Re: swissmed poród 2013
Ja polecam jeszcze zabranie poduchy do karmienia.
Mam dużo meszanych uczuć co do Swissmedu. Miałam w grudniu tam CC. To nie prawda, że nikt nic nie mówi na temat chcesz rodzić SN czy CC. Ja miałam dosyć niepzyjemną rozmowę z dr Szulcem na ten temat. Decyzja o CC była dla mnie i tak bardzo ciężka i miałam swoje fiziologiczne powody i prognozowane duże dziecko ponad 4 kilo, moja ginekolog wyraźnie odradzała mi rodzic naturalnie i byłam już nastawiona, a tu mnie kilka godzin przed porodem ktos zaczyna szydzić za to, że nie chcę spróbować sama, mocno zepsuł mi nastrój, bo musiałam się tłumaczyć jak nastolatka, chociaż miałam kilka wskazań do CC. Drobiazg, ale nieprzyjemnie było.
Dalej operacja, tutaj nie ma na co narzekać, było miło, zszyta jestem ładnie. A dalej już było jakoś tak...może dla ukrucenia podziele na plusy i minusy.
Na plus:
- możliwość przebywania samej na sali z mężem i dzieckiem cały dzień. Chyba raczej rzadko się zdarza, że są przepełnione i jest się we dwójke. I za to bym zapłaciła drugi raz tyle, pomimo mnóstwaminusów. Jak ognia boje się państwowych szpitali.
- mozliwość wezwania w kazdej chwili pomocy dla siebie czy dziecka, chociaż niektóre położne nie były zbyt sympatyczne i chętne pomocy, ze szybko się odechciało wciskać dzwonek i prosić o co kolwiek, więc starałam się tylko w skrajnych przypadkach.
i to chyba na tyle....wiecej nie ma co chwalić...
Na minus:
- poradnia laktacyjna rzeczywiście nijaka. Tylko pod koniec trzciego dnia jedna położna raczyła sprawdzić jak to u mnie na prawdę wygląda i okazało się że mam pokarm i pomogła mi przystawić dziecko siłą, sama też nie wiedziałam, że tak zdecydowanie można postępować z takim maluszkiem. Potem przekazała mnie nocnej zmianie i następna położna jeszcze lepiej mi wszystko pokazała i udało nam się trochę nakarmić dziecko. A przed tem wszystkie tylko przychodzily, pytały czy karmie, mówiłam, że słabo mi idzie, bo nic nie mam w piersi i sobie odchodiły, albo same mówiły, że nie mam pokarmu (a nikt nie sprawdził) i dla tedo dziecko nie chce ssać i cały czas narzucali butelke.
- pościel zabrudzona i przepocona po pierwszej dobie nie była zmieniana wogóle przez 3 doby. Specjalnie zrobiłam eksperyment i nie prosiłam o to salową, to i ona nawet nie spytała i nie zasugerowała. Natomiast worki ze smiaciam były wymieniane nie wiadomo po co 3 razy dziennie, nawet, jak byli puste. Zwłaszca wkurzało o godzinach porannych, kiedy wkońcu udawało się zasnąć, a to pukanie i zmienianie śmieci. Łazienka była myta też nie w porę, nie kiedy cos mie tam ubrudziło, a kiedy było wygodnie salowej.
- co do samej łazienki, to wygładała jak na gorszej stacji benzynowej...przysznic zatkany i trzeba było stać w brudnej wodzie pod czas mycia, słuchawka bez uchwytu. Po CC i tak ciężko się umyć, a tu jeszcze jedną reką musisz trzymać słuchawkę, nie zostaje czym się asekurować. Lustro malutkie i w łazience i na sali, nie można nawet zobaczyć jak się wygląda po poodzie w całosci, czy popatrzeć na ranę. I wcale nie było czysto! Nie tak jak powinno być w szpitalu. Na sali terz nie było sprzątane przez te 3 doby, tylko zlew był muty.
- Papier i ręczniki papierowe tak śmierdziałay i się rwały, nie można normalnie wyciągnąć z podajnika, że było takie wrażenie, iż sa z recyklingu wydobytego używanego papieru toaletowego. Fuj poprostu.
