stat
Impreza już się odbyła
PATRONAT

Antonello da Messina, Tycjan, Veronese. Arcydzieła z Muzeum Narodowego Brukenthala w Sibiu Opinie (3)

Muzeum Narodowe w Gdańsku kontynuuje współpracę z Muzeum Narodowym Brukenthala w Sibiu. Zobaczymy dwie wystawy - jedną przybliżającą malarstwo włoskie, drugą złotnictwo.

8 listopada - 29 grudnia 2024, g. 11:00

bilety 1-15 zł

30 października 2024 - 15 czerwca 2025, g. 10:00 - 16:00

bilety 12 zł
ulgowy 10 zł
Tycjan, Veronese, da Messina. Mistrzowie malarstwa włoskiego z kolekcji Muzeum Narodowego Brukenthala w Sibiu, Rumunia.

Wystawa potrwa: 11 września 2011 r. - 22 stycznia 2012 r.

Wystawa prezentuje dzieła zachodnioeuropejskie ze zbiorów Muzeum Narodowego im. Brukenthala w Sibiu i jest poświęcona malarstwu włoskiemu. Choć eksponowane są dzieła powstałe od końca XV do końca XVIII w., dominują wśród nich obrazy powstałe w Wenecji i Rzymie od końca XVI do połowy wieku XVIII, w mniejszym stopniu reprezentowani są artyści działający w Neapolu i Mediolanie.

Włoska część kolekcji hrabiego Brukenthala miała dla niego znaczenie prestiżowe. Na przetrzebionym rynku sztuki włoskiej zabiegał o dzieła wybitne. Osobiście lub przez agentów próbował przejąć schedę po wybitnych kolekcjonerach, udało mu się zakupić obrazy ze zbiorów cesarza Leopolda Wilhelma i Marii Teresy. Pieniędzy nie brakowało - deficyt dotyczył samych dzieł. By jego kolekcja mogła stanowić kompletną panoramę szkół włoskich, Brukhenthal zmuszony był kupować dzieła "w pakietach" zawierających również dzieła słabszego pędzla, pozyskiwał bądź zamawiał kopie najwybitniejszych dzieł włoskich z najsłynniejszych kolekcji europejskich (w tym wiedeńskiej).

Szczególny charakter włoskiej części kolekcji siedmiogrodzkiej wynika z powszechnego w czasach nowożytnych przekonania o artystycznym prymacie Italii, która do połowy XVII w. dyktowała gust Europie (potem rywalizowała w tym względzie o przodownictwo z Francją). To w nowożytnych Włoszech wskrzeszono i zrekonstruowano antyczny ideał artystyczny, tu wypełniono treścią pojęcie inwencji, zastosowano zasadę decorum, ustalono hierarchię tematów malarskich. Jeśli chodzi o te ostatnie, to włoskie storie, oparte na biblijnym bądź jakimkolwiek tekście literackim, najwyżej plasowane w rankingach malarskich genre, znakomicie zaspakajały arystokratyczne gusty i potrzebę reprezentacji.

Na wystawie zetkniemy się z dziełami, które dopiero od niedawna oglądać można poza Rumunią - prezentacja dzieł "nieopatrzonych", sprowadzonych niejako z bezdroży Europy, to w Gdańsku okazja trudna do przecenienia.

Dzieła autorów wymienionych w tytule wystawy tworzą archipelag wysp nader odległych od siebie.

Ukrzyżowanie Antonella da Messiny (foto nr 1) - niewielki obrazek malowany temperą na gruszowej desce, a przeznaczony do prywatnej dewocji, ukazuje surową, ascetyczną Golgotę w perspektywicznym ujęciu stosowanym przez malarzy niderlandzkich. Maria, święte niewiasty i Jan w środku dnia lamentują pod krzyżem, szczelnie otuleni w płaszcze załamujące się kaskadowo na sposób jeszcze gotycki. Poprzez uproszczenie form wywołują najbardziej abstrakcyjne skojarzenia, w tym z wydobywającymi się z kokonu owadami. Przy daleko idącym stypizowaniu twarzy różnicują ich jedynie dłonie, tworzące małe repertorium średniowiecznych gestów rozpaczy. Ukrzyżowany i łotrzy mają więcej człowieczej naturalności i pokory.

Ecce homo Tycjana (foto nr 2) to obraz dla zaawansowanych. Tycjan - starzec, który widział już wszystkie kolory - w tym dziele używa naprawdę niewielu. Ich tajemny, "alchemiczny" melanż tli się w szaro-srebrzystej poświacie. Ten, który oddawał charme i lśnienie wszystkich faset świata weneckiego, wybiera surową lakoniczność jako naturalny finał swej artystycznej drogi, formułę skądinąd zgodną z postulatami katolickich reformatorów sztuki. To nie jest malarska medytacja Tycjana o upokorzeniu Króla Żydowskiego, to Chrystus medytujący o nas. Unikający naszego spojrzenia. Tycjan dla zaawansowanych duchem.

