• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Smutek po tragedii i radość po sukcesie

Jarosław Kus
15 września 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat "Banany jedzą tylko dzieci bardzo bogate"
Katastrofa samolotowa pod Cierlickiem Górnym koło Cieszyna, w której zginęli porucznik Franciszek Żwirko i inż. Stanisław Wigura. Nz. jedno ze skrzydeł samolotu RWD-6, którym lotnicy lecieli do Pragi. Katastrofa samolotowa pod Cierlickiem Górnym koło Cieszyna, w której zginęli porucznik Franciszek Żwirko i inż. Stanisław Wigura. Nz. jedno ze skrzydeł samolotu RWD-6, którym lotnicy lecieli do Pragi.

"Gazetę Gdańską" z 13 września 1932 r. zdominowało jedno wydarzenie: "w niedzielę rano por. Franciszek Żwirko, lecąc do Pragi, spadł pod miejscowością Cierlicko na Śląsku Czeskim, zabijając się na miejscu wraz z towarzyszącym mu inżynierem-konstruktorem Stanisławem Wigurą".



Niemal identycznie wyglądały pierwsze strony innych polskich gazet. Zdarzyła się bowiem rzecz straszna i niewyobrażalna: w katastrofie lotniczej zginęli bohaterowie, którzy w sercu Polaków zajmowali miejsce szczególne. Żwirko zaledwie niecałe trzy tygodnie wcześniej wygrał Międzynarodowe Zawody Samolotów Turystycznych, bardziej znane pod francuską nazwą Challenge 1932.

Na tragiczną ironię zakrawa fakt, że Żwirko zginął w tym samym samolocie (sportowo-turystyczny RWD-6), w którym zwyciężył, a przyczyną wypadku była mała odporność płatów na działanie sił skręcających i zbyt słabe okucia skrzydeł. Przy locie z dużą prędkością siły aerodynamiczne powodowały skręcanie płatów i ich niszczenie, co ciekawe - zjawisko to zauważono już w czasie zawodów.

Pilot Franciszek Żwirko (z prawej) i konstruktor lotniczy Stanisław Wigura przed samolotem RWD-4. Pilot Franciszek Żwirko (z prawej) i konstruktor lotniczy Stanisław Wigura przed samolotem RWD-4.
Samolot został skonstruowany w Polsce specjalnie z myślą o Challenge'u, - a jednym z jego konstruktorów był Stanisław Wigura, który w zawodach wystartował jako inżynier porucznika Żwirki. O zwycięstwie zdecydowało zdobycie największej ilości punktów w następujących kategoriach: ocena techniczna samolotów, konkurencje techniczne, próba prędkości maksymalnej oraz lot okrężny wokół Europy na dystansie 7363,2 km. Trasa przelotu wiodła przez Niemcy, Polskę, Czechosłowację, Austrię, Jugosławię, Włochy, Szwajcarię, Francję, Holandię, Danię i Szwecję.

Zwycięstwo Polaków było dla wszystkich ogromnym zaskoczeniem, stając się olbrzymim sukcesem propagandowym, tym większym, że zdecydowanymi faworytami do wygranej byli Niemcy.

Co ciekawe, od roku 1993, Święto Lotnictwa Polskiego - na pamiątkę tego zwycięstwa - jest obchodzone w jego rocznicę, czyli 28 sierpnia.

Warto zauważyć, że w większości polskich miast, zwycięskich lotników upamiętniono nadając ich imiona ulicom - tak jest również w Gdańsku i Gdyni. Nie dziwi też, że tragedia Żwirki i Wigury tak bardzo zdominowała "Gazetę", zajmując aż trzy z ośmiu stron całego wydania.

Jednak na łamach "Gazety" znajdziemy też radosne informacje dotyczące polskich sukcesów sportowych. A powodów dostarczyli czytelnikom "Gazety" olimpijczycy, wracający z Letnich Igrzysk Olimpijskich w Los Angeles. Już kilka dni wcześniej - 9 września - "Gazeta" informowała, że "w czwartek rano przyjeżdża delegacja olimpijska do Gdyni, wracając ze Stanów Zjednoczonych po zaszczytnych zwycięstwach sportowych".

Wspomniane "zaszczytne zwycięstwa" to siedem medali zdobytych przez nieliczną reprezentację polskich olimpijczyków (ze względu na światowy kryzys ekonomiczny Polska wysłała do Stanów Zjednoczonych ekipę liczącą zaledwie 28 osób). Na szczególnie gorące powitanie mogli liczyć nasi mistrzowie olimpijscy - złoci medaliści: Janusz Kusociński (bieg na 10 tysięcy metrów) i Stanisława Walasiewicz (bieg na 100 metrów).

Gdańskie powitanie sportowców zaplanowane było "na peronie Głównego Dworca" , apelowano więc "do całego społeczeństwa polskiego na terenie gdańskim, ażby według możności i czasu" wzięło udział w powitaniu i "ażeby owacja wypadła godnie, jak na to zasługują dzielni polscy sportowcy".

Nieco wcześniej serdeczne powitanie olimpijczyków odbyło się w Gdyni, do której przybyli na pokładzie SS "Pułaski". Wydarzenie to zostało uwiecznione na fotografii, na tyle jednak niewyraźnej, że gdyby nie podpis, obecności "w pierwszym szeregu" "rekordzistki świata Weisówny [!] i mistrza olimpijskiego Kusocińskiego" można by się jedynie domyślać.

W powitaniu "powracającej z za [!] oceanu drużyny olimpijskiej" wzięli udział "przedstawiciele władz sportowych oraz liczne tłumy publiczności", zaś po części oficjalnej sportowców zaproszono na uroczyste śniadanie.

"Gazeta", "w dniu powrotu olimpijczyków", postanowiła zdradzić czytelnikom tajemnicę ich sportowych osiągnięć. Okazuje się, że Polaków do zwycięstwa poprowadził... cukier! Bo nawet "nasz największy as sportowy - Kusociński, uważając mięso za podstawę odżywiania się długodystansowca - silnie akcentuje konieczność uzupełniania tego dużymi ilościami cukru i sam spożywa bardzo dużo cukru (...)". A tacy Heljasz (Zygmunt Heljasz - lekkoatleta, specjalista pchnięcia kulą i rzutu dyskiem) i Siedlecki (Zygmunt Siedlecki - lekkoatleta, w Los Angeles wystartował w dziesięcioboju), "którzy nie przywiązywali znaczenia do tego dożywiania i zaniedbywali go - najciężej przechorowali podróż morską i stracili formę..."

Czyż nie miał racji Melchior Wańkowicz, autor słynnego powiedzenia: "cukier krzepi"?

Nie wiemy natomiast, czy śniadaniem powitano również dzielną załogę "Daru Pomorza", wracającego właśnie z "letniej podróży ćwiczebnej".

Żaglowiec Państwowej Szkoły Morskiej w Gdyni odwiedził francuską Dunkierkę, hiszpańskie Vigo, angielskie Dover i norweskie Stavenger. W Norwegii Polacy wzięli udział w zawodach żeglarskich i chociaż zmagania z drużyną gospodarzy przegrali (a może właśnie dlatego...?), spotkali się w tym kraju z niezwykle ciepłym i miłym przyjęciem.

W podróży znajdował się jeszcze okręt szkolny polskiej Marynarki Wojennej "Iskra", który "na dniach" opuścił port w Casablance i wyruszył w dalszą podróż w kierunku Wysp Azorskich.

Do Gdyni przybywali też i inni goście, którzy również na powitanie darmowym śniadaniem raczej nie mieli co liczyć, ale przecież i nie z tego powodu tu przybywali. Włochów przebywających z wizytą nad polskim morzem zauroczyły "otwarte serca" tutejszych mieszkańców i - o dziwo! - prawdziwie "włoskie słońce".

Być może śródziemnomorski klimat przyciągnął do Gdyni również i innych obcokrajowców - z: "Norwegji, Szwecji, Anglji, Danii" - którzy "z wielkim zainteresowaniem oglądali port i miasto nie kryjąc się z uznaniem i z podziwem dla ogromu pracy tu włożonej".

Gdyński port działał jak magnes również na przybyszy z dalekich Chin, o szkockich literatach nawet nie wspominając...

Źródło: "Gazeta Gdańska" nr 207 z 9 września 1932 r. i nr 210 z 13 września 1932 r. Skany pochodzą z Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej.

Opinie (14)

  • Kusocińki (5)

    stosował doping - z cukru... Bo cukier krzepił. Oczywiście przed wojną. I wszystkiemu "winien" Wańkowicz, autor niezwykle skutecznego hasła.

    • 3 1

    • eeee tam.... Wyobraź sobie co to by teraz było, gdyby Walasiewicz obecnie startowała (1)

      Wszyscy by się burzyli tak samo jak teraz w wypadku słynnej zawodniczki z RPA, Caster Semenya

      • 5 1

      • Ewa Kłobukowska

        - złota medalistka olimpijska i rekordzistka świata - musiała zmierzyć się z podobnym problemem. Wtedy (1967 r.), niestety przegrała z wyrokiem wydanym przez władze (nie tylko odpowiedzialne za sport, ale także - władze polityczne) i odeszła z czynnego sportu...

        • 1 0

    • Cukier krzepi.... (1)

      ...wodka lepiej.

      • 2 0

      • Dla biegaczy dlugodystansowych szczegolnie.

        • 0 0

    • Wszyscy stosowali dopingi. Poniewaz nikt nie

      uwazal ze to jest cos niewlasciwego. Babcia przygotowala jakas tylko sobie znana nalewke i podala wnuczkowi ktory akurat mial startowac w zawodach i wygral je. Kto tam w latach np. 20/30-stych mogl cokolwiek udowodnic. Zadne kontrole nie istnialy i nikt nie mial pojecia ze takie rzeczy powinny byc

      • 0 0

  • Super, że ulice Żwirki i Wigury są w każdym polskim mieście... (1)

    Pytanie tylko, czy chociaż połowa gimbusiarzy wie kim oni byli...

    • 20 0

    • Tacy sa jakimi ich rodzice byli.

      Ponadto szkoly to takze niejako rodzice. Ja nasze wspolczesne szkoly wychowuja nasze latorosle to mozesz odpowiedziec sobie sam...

      • 1 0

  • W naszej ekipie olimpijczyków była też Stanisława Walasiewicz - mistrzyni z biegu na 100 m - taka ówczesna Caster Semenya (4)

    Kontrowersyjne jest uznawanie jej sukcesów sportowych w klasyfikacji kobiet. Była hermafrodytą, miała chromosom 'y'. Wyglądała jak facet - miała męską muskulaturę i wytrzymałość dającą jej niestety nieuczciwą przewagę nad konkurentkami - genetycznymi kobietami.

    • 0 4

    • Chromosom? (3)

      Teza o chromosomie już dawno została obalona - jako błędnie postawiona...

      • 1 1

      • Rozumiem, że poprawność polityczna nie pozwala operować faktami - vide wyniki sekcji zwłok Walasiewiczowej /Stelli Walsh Olson (2)

        Była obojnakiem z narządami zarówno męskimi, jak i żeńskimi.

        • 0 1

        • Poprawność polityczna (1)

          nie ma tu nic do rzeczy. Chromosomy nie są polityczne, a osiągnięcia nauki są tym bardziej niepolityczne, zwłaszcza jeśli chodzi o biologię. Poczytaj o systemie determinacji płci, zaburzeniach i genach SRY... i np. "nieaktywnych" jądrach - u kobiety.

          • 1 1

          • Te wszystkie szczegóły nie mają znaczenia, bo liczy się to, że udział takich osób jak Semenya w konkurencjach kobiecych

            uderza we wszystkie normalne sportsmenki. To niesprawiedliwe, nieuczciwe. Zasady w sportowym współzawodnictwie powinny być równe dla wszystkich. To tak, jakby ktoś biegał na dopingu.

            • 0 1

  • Panie redaktorze Kus, czytalem w mlodosci kilka ksiazek

    naszych wydawnictw opisujacych tragiczne przypadki w naszym lotnictwie. Teraz troche dziwne wydaje mi sie ze w ciagu jednego roku zgineli dwaj nasi najwybitniejsi konstruktorzy lotnictwa. Poza Wigura to rok wczesniej zginal inzynier Zygmunt Pulawski. Obydwie tragedie znacznie spowolnily nasz rozwoj w przemysle lotniczym. A moglismy isc rowno z Niemcami. Pech czy co?

    • 2 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym miejscu można zobaczyć ostatni fragment muru Zamku Krzyżackiego w Gdańsku?

 

Najczęściej czytane