• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Ostatnia droga na szczyt Szubienicznej Góry

Michał Ślubowski
5 listopada 2019 (artykuł sprzed 4 lat) 
Ostania egzekucja w Gdańsku nie odbyła się na Szubienicznej Górze, lecz na Biskupiej Górce. To tu stracono w 1946 r. strażników z obozu Stutthof. Ostania egzekucja w Gdańsku nie odbyła się na Szubienicznej Górze, lecz na Biskupiej Górce. To tu stracono w 1946 r. strażników z obozu Stutthof.

Podróżni i kupcy zmierzający do Gdańska od zachodu, od strony Oliwy, nie mijali zielonej tabliczki z nazwą miasta. Zamiast tego witał ich upiorny widok - gnijące zwłoki przestępców pozostawione ku przestrodze na szczycie Szubienicznej Góry.



Zbrodnia i kara w starym Gdańsku



Nie ma zbrodni bez kary, a ta w przeszłości mogła przyprawić o dreszcze. Świat był kiedyś bardziej brutalny - człowiek codziennie stykał się z przemocą i śmiercią - nie można więc się dziwić, że nasi przodkowie wykazywali większą bezwzględność w wykonywaniu kar niż my. Przestępca musiał się liczyć z zapłaceniem najwyższej ceny za swój występek, a kara śmierci mogła również oznaczać niewyobrażalne cierpienie skazanego w ostatnich chwilach na Ziemi.

Za co można było zasłużyć sobie na karę śmierci? Przewinień było wiele i nie wszystkie dla nas, współczesnych, są oczywiste. Z jednej strony można było zawisnąć lub skończyć pod katowskim toporem z powodu morderstwa i kradzieży, z drugiej: z powodu homoseksualizmu i własnych poglądów, sprzecznych z opinią większości społeczeństwa.

Sprawiedliwość była pojęciem bardzo płynnym i względnym. Gaspard de Tende w swojej "Relacji historycznej o Polsce z 1686 r." napisał w ustępie poświęconym sądownictwu Rzeczpospolitej:

W Polsce winnych karze się na różne sposoby. Wiesza się ich bądź ścina im głowy. I ta różnica w karze nie wynika z różnego stanu, z którego wywodzi się zbrodniarz, lecz z natury zbrodni. Wiesza się bowiem złodzieja bez względu na stan, do którego należy; podobnie ścina się głowy wszystkim osobom za każdą inną zbrodnię niż kradzież, chyba że chodzi o przypadek wyjątkowo okrutny, gdyż wówczas skazuje się złoczyńców na łamanie kołem bądź darcie pasów, które jest rodzajem kary o takiej właśnie nazwie, ponieważ zdziera się z pleców skazańców dwa pasy skóry.
W tym samym dziele pan de Hauteville zostawił notatkę o tej kwestii w Gdańsku:

Gdańsk to właściwie wolna republika pod protekcją Polski. I rzeczywiście, ma on wszystkie cechy pełnej suwerenności. Skazuje bowiem na śmierć bez odwołania, nawet szlachciców polskich, gdy ci popełnią w nim zbrodnię, która na to zasługuje. Na temat Gdańska warto jeszcze wspomnieć, że w ogóle nie chce on uznać sądownictwa polskiego, twierdząc, że podlega wyłącznie królowi, a nie Polakom.
Oba ustępy napisane przed Gasparda de Tende, chociaż interesujące, wymagają jednak nieco wyjaśnienia.

Władze gdańskie miały szeroką jurysdykcję, zostawioną głównie w gestii Ławy Miejskiej (Drugiego Ordynku) - czyli organowi sądowniczemu. Wyroki skazujące na karę śmierci musiał zatwierdzić burgrabia, czyli przedstawiciel króla w Gdańsku. Potężne miasto nie obawiało się nawet więzienia i uśmiercania szlachciców, co wśród braci sarmackiej wywoływało ogromne wzburzenie - dlatego w połowie XVII wieku pojawiły się dekrety, które nakazywały miastu wstrzymanie się z wykonaniem wyroku na szlacheckiej głowie do decyzji króla.

Gdańska szubienica i pal z zatkniętym kołem - fragment planu oblężenia Gdańska, 1734 r. Gdańska szubienica i pal z zatkniętym kołem - fragment planu oblężenia Gdańska, 1734 r.
Rzeczywiście w Gdańsku karano poprzez powieszenie, ścięcie i łamanie kołem oraz palenie na stosie, ale przynależność stanowa miała znaczenie w wyborze kary - na stryczek posyłani byli zazwyczaj przedstawiciele niższych warstw społecznych. W Gdańsku karę śmierci wykonywano więc w kilku miejscach. Ludzi pozbawionych obywatelstwa ścinano przed Wieżą Więzienną, obywateli i szlachciców na Długim Targu, a żołnierzy przed odwachem na Targu Węglowym. Wieszano w różnych miejscach (np. Chełm i Oliwa posiadały własne szubienice), jednak najważniejsza z szubienic znajdowała się w pewnym oddaleniu od miasta, niejako będąc ostrzeżeniem dla wszystkich wjeżdżających i wyjeżdżających. 

