Prawie wszyscy nauczyciele przychodzili na lekcje z wielką łaską, nie potrafili przekazać wiedzy, jeśli takową posiadali. Normą były bójki na szkolnych korytarzach, na niektóre nauczyciele nie reagowali, bo dziecko wszczynające awanturę miało np ciężką sytuację rodzinną. W szatni sportowej nie było zamka, po każdym wf ginęły różne przedmioty z plecaków i kieszeni. Szatniarki okropne (zwłaszcza pani Basia?), zajmujące się wyłącznie piciem kawy i ochrzanianiem wszystkich wokół. Brak drzwi w sali 207, rozkładające się stworzenia w sali 104, dziury w ścanie w sali 309. Główne wejście zamknięte w 1994 roku i do 2003 nie rozpoczął się nawet remont. Szkoła chwali się, że uczy wyszukanych j. obcych, natomiast u mnie dopiero w II klasie zaczęliśmy na angielskim coś innego, niż odmiana przez osoby (bo nauczycielki albo nie było, albo kazała nam rysować). Może by tak nie stawiać na ilość, ale na jakość? Uczniowie podzieleni na dwie grupy - "wpływowi" i "popychadła", kadra nie potrafiła zapanować nad 24 klasami (A-H x3). Jedyni nauczyciele, którzy "dawali radę", to pani M. od geografii, pan Ł. od religii i pani T. od fizyki. Cieszę się, że udało mi się skończyć tę szkołę i nigdy tam nie wrócę