (to widac - wrog odczuwa wielkie speszenie, zmieszanie, rumience i jakby jakas chec poddania sie, totalna kapitulacja wyraznie widoczna na pierwszy rzut oka po tej baraniej minie) Czulam sie wtedy jak bierne narzedzie, dzialo sie to wbrew mojej woli, bo ja nie bylam przygotowana psychicznie do tego absolutnie, zeby okazac jakakolwiek milosc wrogowi, ale nie moglam powstrzymac tego strumienia milosci, ktory przeze mnie przeplywal.
Odkrylam, ze nie potrzeba lubic, aby kochac!
Ogolnie jesli chodzi o milosc przeplywajaca oczami, czulam w wypadku silniejszego przeplywu jakby jakies jednostki skondensowanej energii, jakby jakies "ptaki milosci" ( a w kierunku wroga to raczej "pociski milosci" hihihi), a gdy jest mniej silny przeplyw to jakby jakis fluid czy strumien, cos takiego, i to nie zadna proba poetyzowania, ale tak to sie mniej wiecej odczuwalo.
Odkrylam, ze milosc jest wielka sila, wielka radoscia (wzniosla i gleboka, bo to sie nie objawia jakims smiechem zewnetrznym, ale radoscia wewnerzna tak wspaniala, ze niemozliwa do opisania), a takze spokojem czy pokojem przekraczajacym nasze zwykle doznania i jednoczesnie wielka moca i sila, niezwykla ekslozja rozwoju, zywa inteligencja, duchowym przewodnikiem, zywa wspaniala energia. W ogole te wszystkie przezycia, doswiadczenia przekraczaly sfere zwyklych zmyslow i wszelkie proby sformulowania tego sa absolutnie niemozliwe. Zeby jakos przyblizyc ten opis, powiem, ze trzeba by np uzywac okreslen paradoksalnych, pozornie sobie przeciwstawnych. Bo jak np wytlumaczyc czy opisac moje najwazniejsze przezycie, gdzie chyba poczulam przedsmak nieba, niebianska wprost rozkosz...Pokoj (spokoj) przekraczajacy wszelkie wyobrazenia ludzkie, a jednoczesnie niezwykla intensywnosc i biernosc na raz, zlanie sie czasu w jedno wielkie "teraz" tzn poczucie chwili, ktora jednoczesnie jest wiecznoscia i na odwrot! , niezwyklosc chociaz najzwyklejsza normalnosc, cos poza mna a jednoczesnie jak najbardziej we mnie, ogromna swietosc a najblizsza jakby czlowiekowi naturalnosc, to przezycie bylo jakby absolutnie Wszystkim...a bylo tak niesamowicie przekrajace percepcje naszych codziennych zmyslow, ze gdy zastanowilam sie, jak bym to nazwala gdybym musiala to opisac jednym slowem...to pasowaloby do tego "NIC", "Wielkie Nic"! Sprzecznosci jawily sie jako jedna wielka harmonia. Odczucie ogromnej "swietosci", czegos niezwyklego a jednoczesnie jak najbardziej naturalnego, czegos co jest tak blisko mnie, ze az blizej mnie niz ja sama, poczucie, ze smierc jest niemozliwa, jest tylko zycie, zycie, nieskonczone przestworza zycia...
A najbardziej niesamowite i wspaniale bylo to, ze te przezycia niosly w sobie jakies madrosci, odkrycia, ktore jakby cos, co bylo nieopisana madroscia, miloscia, dobrem, niezwykla inteligencja, wlewalo we mnie, nauczalo mnie, jakby jakis przewodnik wewnetrzny prowadzil mnie i nauczal. cos poza mna a jednoczesnie we mnie! Rozpoczely sie rowniez zadziwiajace zbiegi okolicznosci - przezycia czy czy wydarzenia wyjasnialy sie nawzajem i uzupelnialy, stajac sie zrodlem dalszych odkryc, a nawet niezwykle spotkania.