Szubieniczna Góra, miejsce nieczyste



Miejsce wykonywania wyroku było miejscem nieczystym - zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Powieszenie było karą hańbiącą, zarezerwowaną dla złodziei i niższego stanu - kończyli żywot na stryczku podobnie jak Judasz. Oprócz szubienicy na szczycie Galgenbergu, Góry Szubienicznej, znajdowały się wbite pale z zatkniętymi kołami, służące do innego rodzaju egzekucji. Wokół szubienicy musiał roznosić się odór nie do zniesienia - oprócz gnijących ciał, które były pozostawiane na miejscu kaźni ku przestrodze, kat wraz ze swoimi pachołkami wywozili tam w beczkach nieczystości z miejskich kloak i ścierwa zalegające na ulicach - możliwe że tam również trafiały bezpańskie psy, ponieważ również na kacie spoczywał obowiązek poradzenia sobie z nimi.

Na Szubieniczną Górę najlepiej dojść od strony ul. Sobieskiego (ścieżka obok budynku przy ul. Sobieskiego 2) lub od strony cerkwi stojącej przy ul. Traugutta.
Na Szubieniczną Górę najlepiej dojść od strony ul. Sobieskiego (ścieżka obok budynku przy ul. Sobieskiego 2) lub od strony cerkwi stojącej przy ul. Traugutta.
Pod szubienicą grzebano również samobójców, którym odmawiano chrześcijańskiego pochówku. Zwłoki takiego nieszczęśnika (lub nieszczęśnicy) były dodatkowo zhańbione po śmierci - kat zawijał ciało w worek, wyrzucał przez okno, po czym wlókł je na Szubieniczną Górę.

Gdańska szubienica nie była prostą, drewnianą konstrukcją zbitą z trzech belek. Wręcz przeciwnie - była to murowana konstrukcja, która od czasów wzniesienia w 1529 r. (na miejscu wcześniej istniejącej), przetrwała aż do czasów napoleońskich - została rozebrana w 1809 roku.

Gdańska szubienica. Fragment widoku Gdańska z ok. 1730 r. Gdańska szubienica. Fragment widoku Gdańska z ok. 1730 r.
Angielski kupiec Peter Mundy, który pozostawił po sobie obszerne wspomnienia, wspomina o swojej wizycie w Gdańsku w 1646 r. i opisuje gdańską szubienicę:

Szubienica ma nietypowy kształt, czworokątna, z ośmioma poprzecznymi belkami do użytku i z ceglanymi filarami, z drabiną wyposażoną w podwójne stopnie - jedne przeznaczone dla przestępcy, drugie dla kata.
Cztery ceglane filary szubienicy - na każdym rogu ocembrowania - były zakończone małymi, cebulastymi daszkami. Na drewnianym podeście znajdującym się na środku ustawiano drabiny - jedną dla kata, drugą dla jego ofiary.

Swój opis dopełnił odręczną ilustracją szubienicy, wokół której znajdują się koła do łamania, kat oraz jego pachołkowie. Mundy podaje nawet imię kata - Gregory - który jechał na dobrym koniu, z pistoletami i katowskim mieczem u boku. Wydaje się, że tajemniczym Gregorym był pełniący tę niechlubną funkcję w tamtym czasie Gergen Strauch.

Kat oraz jego ludzie, wykonujący swoje nieczyste rzemiosło, mieli do czynienia z nieczystymi miejscami na co dzień. Jednak cała reszta społeczeństwa unikała takich obszarów - samo dotknięcie szubienicy, kata lub zwłok przenosiło symboliczne zanieczyszczenie na obywatela.

W takim razie, kto naprawiał szubienicę, skoro kat nie miał odpowiednich umiejętności?

Jeden za wszystkich, czyli grupowa pielgrzymka rzemieślników



Jeśli dotknięcie szubienicy powodowało dyshonor, a mimo to miejsce straceń wymagało naprawy, należało wypracować jakieś rozwiązanie. Takie już powstało w średniowieczu - skoro pojedynczy rzemieślnik nie chce splamić się pracą przy szubienicy, niech zrobią to wszyscy.

Naprawa szubienicy stała się więc specjalną uroczystością, rytuałem, który wymagał właściwej oprawy. Mieszczanie musieli wziąć odpowiedzialność nie tylko za wyroki, które wydawali, ale również na miejsce, w którym je wykonywano.

