• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Morscy bracia: Byk, Krwawy Natan, Znaczy Kapitan

Michał Lipka
17 października 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 

"Było ich trzech, w każdym z nich inna krew, ale jeden przyświecał im cel" - tak można sparafrazować słowa piosenki grupy Perfect, by dopasować je do historii bohaterów tego tekstu, w którym opisujemy trzech kapitanów, braci Stankiewiczów: Mamerta, Jana i Romana.



Rodzeństwo Stankiewiczów należało do licznych: było ich czterech braci i dwie siostry. Trzech z braci wybrało morze, a jeden służbę lądową (Aleksander został saperem i zmarł jeszcze przed II wojną światową).

Byk

Najmniej znanym z braci był najstarszy (o dwa lata starszy od Mamerta) - Jan. Zdecydował się na wybór kariery morskiej, przecierając niejako drogę pozostałym. W 1905 roku wstąpił do Korpusu Morskiego, po ukończeniu którego pływał w carskiej flocie. Z Mamertem nie raz spotykał się na morzu, gdyż służyli na jednostkach tych samych dywizjonów.

Jan Stankiewicz zyskał sobie przydomek "Byk". Jan Stankiewicz zyskał sobie przydomek "Byk".
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości jako pierwszy powrócił do ojczyzny, początkowo wybierając dla siebie drogę w dyplomacji. Obecny był m.in. na konferencji w Rydze, gdzie zapadały decyzje dotyczące granic polsko-radzieckich. W kolejnych latach pełnił funkcję attaché morskiego w Rydze i Moskwie.

Praca na lądzie jednak okazała się nie dla niego, dlatego też zdecydował się na powrót na morze - w szeregach Polskiej Marynarki Wojennej dowodził m.in. Dywizjonem Trałowców oraz pełnił służbę we Flotylli Rzecznej.

Nie miał jednak łatwego charakteru (stąd też jego przydomek "Byk"). Na początku lat 30. głośno było o jego konflikcie z dowódcą floty, kontradmirałem Unrugiem. Dziś znanych jest kilka wersji i przyczyn tego sporu: jedną z nich jest zwykły brak porozumienia (dziś powiedzielibyśmy "chemii") między oficerami, drugim nadużywanie przez Jana Stankiewicza alkoholu. Według niektórych źródeł miał nawet stawić się na inspekcję pijany.

Konflikt stał się na tyle poważny, że ostatecznie Jan opuścił szeregi Marynarki Wojennej i rozpoczął służbę we flocie handlowej; bywało tak, że ze swym bratem Mamertem "wymieniali" się dowodzonymi statkami.

Gdy wybuchła wojna wszyscy trzej bracia znaleźli się w Anglii. Kapitan Jan Stankiewicz mniej więcej w tym czasie zaczął prowadzić swoje dzienniki i pisać listy do swych najbliższych, opisując swe wrażenia z rejsów atlantyckich oraz prywatne uczucia. W 1942 r. nabył nieco ziemi w RPA, gdzie po zakończeniu wojny postanowił osiąść i sprowadzić tam rodzinę. Do komunistycznej Polski nie miał zamiaru wracać. Najstarszy z braci zmarł w 1949 r., a pozostałe po nim listy i notatki doczekały się publikacji w formie książki.

Znaczy kapitan

Najbardziej znanym z braci Stankiewiczów, oczywiście dzięki książce Karola Olgierda Borchardta pt. "Znaczy kapitan", stał się Mamert. Jedynie pokrótce przypomnijmy jego drogę ku morzu: początkowo wstąpił do Morskiego Korpusu Kadetów, po zakończeniu którego trafił w szeregi carskiej Marynarki Wojennej. Dał się poznać jako doskonały nawigator, który w uznaniu swych zasług został wyznaczony na stanowisko flagowego nawigatora Floty Bałtyckiej.

