Re: żonaty facet z portalu randkowego
Antyspołeczny
(8 lat temu)
>Może ze 20 lat temu to tak
A ja chce, żeby to nadal działało.
To działa, o ile kobieta tego chce.
By to działało kobieta musi być posłuszna i uległa.
Musi sprzątać, gotować, słuchać swego faceta... przymykać oko na jego niedoskonałości, na to że czasem wypije, i zrobi jej wtedy awanturę, że się uśmiechnęła do sąsiada, i musi z pokorą przyjąć ze dwa liście... musi też przymknąć oko, jeśli ją zdradza i co najważniejsze, żyć ze świadomością, że jeśli poszli do łóżka, to nie ważne jak źle będzie, to będą ze sobą już na zawsze!
Sporo facetów wciąż z chęcią skusi się na taką kobietę, więc ogłoś to wszem i wobec, a zaraz pojawią się adoratorzy gotowi o Ciebie zabiegać.
>Nie chce, żeby działało inaczej.
Mi się nie do końca podoba, jak to teraz wygląda, ale regres jest jeszcze gorszą opcją.
>Dużo się pozmieniało - oczywiście. Za dużo... i nie przystosuję się do tego - po prostu. Bo nie chcę. Bo chodzi mi o coś więcej
Oczywiście, możesz osiągnąć coś więcej, ale to oznacza pójście naprzód, zamiast cofania się do przeszłości. I będziesz musiała osiągnąć to sama, poprzez własną zmianę (nie tylko oczekiwanie, ale gotowość ofiarowania równoznacznej wartości drugiej stronie).
Gdy zaś osiągniesz ten stan, to pojawi się odpowiedni facet. Póki co, tak jak autorka wątku, dostajesz to, po co wyciągasz rękę.
>I tak - ciężko mi się osobiście w takim świecie odnaleźć.
Nie możesz się odnaleźć, skoro nie chcesz się odnaleźć - to podstawowa zasada;)
> Gdzie Panny przyzwyczaiły Panów do szybkiego ściągania majtek a seks traktowany jest jak "jedzenie".
Hmm... brzmisz tutaj jak jedna z tych, które wyznają zasadę "trzeba się szanować i facet musi się wykazać, abym mu dała" - dla mnie między tymi słowami brzmi tylko jedno "prostytucja!".
To nie tak, że kobiety przyzwyczaiły facetów, to po prostu kobiety zaczynają rozumieć, że seks to przyjemność, nie obowiązek. Seks zaczyna kobietom sprawiać radość i dawać szczęście, więc kobiety tak jak i mężczyźni, chcą go doświadczać w większej ilości niż tylko w dni płodne, by uzyskać potomka.
>wydaje mi się, że wiele kobiet jest zmuszona do takiego zachowania. Sytuacja je zmusiła. Poniekąd muszą być samodzielne - bo lepsze to niż siedzenie i mazanie się nad własnym losem.
Kobiety się zmieniły, to całe wyzwolenie sprawiło, że zaczęły myśleć, czego one chcą i zaczęły się tego domagać. Sęk w tym, że przez milenia tą rolę pełnili faceci - my to mamy w genach - wobec czego mamy dwie osoby, które wiedzą czego chcą i się tego domagają. Problem w tym, że obie chcą tego samego, by druga strona robiła, czego oni oczekują. Gdy kobiety były uległe to faceci robili, co im się żywnie podobało i cały system działał - to właśnie to, za czym tęsknisz;) Teraz jednak system się sypnął, bo ludzie nie potrafią się dogadać. Więc to nie sytuacja ich zmusiła, ale to one stworzyły sytuację i po prostu zrozumiały, że jak facet nie chce im ulec, to wolą być same niż się dostosować.
I nie myśl, że ja to oceniam, ja tylko opisuję rzeczywistość;)
>Ale to nie znaczy, że nie potrzebują drugiej osoby, tego silnego ramienia i kogoś na kim można polegać
Sęk w tym, że nie potrzebują:d Właśnie to zrozumiały kobiet w ciągu ostatniej dekady. Oczywiście tęsknią za wyidealizowanym silnym ramieniem, ale nie są gotowe zaakceptować jego siły, gdy obraca się przeciw nim. Tutaj rozchodzą się ich drogi. Tutaj psuje się cała wizja raju. Także Twoja, bo nie dostrzegasz, że właśnie ten facet, który zdobywa kobietę, co zabiega i walczy, to ten sam facet, który potem z takim samym zaangażowaniem będzie jej mówił, co i kiedy będą robić, gdzie pójdą, co kupią... i jak się ma ubierać, jak go traktować, jak się zachowywać. To zwykła sprawa, skoro ją zdobył, należy do niego!