Błędy katowskie zawsze się zdarzały, pokazuje to także satyryczna historyjka autorstwa francuskiego rysownika Jules'a Depaquit, pt. "Kat zbyt żwawy, czyli błędy się zdarzają".
Błędy katowskie zawsze się zdarzały, pokazuje to także satyryczna historyjka autorstwa francuskiego rysownika Jules'a Depaquit, pt. "Kat zbyt żwawy, czyli błędy się zdarzają".
Wszyscy członkowie cechów wyruszali na Szubieniczną Górę z Długiego Targu, maszerując pod rozwiniętymi chorągwiami z symbolami swoich korporacji. Ich pierwszym przystankiem był Ratusz Głównego Miasta, gdzie przywitali ich przedstawiciele władzy, a rzemieślnikom zostało polane wino z ratuszowych piwnic. Korowód ruszał dalej w akompaniamencie bębnów oraz piszczałek; wino, najpewniej reńskie, skutecznie przytłumiło opory przed czekającą ich pracą. Mistrzów i czeladników maszerujących ramię w ramię trunkami raczono jeszcze kilkukrotnie przed opuszczeniem obrębu murów miejskich, jak również po spełnieniu uciążliwego obowiązku. Często ceremonii towarzyszył burgrabia, czyli urzędnik mianowany przez króla, który w jego imieniu zatwierdzał wyroki śmierci.

Po wykonaniu pracy na szczycie Szubienicznej Góry orszak wracał do miasta, aby uczcić ceremonię wspólną biesiadą. Nikt nie mógł wypominać skalania się szubienicą, skoro zrobili to wszyscy. 

Podobną drogę musieli pokonać skazańcy, i chociaż nawet oni mogli liczyć na ostatnią szklankę wina, na szczęśliwy powrót już nie.

Ostatnia droga wisielca na Szubieniczną Górę



Niektórzy ludzie wierzą w swoje poprzednie wcielenia, w których to rzekomo byli świadkami epokowych wydarzeń, byli rycerzami, księżniczkami czy piratami.

Wyobraźmy sobie coś innego - że my byliśmy w poprzednim wcieleniu kryminalistą. I to w dodatku nie dobrze urodzonym, ale pospolitym złodziejem. Próba kradzieży dóbr ukrytych w spichlerzach zakończyła się niepowodzeniem - strażnicy ujęli nas na gorącym uczynku i wtrącili do celi. Krótka sesja tortur zakończyła się przyznaniem do winy, a kradzież w wielkim, portowym mieście żyjącym z handlu musiała się skończyć fatalnie - karą na gardle. Salomon Rysiński, XVII-wieczny sarmacki humanista, w swoim zbiorze przysłów Przypowieści polskie zamieścił jedno ponure, powtarzane wśród ludu: Niemiło złodziejowi na szubienicę patrzeć.

Nasza ostatnia droga rozpoczęłaby się na Długim Targu. Nie byłaby ona samotna, ba, nie tylko kat i jego pachołkowie byliby naszymi towarzyszami, ale liczny tłum mieszczan i gości przebywających w mieście. Każda egzekucja była nie tylko karą - ale również rozrywką. Perspektywa oglądania z bezpiecznej odległości krwawego rozprawienia się z pozbawionym czci przestępcą była kusząca dla mieszkańców każdego miasta.

Ponury korowód prowadzony przez kata ruszał przez Długi Targ i Długą w stronę Bramy Wyżynnej, a za nią dalej na zachód, w stronę zabudowań Wrzeszcza. Chociaż Wielka Aleja, której zasadniczy kształt jest widoczny również i dzisiaj, powstała dopiero w drugiej połowie XVIII wieku, od średniowiecza istniała tutaj stara droga prowadząca z Oliwy do Gdańska.

Fragment rysunku Daniela Chodowieckiego z 1773 r., przedstawiający Wielką Aleję. Z prawej strony, za drzewami, widoczny budynek szubienicy. Fragment rysunku Daniela Chodowieckiego z 1773 r., przedstawiający Wielką Aleję. Z prawej strony, za drzewami, widoczny budynek szubienicy.
Gdybyśmy dzisiaj chcieli odtworzyć wędrówkę skazańca, poszlibyśmy chodnikiem wzdłuż Traktu Konnego. Dosyć szybko ukazałaby się naszym oczom uliczka nosząca imię Daniela Chodowieckiego o łukowatym kształcie - w tym miejscu przyszły wisielec miałby swój ostatni przystanek, i to nie byle jaki - bo w samym Jeruzalem.

Biały domek Jeruzalem, czyli ostatnia szklanka wina



Tutaj, między łukiem Chodowieckiego a Traktem Konnym, znajdował się niewielki budynek na planie czworokąta, nazywany Jeruzalem. W niepozornym domku złoczyńcy mieli prawo do ostatniego trunku.