Mamert Stankiewicz zapisał się w pamięci Polaków jako "Znaczy kapitan", dzięki kapitalnej książce Karola Olgierda Borcharda. Mamert Stankiewicz zapisał się w pamięci Polaków jako "Znaczy kapitan", dzięki kapitalnej książce Karola Olgierda Borcharda.
Po zakończeniu I wojny światowej pojawił się międzynarodowy kryzys, który nie ominął również samego Stankiewicza - musiał on na krótko porzucić morze i szukać pracy na lądzie. Jednak już niebawem powrócił do floty wojennej, służąc w syberyjskiej flotylli rzecznej. W jego wspomnieniach z tamtego okresu odnajdziemy fragment, w którym sam mówi, że chce dalej pływać, ale już we flocie handlowej.

Gdy Polska odzyskała niepodległość, Mamert Stankiewicz wrócił do ojczyzny, w której byli już obaj jego bracia, służący w odtworzonej Polskiej Marynarce Wojennej. Mamert rozpoczął pracę w Szkole Morskiej, w której od początku aktywnie uczestniczył w poszukiwaniu odpowiedniej jednostki szkolnej - to głównie dzięki niemu polską banderę podniósł żaglowiec "Lwów", którego w późniejszym czasie został komendantem.

Dalsze lata jego pracy to również stanowiska kapitańskie: dowodził bowiem transatlantykami "Polonia", "Kościuszko" i "Pułaski".

Gdy w dyrekcji Gdynia America Lines zapadła decyzja o budowie nowoczesnych liniowców, nie wyobrażano sobie, by ich budowy nie nadzorował Mamert Stankiewicz.

Pierwszym z nich, "Piłsudskim", dowodził osobiście. W miarę spokojne, choć początkowo niepozbawione awarii rejsy, przerwała wojna. Wtedy pojawiły się projekty, by "Piłsudski" stał się krążownikiem pomocniczym lub szybkim transportowcem wojska.

Niestety podczas swego pierwszego rejsu 25 listopada 1939 roku (pisaliśmy o tym w artykule "Wielki kapitan i wielki okręt") statkiem wstrząsnęła silna eksplozja - "Piłsudski" najprawdopodobniej wszedł na nieoznakowane pole minowe.

Z całej załogi zginęły dwie osoby: na pokładzie czwarty mechanik Tadeusz Piotrowski, a już w szalupie kapitan Mamert Stankiewicz. Jako pierwszy oficer floty handlowej pośmiertnie odznaczony został Krzyżem Virtuti Militari i do dziś spoczywa w Hartlepool w Anglii.

Krwawy Natan

Młodszym bratem Mamerta był Roman, który podobnie jak i starsi bracia robił karierę w marynarce. Po ukończeniu nauki w Korpusie Kadetów i Korpusie Morskim otrzymał stopień miczmana i rozpoczął służbę na morzu. Pływał początkowo na trałowcach i torpedowcach.

Jego kariera w rosyjskiej flocie została zatrzymana przez bolszewików, którzy jako niepewnego politycznie Stankiewicza aresztowali. Młodemu Romanowi udało się jednak uciec i przedostać się do odrodzonej Polski, gdzie zgłosił się do służby w batalionie morskim.

Roman Stankiewicz został "Krwawym Natanem" za sprawą wybuchowego charakteru oraz czerwonych plam pojawiających się na twarzy w chwilach złości. Roman Stankiewicz został "Krwawym Natanem" za sprawą wybuchowego charakteru oraz czerwonych plam pojawiających się na twarzy w chwilach złości.
W tym czasie flota cierpiała na chroniczny brak wykształconych oficerów, dlatego - widząc potencjał w młodym poruczniku - skierowano go od razu na dodatkowe kursy m.in. do Anglii i Francji. Po ich ukończeniu, podobnie jak jego brat, rozpoczął pracę jako wykładowca, z tą jednak różnicą, że w Szkole Specjalistów Morskich i Oficerskiej Szkole Marynarki Wojennej.

