Cofnijmy się o osiemdziesiąt pięć lat. Jest rok 1931 i na krakowskim Podgórzu powstaje orkiestra podwórkowa. Zbuntowana, otwarcie krytykująca niepoprawność, władzę i wszystko to, co denerwuje ich w międzywojennej Polsce. Czteroosobowy zespół przyjmuje nazwę Hańba!, która od tej pory w naszym kraju na ustach wielu osób będzie powracać wielokrotnie, także za kilkadziesiąt lat. I również wtedy ich przekaz będzie brzmieć niezwykle aktualnie.
HAŃBA! / HAŃBA!
Andrzej Zamenhof - banjo, śpiew / Wiesław Król - akordeon, klarnet / