stat
Impreza już się odbyła
gru 28

sobota, g. 19:00

bilety 99 - 129 zł
Kup bilet
lut 15

sobota, g. 18:00

bilety 100 - 150 zł
Kup bilet
Frank Morey - guit, hca, voc
Scott Pittman - drums
Matt Murphy - bass


Usłyszawszy tego wokalistę, na pewno nikt nie powie, że ma on anielski głos - piszą we wszystkich artykułach o tym wokaliście, a Frank Morey istotnie jest znany z szorstkiego, surowego śpiewu, który dobrze oddaje rodzaj muzyki, jaką wykonuje, czyli stroniący od upiększeń, a za to pełen charakteru blues z domieszką folku i rocka. Odwołując się do dawniejszych wykonawców, których może on przypominać, nie sposób nie pomyśleć o harmonijce i gitarze wczesnego Boba Dylana i balladach Leonarda Cohena, ale od prostych skojarzeń z folkiem przełomu lat 60. i 70. odwodzi większa surowość i mocniejsze, bardziej ostre podejście. Morey w żaden sposób nie kontynuuje linii folkowej nudzącej poetyckością albo zbyt oczywistymi powiązaniami z muzyką ludową. Odnosi się w tekstach do aktualnych sytuacji i dlatego jego teksty warto przemyśleć, nie rezygnując jednocześnie z tańca w rytm tych piosenek. Morey jest w tym sensie folkowcem, że jego koncerty w sposób niewymuszony i nienapuszony trafiają do ludzi, którzy sytuacje przez niego opisane uznają za swoje życie. Jak mówią niektórzy, tworzy nowoczesny folk mieszkańców wielkich miast. Jest w nim też coś z indywidualizmu Toma Waitsa oraz wiele elementów oryginalnego bluesa jaki znamy z twórczości chicagowskich śpiewaków bluesowych, jak Howlin' Wolf. Na pewno nie ustępuje tym wszystkim artystom ekspresją i zaangażowaniem wykonania, zarówno śpiewając własnekompozycje, czy też covery. Frank Morey urodził się w Lowell w stanie Massachussets i mimo, że stan ten, ani cały region nie ma wielkich tradycji bluesowych, konsekwentnie na swoim terenie, doskonaląc warsztat i zbierając materiał na płyty. Jego pierwszą płytą była "Bourbon Soaked Halo" wydana w 1998 r. w bardzo ograniczonym nakładzie i dziś praktycznie niedostępna. Z czasem więc, jako oficjalną, pierwsz swą płytę Frank podaje wydaną w 2000 roku w wytwórni Indigo Hamlet "Father John's Medicine". Następną była "Cold In Hand". Dwie płyty i zjednujące mu wielbicieli niezliczone koncerty klubowe przekonały właściciela legendarnej chicagowskiej bluesowej wytwórni Delmark, Boba Koestera, do nagrania trzeciej płyty "The Delmark Sessions" w roku 2002. Bob Koester usłyszał Franka Morey'a całkiem przypadkowo, gdzieś podczas podróży, kiedy to w hotelowym barze usłyszał nieznany mu wcześniej lokalny band, który swą grą zrobił na nim tak duże wrażenie, że z miejsca zaproponował mu nagranie płyty dla swej wytwórni.


Z takim osiągnięciem na koncie Frank mógł spokojnie poszerzać swój krąg fanów i zarazem doskonalić swój warsztat, ale całe cztery lata trwało, zanim we wrześniu 2006 nie ukazał się jego najnowszy album, "Made in USA". Jest, podobnie jak poprzedni, nagrany w trio (na basie tym razem gra Andrew Bergman, na perkusji, jak poprzednio Scott Pittman) i podobnie jak poprzedni jest bardzo wysoko oceniany. Frank nie lubi robić wokół siebie dużo szumu, i nie jest łatwo czegoś się o nim dowiedzieć, ale wiadomo, że ten charakterystyczny, pełen rezerwy styl dotyczy także jego sposobu komponowania. Wręcz broni się przed nowymi piosenkami i nawet ich nie zapisuje, bo uważa, że jeżeli pomysł będzie wart rozwinięcia, na pewno wróci. To chyba tłumaczy, dlaczego tyle trwało zebranie nowego materiału. Jego piosenki to ody do mrocznych spraw toczących się w zaułkach wielkich miast albo w trasie, zawsze w środowisku raczej odrzuconych, mocno przeżywających swoje dramaty, z dala od gładkich salonów. Piosenki nie są łatwymi historyjkami, a raczej garścią wyrywkowych skojarzeń i obrazów mających jednak wiele sensu i zarysowującymi sytuacje oszczędnymi, ale zdecydowanymi pociągnięciami. Zawsze też pozostawiają wiele przestrzeni, którą każdy może sobie wypełnić odpowiednio do swojego doświadczenia i nastroju. W takich utworach drobny zwrot melodii, albo w parę celnych słów więcej mówią o znajomości życia niż piosenki artystów w błyszczących światłami salach koncertowych. Nie znaczy to wcale, że nie mają one wszystkich zalet wielkich przebojów - przeciwnie, ich kompozycja, aranżacja i wykonanie zawsze spełniają najwyższe standardy, osiągane tylko przez artystów wybitnie utalentowanych. W amerykańskiej kulturze zawsze było miejsce dla takich twórców, śpiewających swoje utwory raczej z miłości do muzyki i z potrzeby serca, niż dla pieniędzy, które mogą w ten sposób zarobić. Frank Morey wpisuję się w tę linię. Prenumeratorzy Twojego Bluesa mieli okazję poznać się z Frankiem Morey'em bliżej dzięki dołączanym do pisma dokumentalnym filmom z serii "Genuine Chicago Blues Today". W jednym z nich pokazana była sesja nagraniowa płyty "The Delmark Sessions" a w innym fragment koncertu grupy na Chicago Blues Festival 2003. W listopadzie w czasie pierwszej trasy koncertowej w Polsce będzie okazja do osobistego spotkania się z muzyką Franka Morey'a i jego zespołu. Danuta Matysik (Twój Blues).