- Pampersy też najtańsze chyba Bella happy, byle jakie, więc nie ma co się podniecać ich obecnością. Chusteczki z fatalnym składem, których wogule nie zaleca się używania w pierwszym miesiącu, ale położne śmiało korzystają z nich od pierszych minut (( a przcierz zlew jest w zasięgu reki, zeby opłukać dzieciątko. Potem nie wiadomo po co bardzo grubo smarują maścią przeciw odparzeniom. Do tej pory nie mogę doszorować w zgięciach nóżek białych plam u dziecka. Sama wogóle nic nie używam pod pieluszke i wszystko jest ok. Po co faszerować dziecko tymi smarowidłami, jak nie ma rzadnych odparzeń? Podsumowując - pielęgnacja dziecka fatalna. Chciała bym jeszcze widzieć jak go kąpali....
- Telewizja...oosobiście nie potrzebuję i nawet w domu rzadko oglądam, ale zeby było wiadomo, jak jest. W sali przedporodowej tv wogóle nie działał. Na sali działał)) ale tylko 3 beznadziejne kanały + 4ty reklamowy i to w złej jakości - tyle co też by nie było.
- Jedzenie....noooo....tu sie wkurzyłam dobrze...zwłaszcza po 36 godzinach głodowania przed i po operacji. Sniadania i kolacje są takie same, 3 małe kawałeczki chleba, kapka masełka, plasterek sera, i 1-2 plasterki szynki, liść sałaty i czasmi troszeczke jogurtu. No żarty....jak tym może się najesc dorosła osoba?? Nie jestem żarłokiem, ale to jest kpina jakaś. Obiady też słabiutkie i nie pożywne. Gdzie to menu i wybór trzech dań, jak ktoś wczesniej pisał????
- Dziwi mnie też, że na rozmowie kwalifikacyjnej nic zbytnio się nie pytają, nie badają, nie robią USG, czasami co dwie głowy, to nie jedna. Moze lekarz prowadzący przeoczyłjakiś moment czy jeszcze coś. Na pytania też jakoś niechętnie odpowiadają, tylko ulotki wpychają, zeby czytać, opowiedzieć samym im się nie chce. Na KTG czasami o mnie jak by zapominano i musiałam leżć po 35 minut, a wcale niepotrzebnie, bo juz w połowie było widać, ze wszystko OK.
- a i jeszcze przed samą operacją musiałam latać na golasa w przezroczystej koszuli po korytarzu, gdzie stał jakiś facet nie z personelu, pewnie czyjs mąż. Nie czułam się z tym dobrze...
- obchody takie nijakie...pediatre też raz trzeba było wzywać, bo zapomniała przyjść po zbadaniu dziecka.
- rano, kiedy często w końcu był moment na sen, bo w nocy to roznie było przy dziecku i fajnie zasypiał akurat w godzinach porannych, to się zaczynało łażenie...już pisałam o salowej, może ze 3 razy przychodziła, pukała i co raz to budziła. A to położna przyjzie spytać, czy wszystko dobrze....w nocy, jak dziecko płacze, to czemus nie przychodzą i nie pytają. Potem ksiadz!!!!! no to już wogóle super....puka i odrazu wchodzi, a gdybym była akurat w jakiejś niezręcznej sytuacji? Nie jestem nabożna i nie życzę sobie takich akcji. Można by było pytać, czy zyczę sobie takiej codziennej wizyty o 7 rano!!
Ogólnie rzecz biorac - to nie jest wcale żaden pobyt jak w hotelu (no chyba ze w jakimś najgorszym z dwiema gwiazdkami), serwis jak na te pieniądze - nijaki. Poziom jak w zwyczajnym szpitalu, tylko ze z większą prywatnością. Ja już byłam przygotowana na duże wydatki po in vitro, nie mało dzieciatka kosztują, ale gdybym trafiła tam bez orientacji w cenach na tego typu rzeczy i miała bym na to wydać ciężko zarobione i odkładane pieniądze, to była bym mocno zdziwiona i sfrustrowana takim pobytem w prywatnym szpitalu. Gdyby nie te kontrole dziecka, to bym uciekła z tamtąd już po pierwszej dobie dodomu i pies z tym, ze zapłacone za 3.
Zaznacze, że nigdy nie byłam w szpitalu w Polsce, tylko mąż był 3 dni, nie mam dużego porównania, ale dużej róznicy nie zauważyłam, oprócz natłoku w państwowym i pustek w prywatnym.
9
6