Możliwe, że domek był pozostałością po Kaplicy Jerozolimskiej, wzniesionej w tym miejscu jeszcze przez Krzyżaków. Nawet jeśli tak nie było, nazwa związana z miejscem kultu przylgnęła później do bardziej tragicznego miejsca.

Fragment planu Gdańska i okolic Daniela Friedrich Sotzmanna, 1783 r. Widoczna Wielka Aleja, szubienica (Gericht), kompleks kościoła Wszystkich Bożych Aniołów. Możliwe, że jednym z zabudowań przy Wielkiej Alei od strony południowej jest domek Jeruzalem. Fragment planu Gdańska i okolic Daniela Friedrich Sotzmanna, 1783 r. Widoczna Wielka Aleja, szubienica (Gericht), kompleks kościoła Wszystkich Bożych Aniołów. Możliwe, że jednym z zabudowań przy Wielkiej Alei od strony południowej jest domek Jeruzalem.
Często w różnych opisach pojawia się nazwa karczma Jeruzalem, która sugeruje ciągłość działalności jakiejś gospody w tym miejscu, ale wydaje się, że taka karczma leżąca przy drodze na szubienicę należy do świata gdańskich legend. W rzeczywistości mały biały domek, opisywany również przez Chodowieckiego, służył jedynie tradycyjnemu podaniu ostatniego napoju skazańcowi.

Wspomniany już Peter Mundy napisał:

Wspomniana para [przestępców skazanych na łamanie kołem za gwałt i morderstwo służącej - dop. red.] zaraz za miastem, w małym domu zwanym Jeruzalem, dostała swój ostatni napój.
Niemal sto lat później inny angielski podróżnik napotyka podobny widok, o którym wspomina w swoim "Szczegółowym opisie miasta Gdańska":

W połowie drogi na szafot jest mały domek zbudowany w tym celu -  z inskrypcją na ścianie - gdzie skazańcy zatrzymują się i dostają tyle wina, ile zechcą wypić.

Na łysym szczycie Szubienicznej Góry



Ostatni puchar wina - jeżeli mielibyśmy szczęście - przytłumiłby nieco grozę ostatniego fragmentu ziemskiej wędrówki. Skazaniec mógł rzucić jeszcze spojrzeniem na leżący po drugiej stronie drogi do Oliwy szpital i kościół Wszystkich Bożych Aniołów, nazywany też Szpitalem św. Michała (budynek wznosił się w miejscu dzisiejszego parku Steffensa). Dzisiejsza ulica Traugutta nosiła niegdyś nazwę nawiązującą do tego miejsca - i właśnie na "drogę św. Michała" wstąpiłby pochód, odprowadzający wisielca na szafot.

Dzisiaj Góra Szubieniczna jest wzniesieniem pokrytym gęstą zielenią, a wokół niego wyrastają budynki mieszkalne, stadion i kompleks Politechniki Gdańskiej. Przed wiekami widok był inny - szczyt był pozbawiony drzew, tak więc już z daleka widoczna była murowana konstrukcja szubienicy i pale z zatkniętymi kołami.

Punkt widokowy na Szubienicznej Górze


Chociaż legendy o sabatach czarownic na Łysych Górach wywodzą się z podań wschodnich Słowian, odwiedzający Gdańsk przybysze z głębi Rzeczpospolitej mogli mieć takie właśnie skojarzenia, spoglądając na Szubieniczną Górę. To wrażenie mogły potęgować krążące wokół szafotu drapieżne ptaki, utożsamiane z adeptami i adeptkami wszelkich mrocznych sztuk. Z kolei sami gdańszczanie mogli mieć pewne skojarzenia z nocą Walpurgi, nazywanej w Niemczech również Nocą Wiedźm, Hexennacht - podczas której czarownice udawały się na szczyt góry Brocken...

Dzisiaj, aby dostać się na miejsce dawnych straceń, musielibyśmy zejść z Traugutta i przejść pomiędzy płotem Stadionu Miejskiego a terenem cerkwi św. Mikołaja, której budynek przed wojną był kaplicą cmentarną przy działającym tutaj krematorium.

Ostatni akt. Koniec przedstawienia w teatrze śmierci



Kiedy cały pochód, na czele z głównymi aktorami, dotarł na szczyt wzniesienia, rozpoczynał się ostatni akt przedstawienia. Otwierano furtę w murze szubienicy, żeby wejść po schodach na drewnianą scenę szafotu.