Warto tu byloby rowniez wspomniec o licznych natchnieniach czysto artystycznych, ktore wydawaly mi sie wtedy zaledwie produktami ubocznymi. "Widzialam" (wewnetrznym wzrokiem, choc dokladnie) gotowe rysunki, szkice, np krajobrazy ze swietnie ujeta perspektywa (zawsze myslala, ze nie umie rysowac, wiec najbardziej zadziwiala mnie ta perspektywa) czy humorystyczne, niekiedy nawet z gotowymi juz podpisami, a raz nawet ogladalam cala ksiazeczke z rysunkami. Slyszalam wewnetrznie, choc tez dokladnie, najpiekniejsza chyba muzyke swiata... tylko lapac za pioro i spisywac nuty! (a ja ani sluchu raczej nie mam, ani nut nie znam) No moze tych przykladow wystarczy juz..
Milosc jest wszystkim, w milosci zawiera sie wszystko - zrodlo zycia, niesamowicie przyspieszony rozwoj porownywalny do eksplozji ewolucji, jesli tak mozna okreslic, niezwykla inteligencja, niesamowita radosc, sila, moc, energia, a samo przezycie jest ...cool (czadowe, tak to chyba znaczy?) Temu przeplywowi energii milosci towarzyszy poczucie niezwyklej glebokiej radosci, mocy, wladzy, jest takie okreslenie "kick" (nie wiem, czy dobrze napisalam po angielsku), to moze by ciut pasowalo, jako jakis wielki Big Kick :))) Wielu ludziom milosc kojarzy sie z uczuciem slabosci czy podatnoscia na wykorzystanie, nie ma nic bardziej blednego.
Dzieje sie zupelnie odwrotnie, gdy ma sie milosc, wtedy widzi sie jasno rzeczywistosc, poznaje sie prawde poprzez jakies wewnetrzne widzenie, rzeczy ukryte jakby sie odslanialy poznaniu wewnetrznemu. Kazde zafalszowanie, oszukiwanie siebie przeszkadza w odbiorze zycia, znieksztalca prawde o rzeczywistosci a zarazem oddala od zrodla zycia, jakim jest Milosc. Uruchamianie mechanizmow obronnych poprzez tlumienie uczuc przeszkadza dzialac receptorom wewnetrznym (ktore sa madrzejsze od nas J ))), tamuje swobodny przeplyw milosci czy nawet zakorkowuje jej zrodlo. Natura nie znosi prozni, wiec moze sie pojawic chec niesamowitych przygod w swiecie zewnetrznym, poznaje to uczucie pustki, ktora trzeba bylo czyms wypelnic, podroze wydawaly mi sie np kiedys szczytem marzen. Jesli czujemy sie jak zakorkowana flaszeczka szampanika, to nic dziwnego, ze nagle wystrzela korek, szumek sie wylewa, babelki pryskaja...do glowy wpadaja szalone pomysly, ja to swietnie poznaje z wlasnego doswiadczenia. Ale jak sie doswiadczylo tego "szalenstwa" Milosci, ktore bylo (znow pozorna sprzecznosc) spokojem przekraczajacym wyobrazenie, to staje sie czlowiekiem spokojnym (szalenie spokojnym, ;)))), nie szukajacym wyzycia sie w swiecie zewnetrznym, bo wie sie, ze takiego typu szalenstwa to tylko namiastka a wlasciwe "szalenstwo" dzieje sie we wnetrzu :))) Bez milosci nawet najciekawsze rzeczy traca urok, a z miloscia zwykle pozornie rzeczy wydaja sie przygoda, bo Milosc uwzniosla i uswieca najbardziej prozaiczne czynnosci dnia codziennego. A ze zycie jest przejawem Milosci, czy jak kto woli, Milosc przejawem Zycia, ograniczanie jej jest rowniez zubozaniem zycia, pozbawieniem go najglebszego wymiaru.
Pozdrowienia.
ignis (...)"
hmmm...i co sadzicieo tym? hmmm to tylko retoryczne pytanie... MILOSC....Przyjaciel...Wrog....Ukochana...Ukopchany..... MY....
Dobrej nocy wszystkim :))))
0
0