>z kim można po ludzku pogadać i traktować go jak najważniejszego przyjaciela.
Mężczyzna i kobieta nigdy nie byli przyjaciółmi. Zawsze istniały oczekiwania i zawsze istniała hierarchia władzy.
Od jakiegoś czasu próbuję stworzyć związek, który będzie efektem ubocznym miłości rodzącej się z przyjaźni i rozbijam się cały czas na tym samym etapie, gdy druga strona z "jesteśmy przyjaciółmi" czy nawet "jesteśmy kochankami" przychodzi nagle do "to mój facet". To "mój" określa bowiem własność, a za nią kryją się oczekiwania oraz agresja, gdy nie są spełniane.
>Tylko trzeba się do tego dogrzebać...a teraz raczej wszyscy chcą wszystko szybko. I im się zwyczajnie nie chce. A to tak nie działa !
Przyjaźni nie liczy się czasem, ale otwartością i akceptacją, więc nie trzeba się dogrzebywać, trzeba mieć właściwy stosunek do drugiej strony.
>Teraz mało kto ze sobą rozmawia. Potrafi się otworzyć. Większość udaje.
Bo na obu stronach wrażenie robi otoczka, świecidełka. Wystrojona i umalowana kobieta i facet, który może ją zabrać w głośne i kolorowe miejsca.
Ludzie nie chcą ze sobą rozmawiać z prostego powodu, bo nie mają nic do powiedzenia, bo skoro nie rozmawiają sami ze sobą, bo siebie nie lubią, to jak mogą zostać pokochani za to, kim są?
>Nikt nie przyznaje się do swoich słabości.
Słabości to tylko błędna interpretacja danej cechy;)
>Wszyscy są jakby za jakimś murem...bo wszyscy kalkulują. Każdy boi się zaryzykować...bo szacuje jakie może odnieść zyski i straty.
Bo są zakłamani - oszukują od lat samych siebie i boją się tego, kim są.
Boją się zmierzyć ze swoimi oczekiwaniami i pragnieniami, bo musieliby się pogodzić z faktem, że są ludźmi, których nie akceptują.
Jest taki moment w życiu człowieka, inni nazywają to nastoletnim buntem, gdy człowiek widzi rzeczywistość taką, jaką jest. No ale potem zamyka oczy i udaje, że to akt niedojrzałości;)
>A ja chce właśnie tej spontaniczności między ludźmi. Bez kalkulacji. Po prostu robisz co czujesz - tylko i AŻ tyle.
Spontaniczność to ładne określenie bezmyślności, a jej efekt widzimy w wątkach takich jak ten;)
Trzeba kalkulować, ale kalkulować mądrze. Myśleć, co jest dobre, co jest słuszne i co jest przyjemne... zamiast, co zrobić, aby zachować twarz, jak kogoś wykorzystać, uszczknąć coś z tego świata, niewiele dając w zamian... i uniknąć cierpienia.
To miłość kontra lęk - dwie całkiem przeciwne sobie kalkulacje.
>Dużo bym tu mogła pisać. Ale rozumiesz o co chodzi ?
Rozumiem, aczkolwiek się z tym nie zgadzam:p
>Na żywo nie raz można wtopić
Wolę wtopić na żywo - jednak.
Mówisz to ze swojej perspektywy, ale jak często podrywasz obcych facetów na ulicy?
>W necie tego nie ma. Poza tym net kłamie :D
zdjęcia też kłamią - taka jest prawda.
To nie net kłamie, ale ludzie - i robią to wszędzie.
Zdjęcia kłamią? Znów powiem, to ludzie kłamią.
Ale nigdy nie spotkałem osoby, która dałaby mi nie swoje zdjęcie lub zdjęcie sprzed xx lat. Za to spotkałem się z kobietami, co wyglądały na posiadaczki dużych piersi, a okazywało się, że tworzyły tylko taką iluzję odpowiednie wypchanymi biustonoszami.
Inna rzecz, że dzięki programom graficznym lub odpowiedniej ilości zdjęć (czyli fotografii cyfrowej) nawet niezbyt fotogeniczna osoba może stworzyć sobie zdjęcie przyjemne dla oka. W tym pierwszym przypadku rzeczywiście można się dopatrzeć kłamstwa, gdy ktoś dokonuje istotnych zmian. W tym drugim - dla mnie nie ma nic złego.
Zdjęcia same w sobie powinny być tylko sugestią, jak ktoś wygląda. gdy bierzemy je zbyt poważnie do siebie, wlepiamy się godzinami i podziwiamy każdy milimetr tych wielkich błyszczących oczu, to sami na siebie nakładamy przyszłe rozczarowanie:)
0
3