Wszyscy przeżywają raz jeszcze proces - krótka inscenizacja przeprowadzana przez miejskiego urzędnika, łącznie z wydaniem wyroku i przyznaniem się do winy złodzieja, miała być ostatnim przypomnieniem, jaka kara czeka tych, którzy zechcą przywłaszczyć sobie cudzą własność. Atmosfera musiała być uroczysta i pełna napięcia - w gęstym tłumie znajdowali się nie tylko mężczyźni, ale również kobiety, a nawet dzieci - niczym niespotykanym były omdlenia i napady histerii. Inną rolę spełniał obecny duchowny, którego obecność sygnalizowała inną karę, która miała czekać na grzesznika już po opuszczeniu ziemskiego świata.

Jednak z czasem wrażliwość społeczeństwa zmieniała się. Oświecenie zasiało ziarna, które coraz szybciej kiełkowały również w Gdańsku - szubienica stawała się symbolem dawnych, bardziej brutalnych czasów, a przede wszystkim zaczęła przeszkadzać mieszkańcom i gościom miasta z powodów estetycznych. Konstrukcję rozebrano w 1805 r. i w tym samym czasie podobnie postąpiono z domkiem Jeruzalem - dwoje nieodłącznych towarzyszy skazańców w ich ostatniej drodze zniknęło z gdańskiego krajobrazu.

Koniec końców to był próg nowej epoki: Gdańsk znajdował się już w granicach ustandaryzowanej pruskiej monarchii i nie cieszył się przywilejami, ustrojem i autonomią dawnych lat, a przez Europę miały zaraz przetoczyć się francuskie kolumny Napoleona, niosące ze sobą również zdobycze rewolucji francuskiej. Cały kontynent wkraczał w XIX wiek.

Jednak tak jak w złotej erze Gdańska, również w 1805 r. prace przy szubienicy nie mogły się obyć bez odpowiedniego rytuału. Ostatni raz na Szubieniczne Wzgórze wyruszył pochód władz miasta, na czele z burmistrzem Karlem Friedrichem von Gralathem (który pamiętał jeszcze dobrze czasy Rzeczpospolitej - w imieniu miasta rezydował w Warszawie przy dworze ostatniego władcy) oraz  mianowanym przez pruskiego monarchę prezydentem miasta i zarazem dyrektorem policji, Johannem Baxem. Dżentelmeni trzykrotnie uderzyli w mur szubienicy oskardem, po czym robotnicy rozpoczęli rozbiórkę całej konstrukcji. Niestety nie wiemy, czy towarzyszył im lęk, tak jak ich poprzednikom - możemy się jedynie domyślić, że zgodnie z tradycją dostali puchar wina lub kufel piwa.

Szafot zniknął, ale jeszcze przez kilkanaście lat w tym samym miejscu wykonywano wyroki śmierci - ostatni w 1838 r., kiedy to nieszczęśnika ścięto. Jednak swoisty gdański epilog miał nastąpić dopiero ponad sto lat później - i to na innym pobliskim wzniesieniu.

Chociaż z gdańskiej szubienicy do dzisiaj pozostała jedynie nazwa wzniesienia, wciąż warto wybrać się tam na spacer. Na zboczu Szubienicznego Wzgórza zachował się stary, przedwojenny cmentarz krematoryjny, a stara kaplica po wojnie stała się cerkwią św. Mikołaja. Na złowrogim szczycie dzisiaj znajduje się jeden z wielu punktów widokowych, z którego rozciąga się interesujący widok na Wrzeszcz. Miejsce zmieniło się nie do poznania - wokół wzniesienia wyrosły setki budynków i drzew - jednak wciąż zachowało specyficzną, widmową atmosferę.

Epilog -  ostatnia publiczna egzekucja na Biskupiej Górce



Wyjątkowy epilog historia gdańskiej szubienicy miała po II wojnie światowej. 4 lipca 1946 r. tysiące ludzi (niektóre źródła podają nawet liczbę 200 tys.), w tym kobiety i dzieci, było świadkami powieszenia 11 zbrodniarzy (w tym sześciu nadzorczyń) z obozu koncentracyjnego w Stutthofie. Władze miejskie zachęcały mieszkańców do udziału w egzekucji; wokół terenu, gdzie postawiono drewniane szubienice, sprzedawano lody, piwo i oranżadę.

  • Egzekucja strażników z obozu Stutthof na Biskupiej Górce.
  • Egzekucja strażników z obozu Stutthof na Biskupiej Górce.
  • Ostania egzekucja w Gdańsku nie odbyła się na Szubienicznej Górze, lecz na Biskupiej Górce. To tu stracono w 1946 r. strażników z obozu Stutthof.
  • Gapie zgromadzili się nie tylko przy szubienicach, ale w całej dzielnicy. Egzekucję na Biskupiej Górce mogło oglądać nawet 200 tys. osób.
Wyrok wykonano pomiędzy dzisiejszymi ulicami Pohulanka i Kolonia Studentów. Więźniowie przyjechali na miejsce ciężarówkami z aresztu na Kurkowej. W stronę więźniów leciały kamienie; musieli interweniować obecni na miejscu żołnierze.

