• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Bomba na Portowej. Zapomniany gdyński zamach

Jan Szkudliński
2 listopada 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 
Ul. Portowa w Gdyni tętniła przed wojną życiem. Ul. Portowa w Gdyni tętniła przed wojną życiem.

Późnym wieczorem 9 lipca 1931 r. domem Floriana Kołodziejczaka, znajdującym się przy ulicy Portowej w Gdyni, wstrząsnęła eksplozja. Jej siła była tak wielka, że w jednej ze ścian zewnętrznych powstała spora wyrwa. Wewnątrz powstało prawdziwe pandemonium: meble powywracały się i potrzaskały, zaś mieszkańcy domu - państwo Kołodziejczakowie i ich dwoje dzieci - zostali wyrzuceni z łóżek. Sam Florian Kołodziejczak przeleciał przez otwarte drzwi do sąsiedniego pomieszczenia. Na szczęście skończyło się na potłuczeniach, no i strachu.



Wydarzenie było niezwykłe i wzbudziło zainteresowanie prasy. "Zamach bombowy w Gdyni" - pisała wydawana wówczas za granicą "Gazeta Gdańska". "Szalony czyn eksmitowanego" pisał "Dziennik Gdyński", jedyna wówczas redagowana i drukowana w Gdyni gazeta codzienna.

Zemsta ślusarza

Podejrzanym okazał się ślusarz Władysław Kaźmierczak, który niegdyś wynajmował od Floriana Kołodziejczaka mieszkanie i został z niego eksmitowany
Od początku było jasne, że wybuch ten nie jest wynikiem nieszczęśliwego wypadku, ale został spowodowany celowo. Poszukiwania sprawcy trwały niedługo. Już o świcie następnego dnia znalazł się on w areszcie, doprowadzony tam przez przodownika policji śledczej nazwiskiem Lasek. Podejrzanym okazał się ślusarz Władysław Kaźmierczak, który niegdyś wynajmował od Floriana Kołodziejczaka mieszkanie i został z niego eksmitowany. Od tego czasu żywił do Kołodziejczaka głęboką niechęć i nienawiść, która popchnęła go do dokonania zamachu.

Zamachowiec chwali się szczegółami

Według doniesień prasowych, sprawca podczas śledztwa nie wypierał się swojego czynu. Wręcz przeciwnie, policji i sędziemu śledczemu zeznawał "z pewną szczerością i satysfakcją", a żałować miał jedynie tego, że "za małą szkodę wyrządził".

Dokładnie opisał ładunek. Była to ważąca 8 kilogramów petarda z "soli bertoletowej" (chloranu potasu) z domieszką węgla, którą ułożyć miał tam, gdzie znajdowały się głowy śpiących, tak "aby skutek był pewniejszy". Występuje tu pewna sprzeczność w zeznaniach, gdyż deklarowanym celem zamachowca było wyrządzenie Kołodziejczakowi jak największych szkód materialnych. Dlatego właśnie Kaźmierczak postanowił użyć ładunku wybuchowego, a nie uciec się do bardziej tradycyjnego i prostszego w realizacji podpalenia. Obawiał się mianowicie, że Kołodziejczak mógł wcześniej wykupić ubezpieczenie od ognia.

Od ust sobie odjął, by bombę stworzyć

Sędzia zapytał oskarżonego, czy został zmuszony do zeznań biciem, na co ten odparł, że bity nie był, "ale palkę gumową widział".
Może to oznaczać, że w ofercie ówczesnych towarzystw ubezpieczeniowych brakowało ubezpieczeń od zamachów bombowych. Wykonanie ładunku wybuchowego nie było ani szybkie, ani też tanie. Kaźmierczak miał zeznać podczas śledztwa, że jadał przez pewien czas tylko raz dziennie, "ażeby tylko zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na kupno materjału wybuchowego". Poczucie krzywdy eksmitowanego lokatora musiało być zatem bardzo dojmujące.

