Byłam niedawno trzeci raz. Wszyscy byli świetni tylko przedstawienie było trochę krótsze. Trochę mnie to zasmuciło, ponieważ, jak wiadomo, największą przyjemnością jest oczekiwanie na przyjemność, a tu szast-prast i finał. Poszłam, żeby zobaczyć Zbrojewicza, Andrzejewskiego i Sapryka, bo mi się wszyscy podobają, no i fajnie, nacieszyłam się ich widokiem, ale zaskoczyło mnie coś innego - mianowicie siedziałam w pierwszym rzędzie, a osobiście przede mną (i dla mnie) wdzięczył się Królikowski, na krórego wcześniej nie zwracałam uwagi, i to właśnie on mnie najbardziej ubawił