200 tys. osób oglądało egzekucję na Biskupiej Górce



W rolę katów wcielili się byli więźniowie obozu - to oni, ubrani w obozowe pasiaki, założyli wisielcze pętle na szyje swoich niedawnych gnębicieli, którym towarzyszyły śmiech i wyzwiska. Wyrok został wykonany, kiedy ciężarówki odjeżdżały spod szubienic, zostawiając za sobą wierzgających wisielców - sposób wykonania kary sprawił, że był to proces bolesny i długotrwały.

Żywe emocje związane ze stratą bliskich, traumą wojny i okrucieństwem załogi obozu wzięły górę nad tłumem - tłum zbezcześcił zwłoki wisielców. Zabierano fragmenty odzieży i sznurów i dopiero po dłuższej chwili tłum został powstrzymany przez milicjantów. Ciała trafiły do Akademii Medycznej, gdzie miały służyć przyszłym lekarzom w nauce anatomii.

Wykonanie wyroku gdańskiego Specjalnego Sądu Karnego odbiło się szerokim echem. W powojennej Polsce wykonano jedynie trzy publiczne egzekucje na niemieckich zbrodniach wojennych - na Majdanku, w Poznaniu i właśnie w Gdańsku, po czym ich zaniechano - impulsem była brutalność egzekucji i sceny towarzyszące całemu wydarzeniu.

Co jest uderzające? Podobieństwa łączące egzekucję z lipca 1946 r. z tymi, które były wykonywane przed wiekami. Skazańcom towarzyszył tłum mieszkańców, a egzekucja stała się czymś w rodzaju publicznego święta. Chciano zachować fragmenty odzieży, ciał i powrozów wisielców, jak gdyby przypisując im magiczną moc. Nawet ciała, tak jak przed wiekami, trafiły do gdańskich anatomów.

Jednak w tym wypadku szafot nie był już miejscem nieczystym - był miejscem zemsty.

Powyższy artykuł stanowi fragment niedawno opublikowanej książki pt. "Gdańskie makabreski". Jej autor, Michał Ślubowski, zebrał w jednym tomie relacje z miejsc - jak sam pisze - makabrycznych, trochę strasznych, a przede wszystkim upiornie ciekawych.

Cała książka "Gdańskie makabreski" do pobrania w formacie PDF

O autorze

autor

Michał Ślubowski

Popularyzator historii Gdańska, autor bloga Gedanarium i podcastu Historia Gdańska dla każdego oraz współautor podcastu Makabreski, poświęconego mrocznym historiom z przeszłości regionu.

Opinie (54) 10 zablokowanych

  • (4)

    fajnie by bylo ja odbudowac niestety o ponownym uzyciu nie ma juz mowy i przestepcy moga czuc sie bezpiecznie

    • 47 14

    • Wystarczyłyby dyby i pręgierz gdzieś przy katowni. (1)

      Na godzinkę, dwie, albo i cały dzień. Lepsze niż mandat.

      • 6 0

      • a tam, wystarczyłby słupek - cały dzień uwiazania z info. kto i za co ...

        za jazdę z nadmierną prędkością, za kradzież sklepową, itp itd

        • 1 0

    • Jestem za. Publiczne egzekucje na pewno poprawiłby i zmniejszyły statystyki popełnionych przestępstw w kraju nad Wisłą. Ale co na to RODO?

      • 4 2

    • wznowił bym wytrzeźwiałki zwłaszcza dla kierowców po alku - zimny prysznic z weża i siennik do spania a na końcu rachunek 500 +

      • 1 1

  • W sumie ciekawe, czy kiedykolwiek prowadzono badania archelogiczne na Szubienicznej Górze? (5)

    Bo być może zachowały się tam jakieś pozostałości szubienicy, a i skoro okolica była jednym wielkim śmietniskiem, w którym wyrzucano zawartość latryn to zapewne znaleziono by kilka tysięcy różnych mniejszych, większych przedmiotów. Ostatecznie w gdańskich latrynach archeolodzy znaleźli mnóstwo ciekawych eksponatów z skórzanym dildo na czele.

    • 53 0

    • Nie sądzę... (2)

      Jedną połowę przeorano budując zbiornik Stary Sobieski, drugą urządzając cmentarz. Stoki były użytkowane rolniczo i ogrodniczo - widać to na starych zdjęciach. Potem były ogródki działkowe. Co miało wyjść, dawno już wyszło.

