Trzy zespoły, trzy duety, których punktem wyjścia jest mariaż możliwości perkusji i gitary elektrycznej. Każdy z nich pochodzi z innego miasta: Vertical Scratchers - Los Angeles, Ed Wood - Bydgoszcz, Wild Books - Warszawa. Charakteryzuje ich prostota a jednocześnie pomysłowość i szalenie ujmująca forma wykonania. To muzyka gitarowa, która nie musi silić się na podążanie za modami, w zamian oferując prosty i szczery przekaz, wykraczający poza punkowe, surowe granie, a jednocześnie ciekawie odświeżając to co znamy najlepiej z historii muzyki rockowej. Te zespoły do wynikowe prac muzyków doświadczonych i obytych na scenie za swoimi instrumentami, którzy przewinęli się przez ponad tuzin innych muzycznych konstelacji.
ED WOOD / POST-MORTEM LOVERSKuba Ziołek - gitara, wokal Tomek Popowski - perkusja
muzyka alternatywna - koncerty w Trójmieście
Na drugiej płycie Ziołka i Popowskiego dalekich wolt estetycznych nie ma, ale jest ona zauważalnie odmienna od debiutu. Następca melodycznego indie-rocka zderzonego z gitarowo-perkusyjnymi spazmami, napędzanych młodzieńczą fascynacją Refused i bydgoskim spleenem pełnym charakterystycznego nieogarnięcia, charakteryzuje się nieco większym uporządkowaniem materiału i rozdęciem przeciwieństw - zlepienie surfu z black metalem, piosenki z chaosem, struktur typowych dla zachodniego rocka z quasi-orientalnymi wątkami. W przeciwieństwie do "Anal Animal" nie ma tu kawałków, które się "przytrafiły", dzięki czemu płyta jest zwarta, a zabiegi aranżacyjne, jak incydentalne instrumenty klawiszowe, dobrze ją wzbogacają. Jednak przede wszystkim, o ile w przypadku np. Starej Rzeki płyta jest sednem koncepcji a koncerty pewną jej reprezentacją, to w sytuacji Ed Wood jest odwrotnie - materiał wynika z grania na żywo, a w gitarowej muzyce to często najlepszy punkt wyjścia.
Piotr Lewandowski, Popupmusic.pl
Ed Wood to duet założony w Bydgoszczy w 2006 roku przez Tomka Popowskiego i Kubę Ziołka. Wierny estetyce syfu i głupoty nagrał dwa albumy - doskonale nieprzyjęty "Anal Animal" (LADO ABC, 2010) i nieprzestępnie nieprzejęty "Post-Mortem Lovers" (LADO ABC, 2014). Muzycznie nieuznający żadnych granic w myśl zasady "cokolwiek działa, byle głośno". Sięgający po noise, pop, improwizację, post-punk, surf rock, a jak trzeba to i black-metal. Znany z energetycznych koncertów, na których wydarzyć się może wszystko, nawet nic. Na koncertach promujących najnowszy album szeregi zespołu zasili Macio Moretti (Mitch&Mitch, Baaba, Shofar, LXMP), który jeszcze o tym nie wie i zapewne nawet tego nie chce. Zespół zagrał kilka prób, występował m.in. w Liverpoolu, Barcelonie, Ostrzeszowie i Ciechocinku."
VERTICAL SCRATCHERS / DAUGHTERS OF EVERYTHINGJohn Schmersal - gitara, wokal / Christian Beaulieu - perkusja / Thomas Keville - bas
Daugters of Everything jest płytą wirującą i niespokojną, a jednocześnie jest perfekcyjnie zbudowana, nieskończenie chwytliwa i pełna niepohamowanej energii. To doskonały album rockowy, ponieważ poddaje w wątpliwość interakcję elementów, które na co dzień występują w obrębie tego gatunku. Muzycy budują niepowtarzalne melodie, które potem przekształcają w kolejne - to niekończący się zestaw znakomitych momentów, które ulegają przeobrażeniom, wszystko utrzymując w odpowiedniej dynamice. Pochłaniają uwagę, nawet jeśli zatrzymują się w ruchu, brzmią bezpośrednio a jednocześnie ponadczasowo. Doskonałe odwrócenie formuły nagrań do góry nogami.
Matthiew Fiander / Popmatters.com
"Daughter Of Everything" było nagrywane w The Smell i kolorowa żywiołowość psycho-punkowych zespołów - takich jak No Age I Abe Vigoda - związanych z tym miejscem, jest na niej wyraźnie odczuwalna. Odczuwalne są także wpływy muzyki brytyjskiej, a wokal Schmersala jest porównywalny do Raya Daviesa w jego najbardziej ujmująco leniwej formie, a utwory są śliskie I nieprzewidywalne jak te autorstwa Kurta Heasleya z Lilys. Vertical Scratchers są bardzo dobrze wykwalifikowani w okazałym przekształcaniu historii muzyki gitarowej w dziwnie ukształtowane, polukrowane połączenia.
Joseph Stannard / TheWire.co.uk
Oszustwo popu. Zwięzłość The Kinks i The Buzzcocks. Vertical Scratchers to kompaktowe ensemble, które podróżuje w vanie i tworzy muzykę, która wywołuje największy efekt, gdy słucha się jej na żywo. W skład zespołu wchodzi John Schmersal, który grał w takich zespołach jak Brainiac, Enon, Crooks on Tape oraz koncertowej odsłonie Caribou oraz Christian Beaulieu z Triclops! I Anywhere. Jednym z najbardziej trwałych elementów, które słychać na ich płycie jest perkusyjna natura, w której gitary zostały zagrane i nagrane. Gra na gitarze brzmi jak pionowe drapanie (ang. vertical scratching) i w tym zespole to struny gitar są głośniejsze niż wzmacniacze. Całość domykają krótkie formy kompozycji, które zamykają się w dwóch minutach, ale zawierają dwa razy tyle odniesień, co piosenki tego typu długości.
WILD BOOKS / WILD BOOKSGrzegorz Wiernicki - gitara, wokal Karol Czerniakiewicz - perkusja
Na półgodzinnym "Wild Books" słychać, że grają bębny. Słychać też, że wokalu to Grzegorz nie ma. Ale to jak nie ma! Mi to jakoś nie robi różnicy, bo stylistyka - ten brud, garaż, punk, roll, surf, grunge - usprawiedliwia taki rodzaj śpiewania, jedno klei się z drugim. Mimo głębszego, szerszego, lepszego brzmienia niż dawniej, Wild Books to wciąż odpowiednio chropawy i niechlujny zespół. Rozsiewają urok grupy odgrywającej lata 90. odgrywające przełom lat 60. i 70. Przewidywalne to, ale przyjemne. Ich energia jest ciekawsza niż np. ta Teenagers; same melodie moim zdaniem lepsze od tuzów z The Stubs, choć charyzma mniejsza. No ale to też nie aż tak poważna sprawa jak The Stubs, dlatego też łatwiej Wild Books polubić. To dla takich jak oni powstały te instrumenty.
Jacek Świąder / Gazeta Wyborcza
Wild Books podeszli do nagrania swojego albumu na totalnym luzie i to wyraźnie słychać. Słychać też na nim niewymuszony dystans i nonszalancję. Całość nagrana została na szpulowym magnetofonie bez fajerwerków studyjnych. Dzięki temu brzmi to naprawdę autentycznie. Słychać, że panowie nie musieli silić się na pozy i męczyć z odpowiednim ustawieniem strun i odległości mikrofonów od bębnów, żeby uzyskać zamierzone brzmienie. Oni takie granie mają we krwi. Ostre. momentami ciężkie, riffy i potężne dudnienie bębnów wyssali z mlekiem matek. Razem z nimi dostali też w genach zdolność do tworzenia bardzo dobrych piosenek i żonglerki stylami. Surowy, garażowy rock z dużą ilością przesterów swobodnie miesza się tu z łagodną psychodelią i surfowymi motywami. Rwetes, jazgot, zgiełk i harmider, wszystko obficie podlane efektem retro. Powoduje to, że na albumie znajdziemy praktycznie same energetyczne killery.
Lewandowski / Slyszymisie.wordpress.com
Zawartość debiutu Wild Books ma w zasadzie wszystko, żeby przemówić do każdego: można się przy niej kiwać na koncercie, śmigać przez letnie bezdroża, czilować na plaży, a i pewnie zapalić coś śmiesznego. Spokojnie mógłby ich do siebie przygarnąć Jack White. Na żywo sięgają po niezbędne minimum: gitarę, wokal i bębny, grają bez napinki, świetnie wczuwają się w sprecyzowaną, garażową stylistykę. No i mają ten niechlujny szyk, dzięki któremu ich koncerty zapadają w pamięć.
Łukasz Jaszak / T-Mobile-Music.pl
Wild Books grają lo-fi/garage i stacjonują w Warszawie. Karol grał wcześniej na bębnach w zespole Teenagers, a Grzegorz grał na gitarze i śpiewał w The Phantoms. Wild Books brzmią jak coś pomiędzy psychedelicznym punkiem, a rozjechanym brzmieniem lat 90'.Pod koniec lutego nakładem krakowskiej wytwórni Instant Classic ukazał się ich debiutancki album. Płyta zawiera 10 przebojowych piosenek utrzymanych w stylistyce garażowej psychodelii. Materiał na "Wild Books" powstawał kilkanaście miesięcy, ale pełną parą ogrywaliśmy go od lutego do czerwca 2013 roku. Płyta została zarejestrowana w Zarębach, w domku letniskowym rodziców Grześka. Dokładnie oddaje to, jak zespół brzmi na żywo. Po prostu bębny, piece gitara 12-strunowa. Za nagranie, miks i analogowy mastering odpowiada Michał Ścibior z Wieloślad Studio.