Prasa nie informowała, skąd ślusarz posiadał odpowiednią wiedzę do konstruowania ładunku wybuchowego. Proces Kaźmierczaka rozpoczął się w sobotę 10 października 1931 r. przed Sądem Okręgowym w Gdyni. Przewodniczył sędzia dr Pobłocki. Oskarżenie przedstawiło szereg świadków oraz zeznania Kaźmierczaka ze śledztwa. Tymczasem oskarżony, który w śledztwie udzielał obszernych wyjaśnień, podczas rozprawy zdecydowanie zaprzeczył zarzutom. Jak stwierdził, zeznania w czasie śledztwa złożył, ponieważ "lękał się kajdanek i pałki gumowej". Sędzia zapytał oskarżonego, czy został zmuszony do zeznań biciem, na co ten odparł, że bity nie był, "ale palkę gumową widział".

8 lat więzienia mieszkańców nie poruszyło

Jak pisał "Dziennik Gdyński", choć linia obrony oskarżonego była mało wiarygodna, wyrok zapadł po dłuższej naradzie. W środę 14 października 1931 r. Władysław Kaźmierczak został skazany na osiem lat ciężkiego więzienia, utratę praw obywatelskich na 10 lat oraz 600 zł opłat sądowych, czyli około pięciomiesięczną pensję robotnika wykwalifikowanego. Jak pisał "Dziennik Gdyński", "oskarżony przyjął wyrok spokojnie i apelacji od wyroku nie zgłosił".

Czyn Władysława Kaźmierczaka krótko tylko był sensacją. W budującej się w ekspresowym tempie Gdyni mieszkańców zajmowały coraz to nowe wydarzenia. Gros informacji poświęcano coraz bardziej niepokojącej sytuacji gospodarczej i rosnącej liczbie bezrobotnych, widocznych nawet we względnie obfitującej w pracę Gdyni.

Także w comiesięcznym raporcie ze stanu bezpieczeństwa publicznego, składanego władzom zwierzchnim przez komisarza rządu (Gdynia pozostawała wówczas w zarządzie komisarycznym), o zamachu znalazła się tylko krótka wzmianka. Potwierdza to fakt, iż zamachowiec kierował się wyłącznie poczuciem osobistej krzywdy. Gdyby był członkiem którejś z organizacji robotniczych lub komunistą, należy sądzić, że komisarz znacznie więcej napisałby na ten temat.

Źródła niepełne, może ktoś pamięta?

Czy jednak zamachowiec spełnił swój cel? W doniesieniach prasowych brak informacji na ten temat. Jednakże w księdze adresowej Gdyni z roku 1933 Florian Kołodziejczak nie występuje jako właściciel nieruchomości przy ul. Portowej, ale jako mieszkaniec domu Ulricha przy ulicy Świętojańskiej. Może to oznaczać, że Kaźmierczak, choć sam trafił na lata za kraty, zdołał wyrządzić Kołodziejczakowi szkody, których tak bardzo pragnął. Uszkodzenie ściany domu, utrata większości mebli w roku 1931 podczas szalejącego wówczas na świecie Wielkiego Kryzysu mogła oznaczać dla rodziny Kołodziejczaków materialną katastrofę. To jednak przypuszczenia, które pokazują, jak wiele informacji znalazło się poza zainteresowaniem ówczesnych mediów.

Akta policyjne najpewniej się nie zachowały. Prasa nie podała informacji o zawodzie ofiary, ani o wieku sprawcy. W 1931 r. w Gdyni nadal nie używano numeracji budynków, nie udało mi się zatem ustalić nawet tego, gdzie dokładnie stał dom Kołodziejczaka. W końcu lat dwudziestych i na początku lat trzydziestych przy ul. Portowej wzniesiono szereg nowych kamienic, w większości zachowanych do dzisiaj; dom mógł zostać po zamachu zburzony, nie był też najpewniej kamienicą, ale zwykłym domem jednorodzinnym, w którym Kaźmierczak wynajmował izbę bądź wręcz, jak to często w cierpiącej na brak mieszkań Gdyni, tylko łóżko. Wszystko to jednak tylko przypuszczenia. Dokładnych okoliczności tego chyba pierwszego w dziejach Gdyni zamachu bombowego nie poznamy być może nigdy.

