Piotr Tomaszuk BÓG NIŻYŃSKITEATR WIERSZALIN w Supraślu
Reżyseria: Piotr Tomaszuk
Muzyka: Piotr Nazaruk
Scenografia: Eva Farkašova, Jano Zavarsky
Ruch sceniczny: Piotr Tomaszuk, Rafał Gąsowski
Obsada:
Niżyński: Rafał Gąsowski
Histeryczka "Romola" Katarzyna Siergiej
Katatonik obdarzony basem "Diagilew" Pavel Kryksunov
oraz kilku innych przeważnie dobrze śpiewających wariatów:
Lunatyczka Estrella: Ewa Gajewska
Narcy Narcyz: Dariusz Matys
Spektakl opowiada tragiczną historię życia i twórczości Wacława Niżyńskiego - genialnego tancerza i choreografa, który zrewolucjonizował taniec. Zaatakowany schizofrenią zmuszony był przerwać karierę. Przedstawienie powstało w oparciu o jego wstrząsające dzienniki pisane w trakcie choroby.
Powracającego do swych scenicznych arcydzieł:arcydzieł: "Pietruszki", "Fauna", "Święta wiosny" - jak do pasyjnych stacji, a jednocześnie zmagającego się z piętnem bolesnej homoseksualnej miłości. Tomaszuk znalazł dla dramatu oszalałego artysty znakomitą formę obrzędu, w którym jest tyle z mszy, ile z psychodramy. Podbił ją muzyką Piotra Nazaruka cytującą Strawińskiego i Debussy'ego, ale i doskonale organizującą przebieg przedstawienia. Uznanie należy się Rafałowi Gąsowskiemu, od paru lat naczelnemu medium teatru Tomaszuka. Nie imituje tańca Wacława Niżyńskiego, ale precyzją aktorskiej ekstazy uwiarygodnia znany fakt, że tylko dzięki kreacjom tanecznym Niżyński naprawdę był szalonym bogiem. Jacek Sieradzki, Przekrój
Tomaszuk nie opowiada chronologicznie kariery genialnego tancerza, który zrewolucjonizował balet w początkach XX wieku. "Bóg Niżyński" to raczej sceniczny poemat o cenie, jaką człowiek płaci za boski dar, z nawiązaniami do Mickiewiczowskich "Dziadów" i "Marata-Sade'a" Petera Weissa. Obłąkany tancerz przy pomocy pacjentów odprawia w szpitalnej kaplicy panichidę, czyli prawosławne nabożeństwo żałobne za duszę swego dawnego kochanka i promotora Sergiusza Diagilewa, twórcy Rosyjskich Baletów w Paryżu. W trakcie tych wypominków przywołuje duchy bliskich i odgrywa, a właściwie tańczy swoje życie, miłość i wreszcie śmierć. Roman Pawłowski, Gazeta Wyborcza
foto. Bartłomiej Sejwa