wieczna rekrutacja do sieci COCOMO
Uaktualniając info o sieci clubów go go, dawnej sieci COCOMO - sam syf i bangladesz. Polityka tych miejsc tak niedorzeczna, że bardziej poryta być nie może - nastawienie na oskubanie klienta z kasy, otwarcie nasmiewanie się z afery o kroplach gwałtu - tak, tak ten temat jest nadal aktualny wśród starej kadry i jest prawdziwy, to tylko kropla w morzu brudu. Szkolenie na kierownika clubu - rozmowa rekrutacyjna, padają ze strony rekruterki intratne propozycje, obiecujące kwoty. Telefon już następnego dnia o tym, że szczęśliwie przeszlam do II tury rekrutacji, która polegała na konferencji skajpowej z kilkoma Paniami z monitoringu, który w COCOMO pełni role Wielkiego Brata. Standardowe pytania, skąd taka ścieżka kariery etc, trwa to wszystko może 3 -4 minuty. Decyzja od razu, pozytywna, nadaje się, zaczynam kurs teoretyczny. Podpisuję miesięczną umowę o dzielo i tym samym zobowiązuję się do ukończenia kursu. W umowie Pracodoawca zobowiązuje się do uiszczania zaplaty za każdy dzień kursu w kwocie 50zł brutto, do zwrotu kosztów podróży w trakcie kursu i do zapewnienia zakwaterowania w trakcie trwania szkolenia. Myślę sobie - przygoda - fantastycznie. Dnia 5tego od pierwszego interview jestem już na szkoleniu w mieście K - meldując się w hotelu dowiaduję się, że pokój bedę dzielić z nieznanymi mi koleżankami z kursu - w porządku, zintegruję sie, nie narzekam. Na szkoleniu teoretycznym po zapoznaniu się etc większą część czasu omawiamy po kolei stanowiska klubowe, największą część czasu zaś odgrywamy scenki pt : jak być idealną kierowniczką suką. Może teraz się uśmiechasz i myślisz sobie - niedorzeczne - ale tego mial mnie naczyć kurs teoretyczny - bycia suką. dlaczego, zrozumiem później. Pierwsze zderzenie z clubem wspominam jako napięcie i zdziwienie, trochę przypomninają mi się czasy gimnazjum, gdzie grupki znające się z podstawówki tworzyły kliki i łypaly na resztę gniewnymi, pełnymi wyższości pomieszanej z ignorancją spojrzeniami. Taki mniej więcej koktajl przywitalny zaserwowali mi pracownicy clubu, który na kolejny miesiąc miał stać się moim domem. Nie mogłam uwieżyć, że dorośli ludzie, dojrzali, z doświadczeniem mogą na dzień dobry stworzyć tak szorstką, nieprzychylną atmosferę nowemu w ich gronie człowiekowi. Przełykam to i postanawiam robić swoje. Przez pierwsze dwa dni szkolenia spędzam noce w clubie i tylko obserwuję, nikt ze mną nie rozmawia, nikt niczego nie tlumaczy. Siedze w jednej z loż niczym tajemniczy klient i obserwuję. W tym czasie mój szkoleniowiec obserwuje mnie i ocenia, jak się póxniej dowiem, czy się nadaję. Patrzenie to obopólne ma rezultat pozytywny więc zaczynam praktyczne szkolenie na KIEROWNICZKĘ clubu. I tu się zdziwisz, bo reszta kursu na stanowisko managerskie polegała na zapylaniu na stanowisku kelnerki przez ponad miesiąc - kelnerka odpowiedzialna za sprzedaż do usrania musi wciskać klientom drinki dla głupawych tancerek, wulgarnych, pozbawionych gracji - którym klienci drinków nie chcą stawiać, bo nawet jesli przyszli tylko napić się piwa i popatrzeć, to są zmuszani do spedzania czasu w towarzystwie tancerek dosiadających się do nich namolnie. Siadających im na kolana, ocierających się o nich i mówiących do nich : "Misiuu, pay for my drink" - w takiej otoczce moje profesja kelnerki jest utrudniona, bo jak mam namówić kogoś, któ odmówił mi już 5razy, by postawił drinka dziewczynie, która go wyraźnie odpycha. Widzę mowę ciala