      • 4 3

      • Przeorano - ale nie szukano

        to dwie zupełnie inne rzeczy. Na pewno coś jest, tylko nie sądzę by coś ciekawego

        • 6 0

      • od zawsze na polach się orze i sieje

        A jak przejdziesz z wykrywką to okazuje się, że ciekawe fanty wychodzą. Tylko trzeba trafić na odpowiednie miejsce, a takim jest Szubieniczna Góra. Dlatego fajnie byłoby jakby archeolodzy wkroczyli do akcji

        • 2 0

    • Forum Radunia też ma swoje mroczne dzieje. (1)

      Przebadano archeologicznie teren Forum Radunia. Okazało się, że to nie tylko cmentarz przy średniowiecznym szpitalu zakaźnym, ale i miejsce pochówku złoczyńców skróconych o głowę przy katowni.
      Szkoda, że dyrekcja forum nie eksponuje tych faktów.

      • 8 0

      • Forum Radunia woli eksponowac grafike wody, ktora moglaby plynac kanalem i promocje na lampki swiateczne :)

        • 3 0

  • trochę ich mało........ (1)

    Dzisiaj w miejscu egzekucji części załogi KL Stutthof, jest kameralne osiedle, okolica cicha i spokojna.
    Jako dziecko bawiliśmy się w pobliżu, gdyż w tym miejscu był jakieś magazyny komunalne, o tym że powiesili " szkopów " wiedzieliśmy od widzów egzekucji.

    • 30 2

    • Dziękuję za sprecyzowanie.

      Obstawiałem właśnie teren tego osiedla, ale nie byłem pewien jak dokładnie rozumieć "pomiędzy dzisiejszymi ulicami Pohulanka i Kolonia Studentów".

      • 0 0

  • (18)

    To skandal aby tak brutalne zdjęcia umieszczać w ogólnie dostępnym portalu info bez żadnej informacji o ich brutalności . Przecież tu także zaglądają dzieci i młodzież . A ponadto nie każdy ma ochotę na takie zdjęcia . Sprawa zostanie zgłoszona .

    • 15 214

    • historia jest brutalna

      a dzieci i młodzież muszą się z rzeczywistością oswoić. pięciolatki raczej tu same nie zaglądają, więc idź się zgłaszać gdzie indziej

      • 48 3

    • A sam tytuł artykułu nie informuje przypadkiem o jego treści? Zdjęcia są historyczne. Ministerstwo edukacji też zgłoszone za publikowanie w książkach od historii brutalnych opisów i obrazów? Polecam jeszcze pozwać telewizję za reklamy bielizny (również bez ostrzeżenia) i Hollywood za filmy akcji. Dzieci i młodzież zapewne szybciej i chętniej wejdą na strony z filmami erotycznymi, niż w taki artykuł. Zalecam trochę rozwagi.

      • 33 1

    • zgłaszaj zgłaszaj

      do kościoła po policję też dzwonisz? w głowach się poprzewracało - żal mi ciebie!!!

      • 21 3

    • nie pilnujesz dziecka i jego dostępu do internetu (3)

      to znaczy że trzeba powiadomić MOPS - nie dbasz o swoje dzieci

      • 27 1

      • (2)

        Wszystko zgoda to co piszesz, tylko, że MOPS już nie istnieje, jest MOPR.

        • 2 2

        • nie wiem nie korzystam

          widocznie jesteś na bierząco...

          • 3 2

        • MOPS i MOPR to dwie różne instytucje

          My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie - mówimy - to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo
          i nikt nie ma prawa się przyczepić, bo to jest miś społeczny, w oparciu o sześć instytucji, który sobie gnije....

          • 0 0

    • (1)

      Lechu odstaw te pigułki. Wystarczy się przyznać do bycia konfidentem. Polacy to katolicy i potrafią wybaczać. Ruch po Twojej stronie.

      • 16 3

      • moze naczelny lapownik uderzylby sie w piers

        krzywe srebrne wieze

        • 1 2

    • Zgłoś. Może uzyskasz poparcie od księdza

      conwezwał policję do 13 latka.

      • 6 6

    • Zamknijmy koscioly albo przykryjmy Jezusa na krzyzu... (1)

      Raczej dbajmy o to zeby zdjecia z polnagimi kobietami zaslonic!!!

      • 13 3

      • co jest zlego w polnagich kobietach?

        • 7 0

    • nie bądź taki wrażliwy

      przez nadmierną wrażliwość się zatraca inne ważne wartości ,trzeba pokazywać nawet te straszne rzeczy żeby nigdy się nie powtórzyły !!