I wreszcie Veronese (foto nr 3). Nawet jeśli wiązany z nim uroczy portrecik został wycięty z większej całości, to fakt umieszczenia sygnatury artysty na kołnierzyku świadczy o tym, iż on sam go cenił. Wizerunek zapewne namalowany z natury, alla prima (bez wcześniejszych szkiców), cienko naniesioną warstwą farby (malarz wyzyskuje fakturowo sploty grubo tkanego płótna), potwierdza wirtuozerię Veronesa, ową łatwość i nieomylność z jaką kształtuje dekoracyjne formy. Patrząc na to bezpretensjonalne dzieło, można odnieść wrażenie, że to nie my zaglądamy do świata owego weneckiego "pazia", ale ów chłopczyk o pyzatej buzi przekroczył granicę światów. Ma oczy szeroko otwarte w dziecięcym zadziwieniu, jest porażająco żywy i prawdziwy.

Oprócz dzieł rekomendowanych w tytule wystawy prawdziwym odkryciem są dwie fantasmagoryczne alegorie pędzla malarza ekscentryka Alessandra Magnasca. Niepokojąca i mroczna wyobraźnia artysty sytuuje nas w swoistym panoptikum, uruchamia groteskowe pozy i ekwilibrystycznie wykręca sylwetki protagonistów. Tak oto triumfuje estetyka bizzarre u progu oświecenia. Zachwycić mogą płótna postcaravaggiowskie. Giovanni Battista Langetti, Il principe dei tenebrosi, na sposób wenecki wydobywa lśnienie barw z półmroku.
Malarz uwielbiał czerstwe, zwaliste postaci plebejskie w cokolwiek Lizypowym kanonie i stosował adekwatny, postcaravaggiowski modus humilis. Efekty potęguje gęsta, zmysłowa materia nakładanych szerokimi pociągnięciami pędzla barw. Oto Neapol spotyka Wenecję.

Do tej grupy należy dobrej klasy dzieło Francesca Francanzano z postacią noszącą się jak plebejusz, ale o błysku inteligencji w twarzy wydobytej z ciemności przez snop światła. Malowany brawurowo, z pamięci, nie tyle portret indywiduum, co uniwersalny wizerunek typu myśliciela. Amor i Psyche Alessandra Turchiego opowiada szlachetnie prostymi formami o miłości i pożądaniu. Owe uczucia oddają nie tylko protagoniści, zwłaszcza kuszący Eros w półakcie, jawnie inspirowany Śpiącym Amorem Caravaggia, erotyczną aurę potęgują efekty tenebrystyczne i chromatyczne (zmysłowy karmin "mięsistej" draperii). Oto obraz spełnienia miłości, która jest jak krótkotrwały błysk w ciemnościach - nietrwałość i kruchość ujawnionego tu piękna współgra z mitem opowiedzianym przez Apulejusza - wszak Psyche ujrzawszy ukochanego, utraci go. Na koniec wspomnijmy o pięknym, sielankowym, choć owianym pewną aurą tajemniczości, niedopowiedzenia studium mitologicznym Paola Paganiego oraz sielankowej scenie miłosnej z Ariosta pędzla Sebastiana Ricciego - pyszna bagatelle, malowana tak świeżo i jakby od niechcenia...

Tych, których bardziej niż teatralne sceny pociągają szerokie plenery włoskie, zachwyci wybór pejzaży pozwalający dawnym kolekcjonerom zachować pamięć Włoch. Rekomendujemy zwłaszcza parę pejzaży Locatellego. Przenoszą nas one do krainy łagodnej, z reliktami antyku, pasterzami na rozstajach, motywami podpatrzonymi w Lacjum i Kampanii; obrazy te nie wymagają od nas zaangażowania intelektualnego, możemy porzucić alegoryczne rebusy, by kontemplować zaklęty w pejzażu ideale classico. Wybór pejzaży jest szeroki, prezentujemy utrzymane w konwencji realistycznej weduty Rzymu i weduty cokolwiek fantastyczne, leśne i górskie, alegoryzowane i opatrzone jedynie neutralnym sztafażem, na koniec - ociekające krwią sceny myśliwskie w plenerze.

Niespodzianki czekają na miłośników rzeźby renesansowej. Z dwóch eksponowanych marmurowych portretów zachwyca zwłaszcza ten dłuta Tullia Lombarda. Jego młodzieniec to nowy Antinous - pewnie o bardziej trywialnej urodzie, mniej wyszukanie ułożonych kaskadach loków, zapewne bardziej naiwny i niewinny niż wspomniany estetyczny protoplasta. Jego atutem jest młodość, tak jak wieczna jest młodość sztuki Lombarda, który dopiero szuka, przeczuwa. Osiąga efekt swoistej sterylności formy, "akademizmu" lub, odwołując się do kategorii retorycznych, attycyzmu.