klienta, widzę, że się uchyla - ale kierowniczka zdaje się być ślepa i wysyła mnie do klienta po raz 6ty "masz wrócić z drinkiem dla Niej" słyszę. Wracam z pustymi rękami. Słysze, że 'spaliłam klienta' - w myślach powtarzam sobie - wytrzymaj. Każdorazowo kelnerka musi raportowac kierowniczce co powiedział klient, czy zamówił, jesłi nie to czemu nie, co ma w portfelu, jakie karty i ile, czym płaci - pełen rekonesans i tak przez cały wieczór. Czuję się tym upokożona, czuję, że napastuję tych mężczyzn, że uprawiam formę wymuszenia. Jak delikatną formę wymuszenia dowiem się później, gdy zobaczę formy wymuszenia w wykonaniu starych pracowników. Atmosfera miejsca męczy mnie z nocy na noc - ludzie niestabilni, nastroje wahają się od manii do depresji, często wulgarni krzyczą do siebie, nazywają 'niedojebami' i innymi epitetami. Klient, który raz znajdzie się w pokoju prywatnym i wejdzie w stan upojenia alkoholowego - szanse na wydostanie się z tego pokoju ma marne i marniejsze z każdym kolejnym drinkiem. Na moich oczach upojeni klienci dzwonili na policję, że są przetrzymywani. Każda próba wyjścia z korytarzy czerwonych świateł i kotar kończyła się zatrzymywaniem, wciągniem klienta na siłe, za rękaw, wieszaniem mu się na szyję - a potem darmowy szot tequili - a co, nic tak nie miesza w głowie ja mieszanka wiśniówki i tequili na zmianę. Po dwóch tygodniach szkolenia czuję się brudna, brudna duchowo i moralnie, trzymam fason, ale w myślach odcinam się od tego miejsca i nie chcę już tej pracy. Wiem, że dotrwam do końca, wywiąże się z umowy, ale czekam kiedy to się skończy, czekam na to, kiedy przestanę być kelnerką, czekam na Godota, bo g*wno się dzieje, a kelnerką jestem kiepską. Pod koniec kursu mam 2noce próbne - polega to na tym, że deleguję kierując się intuicją deleguję tancerki do poszczególnych klientów, daję im wyraźne polecenie by nie ciągneły za rękawy, zostawiały Panów chcących wyjść i żegnały ich grzecznie. Staram się tchnąc w te noce trochę subtelności, gracji, zmyslowej a nie wulgarnej erotyki, delikatnego uwodzenia - niestety pracuję z ludzmi przyzwyczajonymi do czegoś innego. Kelnerki raportują mnie o każdym swoim ruchu i słowie klienta, monittoring wydzwania, bo już po 23 a nie poszedl jeszcze żaden szampan, grożą karami, mówią wprost : "zacznij zasuwać". Nie sprzedaję tej nocy szampana. Po 10tygodniach spędzonych na szkoleniu słyszę, że nie nadaję się - spodziewam się tego, podświadomie oddycham z ulgą. Swoją historią chcę Was ostrzec, nie traccie czasu i emocji na rekrutację z Cocomo - na swych szkoleniach szukają taniej sily roboczej, a stanowiska kierownicze dostają skurczysyni i przyjemniaczki - ludzie normalni, z poziomem kultury powyżej przeciętnego nie zagrzeja tam miejsca, bo wydają się być za slabi by zarządzać ludzimi prostymi do szpiku kości tak mocno, że aż w swej prostocie tępymi i wulgarnymi. To brudny świat, który w ogłoszeniach o prace obiecuje złote góry, ale po ukończonym kursie zapomina o wszystkich obiecankach - nie liczcie na obiecane zwroty za koszty podróży, bilety, nie liczcie na oferowane 50zł brutto za każdy dzień kursu - pieniądze przychodzą z ogromnymi opóźnieniami - były dziewczyny, dla których te pieniądze były jedynym źródłem utrzymania na kursie - nie miały za co kupić jedzenia. Spanie w hostelach w pokoju 3 na 3 metry, gdzie upchnięta 3 piętrowe łóżka. Na nic nie liczcie, bo jedyne, na co możecie liczyć, to chlamydia na niedomytych szklankach.