      • 3 1

    • w wiadomościach itp. codziennie masz tym podobne, też zgłoś

      nie przesadzaj

      • 2 0

    • Pomponik czytaj, tam nie ma brutalnych treści i zdjęć

      do poważnych i mądrych przekazów widać emocjonalnie (i może nie tylko emocjonalnie) nie dorosłaś/eś

      • 4 0

    • dzieci brały udział w tej egzekucji jako widzowie,dzieci przeżyły wojnę, widziały zabijanych ludzi, palace się domy

      a teraz we wielu domach widzą przemoc, pijaństwo. widzą czasem biedę w domu a bogactwo klechów i od małego są uczone chamskiego zachowania wobec innych

      • 3 0

    • oj tam oj tam

      niech dzieci sie ucza jaka spotkala kara szkopow szkoda tylko ze nie wylapano wszystkich i dzisiaj pod postacia AFD dalej dzialaja ich potomkowie

      • 0 0

    • Wszystko dobrze z tobą?

      • 0 0

  • Piątka z plusem

    Świetny i ciekawy artykuł.

    • 80 3

  • Szkoda tylko , że tak mało Niemców (2)

    odpowiedziało za swoje zbrodnie . Ilu szlachetnych ludzi pędzonych w nieludzki sposób ze Sztuthofu w lasy piaśnickie straciło życie w ramach eksterminacji Polskiej inteligencji. Ś.p. Pan Bruno Zwarra , można rzec , był "szczęściarzem " bo przeżył.

    • 65 7

    • (1)

      ile osób zamordowano bo nie chcieli oddać poduszki , kołdry , konia krowy , świnki tym przeklętym nie bez powodu ... teraz bohaterzy choć nikt nie umie ich bohaterskich czynów wymienić ... inka poność bandarz komus przyniosła dlatego pomnik jej postawili a ile w starej kiszewie osób zadźgała ? tego nikt glośno nie mówi bo nie pasuje do nowej hiistorii

      • 1 4

      • Dlaczego zgineli ci w Starej Kiszewie, a milicjantow z rozbitych posterunkow puszczano wolno?

        Milicjantow i żołnierzy traktowano tak jak granatowych policjantów lub żandarmów w czasie wojny. Nie atakowano ich, jeśli sami nie atakowali. Za wrogów uważano doradców sowieckich z NKWD, funkcjonariuszy UB i członków PPR wszystkich szczebli oraz konfidentów władzy.

        • 3 0

  • Do autora (3)

    Dlaczego zemsty?
    Zostali skazani zbrodniarze i ponieśli karę.
    Nie mylmy wymiaru sprawiedliwości z zemstą.

    • 52 8

    • (2)

      Tez uwazam, ze to byla zemsta, ale uwazam tez ze bezposrednie ofiary powinny miec prawo do zemsty. Takze obecnie ofiara/rodzina szczegolnie okrutnych zbrodni powinna miec takie prawo.

      • 5 1

      • (1)

        rodzice maja brac sie za kieckowych?

        • 1 2

        • Nie za kieckowych a raczej za pejsowatych.

          Bo to przez nich i dla nich Adolf kazal obozy zbudowac. A potem juz byla reakcja lancuchowa. Jednak niczego narodu wybranego nie nauczyla...

          • 2 3

  • Te powojenne egzekucje z dzisiejszego (2)

    punktu widzenia wydają się barbarzyńskie. Jednak zaraz po wojnie ludziom, którzy na własnej skórze odczuli terror nazizmu dawały "namiastkę" sprawiedliwości za to co Niemcy zrobili nam podczas wojny. Jest to brutalne ale niestety taka jest historia. I mimo, że mnie to przeraża to po części rozumiem dlaczego tłum się wtedy tak zachował.

    A pokazywać takie rzeczy niestety trzeba. Aby za 100 lat ktoś nie przyszedł i nie powiedział, że takie wydarzenia nie miały miejsca. Historia jaka by nie była, musi być przekazywana z pokolenia na pokolenie. To jest domena ludzkości i cywilizacji.

    • 63 2

    • Sama prawda, ale.. (1)

      .. przypominanie historii nigdy nie nauczyło ludzi rozumu. Nie uczymy się na błędach niestety. Trzeba o tym mówić i trzeba o tym wiedzieć, ale przede wszystkim trzeba być człowiekiem.

      • 1 0

      • bo trzeba wykonywać egzekucje .... regularnie i publicznie

        wtedy pospólstwo nie zapomni .... i będzie strach...

        • 1 0

  • Świetny artykuł

    Panie Michale świetna robota. Artykuł czyta się znakomicie. Z chęcią przeczytam Pański Tomik.

    • 46 0

  • znowu sie czepiam

    "Błędy katowskie się zawsze się zdarzały"

    poprawcie proszę.

    PS to nie hejt bo tekst naprawdę fajny. Dodajcie opcje zgłoś błąd

    Odpowiedź redakcji:

    Dziękujemy za sugestię. Treść została poprawiona.

    • 5 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym roku do Sopotu wróciły tradycyjne kosze plażowe?

 

Najczęściej czytane