stat
Impreza już się odbyła
PATRONAT
Kino Repertuar wszystkich kin w Trójmieście
Pokaz przeniesiony z Teatru Muzycznego do Hali Widowiskowo-Sportowej. Wstęp wyłącznie na zaproszenia.

Autorzy scenariusza "Czarnego czwartku" zaczęli rozmawiać o pomyśle filmowej rekonstrukcji grudniowej tragedii w Gdyni, wiosną 2009 roku. Obaj wywodzą się z pokolenia, które pamięta tamte wydarzenia. Mirek Piepka, jako 17-letni uczeń sopockiego liceum uciekł z lekcji i pojechał do Gdańska, gdzie we wtorek, 15 grudnia, był świadkiem rozgrywającego się na ulicach dramatu. Michał Pruski, wówczas 16-latek, uczeń tego samego II LO w Sopocie, także - tyle, że w czwartek, 17 grudnia - opuścił lekcje i pojechał w inną stronę, do Gdyni, cudem unikając śmierci od kuli w trakcie pacyfikacji miasta przez wojsko i milicję. - Grudzień 1970 roku tkwił w nas od tamtych pamiętnych dni - mówią autorzy scenariusza. - Gdy po latach los zetknął nas w zupełnie innych rolach i w trakcie pracy nad scenariuszem innego filmu - zaczęły się rozmowy o Grudniu. - Początki nie były łatwe - mówi Michał Pruski. - Mirek nie był przekonany do tego pomysłu. - Rozmawialiśmy i kłóciliśmy się - wspomina Mirosław Piepka. - Podczas naprawdę burzliwych dyskusji nie mogliśmy dojść do porozumienia na temat szans filmu, który ma być kolejną próbą spojrzenia w bolesną przeszłość Polski.

W końcu obaj zgodzili się, że trzeba napisać scenariusz tego filmu. Przeważył argument, że o Grudniu 1970 roku w Gdyni nie nakręcono dotąd żadnego filmu fabularnego i w istocie szczegóły gdyńskiego dramatu są mało znane. Zapewne najlepiej wiedzą o nich gdynianie oraz ci, którzy interesując się historią, sięgają po opracowania książkowe.

Czwartek 17 grudnia 1970 roku w Gdyni był na pewno najczarniejszym dniem w czasach PRL-u - mówi Michał Pruski. - Całe zło i okrucieństwo ówczesnej władzy, jej perfidia i nieliczenie się z obywatelami własnego kraju zogniskowały się w tym jednym dniu, kiedy niczego niespodziewających się ludzi zwabiono w pułapkę, by strzelać do nich jak do tarcz strzelniczych.

Mniejsza o definicje - dodaje Mirosław Piepka - ale grudniowy dramat w Gdyni był zbrodnią ludobójstwa w całym złowrogim znaczeniu tego słowa. O ile w Gdańsku i Szczecinie wystąpienia robotników przebierały gwałtowny obrót, płonęły partyjne komitety, o tyle Gdynia była spokojna i wyważona. Władze miasta podpisały porozumienie z komitetem strajkowym, nie wypadła choćby jedna szyba z okna.

Wprawdzie we wtorek i w środę 15 i 16 grudnia Gdynia była miastem, w którym napięcie sięgało zenitu, zwłaszcza po brutalnej pacyfikacji komitetu strajkowego i protestach w obronie aresztowanych, jednak wciąż na ulicach panował spokój - mówią autorzy scenariusza. - W tej atmosferze, po słynnym apelu Stanisława Kociołka o powrót do pracy, zwyczajni ludzie uwierzyli w słowa partyjnego bonzy i pojechali do swoich zakładów pracy. Zamordowano osiemnastu spośród nich, setki odniosły ciężkie rany. Nie było w powojennej historii Polski zbrodni równie cynicznej, w istocie egzekucji przeprowadzonej na zimno, bez cienia skrupułów. Właśnie, dlatego czarny czwartek trzeba pokazać takim, jakim był naprawdę, odtworzyć szczegóły tego dnia poprzez losy tych samych zwyczajnych ludzi, których dotknęły dramaty o skali trudnej do wyobrażenia. Dlatego napisaliśmy scenariusz filmu "Czarny czwartek".

Film zatem przedstawia tragedię w Gdyni w grudniu 1970 roku poprzez losy kaszubskiej rodziny portowca Brunona Drywy, który został zastrzelony na przystanku SKM Gdynia Stocznia.