Temat uszu przewija się w rodzinie Ani Witkowskiej od dawna, kiedy jej starsza siostra z problemem odstających uszu poszła pod nóż. Operacja plastyczna się nie udała i uszy znów zaczęły odstawać. Naginanie się do schematów, kosztem bólu, ulepszanie siebie, żeby wydostać się z krzywdzącej społecznej stygmatyzacji - czy rzeczywiście nasze zadowolenie z siebie zależy od opinii z zewnątrz?
"Pamiętam z dzieciństwa swój smutek i rozczarowanie bezwzględnością świata." Ania Witkowska ciągnie za ucho samą siebie. Drakońska dyscyplina zawodowa, typowa dla kobiet umiejętność multitaskingu, opanowana do perfekcji. Matka - artystka jest boginią Kali, której może wyrosnąć dowolna ilość rąk, a w nich: łyżka zmierzająca do buzi dziecka, chustka, która otrze pot z czoła i gile, test ciążowy, dokument o niekaralności.
Leitmotivem wystawy będzie szalik cytujący hit "What is love?" z repetytywnie utkanym wątkiem i osnową "don't hurt me, no more". Zgrzebny i szary, połowiczna otulina lub uszczelka, która może symbolizować kryzys w kibicowaniu samej sobie, wyczerpaną energię, której zabrakło na "self love". Igły do akupunktury wbijane w ciało, żeby uleczyć duszę, żylaki, które rozchodzą się po ciele, jak dopływy rzeki - matki wszystkich rzek, naiwne hasła z etykiet ziołowej herbaty - obiecanki pisanej białym wierszem hochsztaplera. Pada na pysk i się podnosi - matka wszystkich perpetuum mobile w staniku - żaglu podtrzymującym wyssane piersi znika za horyzontem zdrowego rozsądku.
Ania Witkowska łączy się we współodczuwaniu z podobnymi sobie próbując znaleźć oparcie w bólu i zalążek idei nowej wspólnoty. Pójdźmy za Witkowską. Ona wie, jak wycisnąć z życia wszystko co się da, nachapać się wrażeń na zapas. A potem to wszystko, jak ptasia matka, oddaje nam pod postacią sałatki z majonezem z łez.
Wystawa jest poszerzeniem zainicjowanych wątków z wystawy "Maciora. O świni, która nauczyła się latać" / TRAFO 2023 bazujących na autorefleksji i osobistych doświadczeniach artystki.