• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Sztormowy październik 1934 roku

Jarosław Kus
25 października 2019 (artykuł sprzed 4 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat "Tu mówi stacja wolnościowa Gdańsk"
Sztorm na Zatoce Gdańskiej. W tle widoczny port w Gdyni. Sztorm na Zatoce Gdańskiej. W tle widoczny port w Gdyni.

Październikowy przegląd "ostatnich nowości jesiennych" zaczynamy, zgodnie z tradycją, od pogody. "Dzień [26 X 1934 r.] w Gdańsku" przyniósł aurę typowo jesienną: było chłodno, pochmurno i tylko nieliczne promyki słońca nieśmiało próbowały przedrzeć się przez grubą warstwę chmur.



Na szczęście najgorsze gdańszczanie mieli już za sobą: kilka dni wcześniej nad miastem szalały wichury - może nawet te same, które pod Jastrzębią Górą niszczyły brzeg morski?

Dodajmy, że sztormowa pogoda dni minionych przyniosła pecha żeglującej do Gdyni "Elemce" (o której pisaliśmy w jednym z poprzednich odcinków naszego cyklu) oraz lotnikom, jako że "niekorzystne wiatry zapędziły trzy polskie wodnopłatowce tak daleko na morze, że w czasie drogi powrotnej zabrakło im benzyny i zmuszone były wskutek tego wodować na pełnem morzu" (czyli na niemieckich wodach terytorialnych).

Tymczasem zła pogoda nie przeszkodziła motocyklistom, "reprezentantom klubów Polski i Gdańska", którzy zjechali do Gdańska, by wziąć udział w dwudniowych "wielkich zawodach motocyklowych". Nie były to jednak wyścigi, lecz... "gymghana"! Dziwnym tym słowem (obecnie gymkhana, nie gymghana), pochodzącym z języka hindi, nazywano zawody w sprawnościowej jeździe konnej na czas, po trudnym, złożonym z przeszkód torze. W latach 20. dwudziestego stulecia Europejczycy wpadli na pomysł, by konia zastąpić motocyklem i w ten oto sposób narodziła się gymkhana motocyklowa.

Szkoda, że tych niezwykłych wyczynów motocyklowych nie udało się utrwalić "na taśmie filmu polskiego": a była ku temu doskonała okazja, ponieważ "warszawska firma "Petersile i Turbanicz" kręciła w Gdańsku "dwa filmy krótkometrażowe", które - "w porozumieniu z Min. Przemysłu i Handlu" - miały na celu "propagandę portów Gdańska i Gdyni".

Ale nie tylko sztuka filmowa przeżywała w Gdańsku dobre chwile, ponieważ - jak donosiła na swych łamach "Gazeta Gdańska" - dał się również zauważyć rozwój "polskiego życia muzycznego", które jesienią roku 1934 "znalazło się na dobrych torach". A wszystko to dzięki Kazimierzowi Wiłkomirskiemu (1900-1995), wiolonczeliście, kompozytorowi, dyrygentowi i pedagogowi, który objął posadę dyrektora i profesora Polskiego Konserwatorium Muzycznego Macierzy Szkolnej w Gdańsku. Dodajmy, że i po wojnie pan profesor związany był z Gdańskiem: w latach 1952-1957 pracował w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Sopocie (jej sukcesorem jest Akademia Muzyczna w Gdańsku), w latach 1952-1954 był kierownikiem artystycznym Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku, zaś od stycznia 1953 kierownikiem Studia Operowego w Gdańsku (przekształconego w Operę Bałtycką), gdzie - w latach 1955-1957 - pracował jako dyrygent.

Przy dobrej muzyce można dobrze się bawić, a przy okazji pomóc i Macierzy (choćby w odległym Toruniu) i najbiedniejszym - jak miało to miejsce "w salach Domu Polskiego, Wallgasse 16a" [obecnie Wałowa], gdzie bawiła się "młodzież polska zorganizowana w Związku Zjednoczenia Zawodowego Polskiego".

Wobec zbliżającej się zimy o zimowej pomocy najuboższym nie zapominali też Niemcy, choć w roku 1934 niemiecka "winterhilfe" przebiegała już tylko przy dźwiękach Horst Wessel Lied...

Nic w tym dziwnego, był to bowiem kolejny rok umacniania się narodowego socjalizmu zarówno w Rzeszy, jak i w Wolnym Mieście - mimo czarnych owiec we własnych szeregach, wypadków drogowych i przeciwników politycznych wśród nich "przywódcy centrum katolickiego w Gdańsku", aresztowanego za współpracę z Polską...

Dobrze, że chociaż nie popełnił samobójstwa "w obawie przed więzieniem", tak jak niejaki Lange z ulicy Johannisgasse [obecnie Świętojańska], oskarżony o "jakieś przestępstwo".

Dodajmy jednak, że na większości pospolitych przestępców groźba więzienia nie robiła chyba żadnego wrażenia, o czym zdają się świadczyć statystyki kryminalne "z Gdańska".

W tym miejscu umieszczamy zazwyczaj jakąś zabawną puentę, niestety jesienny spleen nie ułatwia autorowi tej prostej na pozór sprawy. Bo czy da się rozstrzygnąć dylemat: czy lepiej narazić się feministkom (bo "spirytusowa kuchenka to gospodyń prawa ręka"), czy zwolennikom poprawności politycznej (okazując zachwyt orchideą rozkwitłą na... "zwłokach murzyna")? Bo chyba "i tak źle, i tak niedobrze...".



Źródło: "Gazeta Gdańska" nr 235 z 17 października 1934 r. i nr 243 z 26 października 1934 r. "Dziennik Bydgoski" nr 246 z 26 października 1934 r. "Ilustrowany Kurier Codzienny" nr 298 z 26 października 1934 r. oraz "Słowo Pomorskie" nr 238 z 17 października 1934 r. i nr 246 z 26 października 1934 r. Skany pochodzą z Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej, Kujawsko-Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej oraz Małopolskiej Biblioteki Cyfrowej.

Opinie (6) 1 zablokowana

  • "hitlerowiec Kendzia" (2)

    - ładnie się nazywał - jak na hitlerowca...

    • 3 0

    • Propaganda Gdańska i Gdyni

      w dzisiejszych czasach też jest niezła. Głównie "dzięki" dobrej zmianie :)

      • 1 4

    • Kazimierz Wiłkomirski

      Piękna postać. Piękny wiek.

      • 1 1

  • To już nie wróci (1)

    • 0 1

    • Mówisz o hitlerowcach?

      • 0 0

  • Gospodyni z kuchenką spirytusowa

    podoba się? Znowu - podobno - tak ma być... -

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak nazywa się okręt muzealny, który na stałe cumuje przy Skwerze Kościuszki w Gdyni?

 

Najczęściej czytane