Jeśli ktoś z czytelników zna tę ciekawą sprawę z rodzinnych przekazów i mógłby o niej powiedzieć coś więcej, zapraszamy do kontaktu z Działem Historycznym Muzeum Miasta Gdyni pod adresem historia@muzeumgdynia.pl

O autorze

autor

Jan Szkudliński

- doktor historii, badacz historii Gdyni i Pomorza, pracownik Muzeum Gdańska.

Opinie (19)

  • (3)

    Brakuje tylko w tej historii wzmianki o dzielnej gdyńskiej Straży Miejskiej, która zabezpieczyła teren wokół zdarzenia, tak jak ma to miejsce współcześnie, szczególnie są aktywni pierwszego listopada przed cmentarzem Witomińskim...

    • 24 26

    • Ale miejsce na twój niezmiernie kretyński komentarz się znalazło... (1)

      • 19 4

      • Już się obudziłeś?

        • 2 5

    • wiwat gdynska straz miejska, bez nich swiat pogrążyłby sie w chaosie!

      • 0 0

  • w lipcu przestepstwo w październiku wyrok - kiedyś było można

    dzisiejsza prokuratura przez trzy miesiące zastanawia się kto ma prowadzić śledztwo a potem przez dwa lata przesłuchuje świadków. Dawniej jednak prawo było proste i nikt nie kombinował np. ze zwolnieniami adwokatów itp. Dzisiaj narobili kruczków prawnych, proceduralnych i ciągnie się to latami.

    • 69 2

  • "W 1931 r. w Gdyni nadal nie używano numeracji budynków" (1)

    A kiedy zaczęto używać numeracji?

    • 20 0

    • w 1934 r.

      • 1 0

  • (2)

    Kiedyś mieli polot i fantazje ( 8 kilogramowa petarda własnej roboty), dzisiaj pewnie chwyciłby jeden z drugim za siekierę jak jakiś troglodyta :D

    • 14 0

    • (1)

      bo łatwiej można było kupić materiały wybuchowe bez kontroli

      • 0 3

      • Dostęp do specjalistycznej wiedzy odbywał sie przez internety tego czasu jak - gildy, poczta pantoflowa, org zwiazkowe i polityczne, knajpa, melina, "szwagier", ulotki, pamflety, itd, itp.

        • 3 0

  • Co jest ciekawe to ze potomkowie (1)

    Władysława Kaźmierczaka i Floriana Kołodziejczaka zyja dzisiaj w bardzo przyjacielskiej komitywie i nie zywia do siebie zadnej niechęi czy nienawiści.

    • 14 0

    • Wspolnym mianownikiem jest to ze obie rodziny widza co sie dzieje w Gdyni i zywia niechec do Szczura

      • 8 7

  • 120 zł mies. zarabiał robotnik (1)

    a ile kosztował w Gdyni wówczas 1 mkw. mieszkania? a ile pół litra wódki?

    • 15 0

    • Cena cukru w 1930 to 1,41 zł. Ale to był podobno towar luksusowy. Zarobki ślusarza raczej kiepskie.

      • 0 0

  • 4 dni trwał proces a za każdy dzień procesu

    winny zapłacił mniej więcej miesięczną pensją...

    • 8 0

  • jakie były straty (1)

    i dlaczego winny nie musiał za nie zapłacić?

    • 5 1

    • Winny nie musiał płacić bo nie był winny. Tak naprawdę to wina Tuska.

      • 0 1

  • Fajny artykuł

    Bo ile można czytać, że pies kogoś pogryzł, albo że ktoś pogryzł psa...

    • 17 0

  • Zwróciliście uwagę jak bardzo szanowano kiedy drzewa ?

    • 8 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Sprawdź się

Sprawdź się

Pierwsza regularna wodna linia pasażerska łączyła Gdynię z:

 

Najczęściej czytane