Niebawem awansował na stopień kapitana marynarki, a po kolejnym stażu we francuskiej flocie otrzymał tytuł oficera dyplomowanego, który był przepustką do dalszej kariery wojskowej.

W kolejnych latach służba na morzu i kolejne dowództwa okrętów (dowodził m. in. ORP "Kujawiak") przeplatały się ze służbą sztabową i wykładami w Szkole Podchorążych MW. Od stycznia 1932 roku Roman Stankiewicz był już komandorem podporucznikiem, a w latach 1934-1939 pełnił szereg funkcji i sztabowych, i liniowych (awans do stopnia komandora porucznika otrzymał 19 marca 1937 roku).

2 kwietnia 1939 roku został wyznaczony na stanowisko dowódcy Dywizjonu Kontrtorpedowców, a swój proporczyk podniósł na ORP "Błyskawica".

Wtedy uzyskał swój przydomek "Krwawy Natan". Zawdzięczał go swojemu wybuchowemu charakterowi, który objawiał się m.in. tym, że dowódcy podległych mu okrętów musieli po kilkanaście razy wykonywać każdy manewr, który nie uzyskał uznania w oczach Stankiewicza. Ale był też drugi powód tak krwawego przydomka: czerwone plamy, jakie występowały mu na twarz podczas nagłego zdenerwowania.

To właśnie komandor Roman Stankiewicz wyprowadził w przededniu wojny prawie wszystkie swe jednostki do Anglii, wykonując plan Peking. Już po przybyciu do Wielkiej Brytanii zdał dowództwo dywizjonu kmdr. Stanisławowi Nahorskiemu, a sam podjął się pracy sztabowej.

Podobnie jednak jak w przypadku opisywanego już wcześniej kmdr. Eugeniusza Pławskiego (artykuł pt. Atakował Bismarcka, ciął w tartaku), Stankiewicz nie lubił pracy lądowej, dlatego też szybko poprosił o przydział morski.

Ponieważ jednak w tym czasie polska flota nie dysponowała odpowiednim przydziałem dla jego rangi, Stankiewicz zgodził się na stanowisko przewidziane dla młodszego stopniem. I tak 8 lipca 1940 r. wszedł na pokład przejętego od Francuzów patrolowca "Medoc", zostając jego dowódcą (bliźniaczą jednostką "Pomerol" dowodził kapitan Romuald Tymiński).

Niestety - jak w przypadku większości francuskich jednostek - również te nie nadawały się do wykonywania stawianych przed nimi zadań. Dlatego na skutek negatywnych opinii dowódca Kierownictwa Marynarki Wojennej admirał Świrski podjął decyzję, by już po trzech miesiącach zwrócić je Brytyjczykom.

Teraz przed problemem stanęli Anglicy, którzy nie mieli odpowiednich kadr morskich do przejęcia jednostek. Na ich prośbę kmdr Stankiewicz pozostał na swym stanowisku, podobnie jak dwóch polskich marynarzy.

Ich służba nie trwała długo - 26 listopada 1940 r., a więc w rok po śmierci swojego brata Mamerta, dowodzony przez komandora Romana Stankiewicza patrolowiec został storpedowany przez niemiecki samolot. Zginęło przy tym 42 członków załogi, w tym jej dowódca.

Opinie (26) 4 zablokowane

  • no i

    chwała bohaterom !!!

    • 34 3

  • Dokladniej: (3)

    kpt.Mamert Stankiewicz opuścił okręt z dwójką ostatnich marynarzy (jeden ukrył się na pokładzie w szalupie i przeżył w niej katastrofę). Po półtorej godziny rozbitkowie zostali wyłowieni przez brytyjski niszczyciel HMS ”Valorous”. Mamert Stankiewicz zmarł wskutek hipotermii i ataku serca na pokładzie tego okrętu. Ocalony wcześniej lekarz okrętowy Wacław Korabiewicz, nie mając odpowiednich leków nasercowych, nie zdołał odratować kapitana, którego zresztą z powodu niezwykle zmienionych rysów twarzy (kapitan osiwiał też w kilka godzin) nie rozpoznał. (wikipedia)

    • 24 1

    • zapisać (2)

      Te szczegóły powinny być spisane, bo gdzieś zaginą. W. Korabiewicz, (Milimetr) trochę działał w harcerstwie w latach 55-60, gdzie go poznałem. Też osoba warta spisanej historii.

      • 4 0

      • Opisywane dokladnie byly w jednej z wychodzcych

        w poznych latach 50-tych Miniatur Morskich pod tytulem "Nasza najwieksza strata"

        • 4 0

      • W. Korabiewicz - "Kilometr" ( ze względu na wzrost) tak podaje Wikipedia i A. Srebrakowski w książce
        " Wileńscy Włóczędzy"

        • 0 0

  • (1)

    To byli marynarze...

    • 26 0

    • Niestety

      Niestety to wymierający gatunek-dziś takich ludzi ze świecą szukać (Komuna i Kasa zrobiły swoje)

      • 0 0

  • za tych co na morzu

    • 23 0

  • Piękna karta historii Polski i jej floty (5)

    Chwała tym wszystkim dla których Polska był najważniejsza. To dla ojczyzny przelewali krew i nie pytali o medale czy pieniądze.

    • 12 0

    • historia lubi się powtarzać (4)

      PO, Nowoczesna, KOD i środowiska „Gazety Wyborczej” czy „Newsweeka” to dzisiejsi targowiczanie, którzy chcą utrzymania niekorzystnego dla rozwoju kraju, ale korzystnego dla nich status quo. Aby to uzyskać, szukają pomocy u swoich niemieckich i unijnych protektorów, tak samo jak targowiczanie poszli na kolaborację z Rosją, Prusami i Austrią. Targowicę zawiązano w 1792 roku pod hasłem „Obrony Zagrożonej Wolności”. W ramach udzielonej pomocy Polska znikła w zaborach na 123 lata z map europy. Czy nie przypomina to aż nadto hasła „obrony zagrożonej demokracji”, głoszonego przez Komitet Obrony Demokracji i innych obrońców aktualnego status quo? Analogia jest oczywista.

      • 11 22

      • ...

        Tak tak tak a Jarosław Kaczyński jest przyjacielem wszystkich polaków.

        • 2 3

      • jakby nie było KOD'u to byście sobie musieli jakiś wymyśleć

        kogo jakiś KOD obchodzi, poza dziennikarzami Dziennika Telewizyjnego?

        • 2 0

      • troll

        żałosne co pleciesz

        • 3 2

      • Kosciuszko

        Targowica to przede wszystkim biskupi

        • 0 0

  • Mamert (2)

    powinien mieć pomniki w całym kraju - by przypominały politykom i innym karierowiczom - czym dla faceta ma być honor i szlachecka postawa !!!

    • 18 0

    • chlopskich synow nie nauczysz szlacheckiej postawy kolego ;)

      • 7 1

    • pomnik stoi w Gdańsku...i niewiele osób wie gdzie..

      • 0 0

  • do antykod . zwiększ dawkę leków bo już przestają działać

    • 2 2

  • Odsyłam do książek K.O Borchardta (1)

    "Znaczy Kapitan" , "Krążownik spod Somosierry" , "Szaman morski" , "Pod czerwoną różą" , "Kolebka nawigatorów"

    • 10 0

    • no co Ty nie powiesz?

      • 0 6

  • Gdańszczanin

    Brawo dla Panów!!!

    • 3 0

  • Propozycja

    To może w następnym artykule trochę więcej o kapitanach naszych Transatlantyków??? ( a jest co pisać!!!)

    • 1 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Sprawdź się

Sprawdź się

Co uprawiano na sopockim hipodromie, aby uzupełnić kartkowe przydziały żywnościowe mieszkańców?

 

Najczęściej czytane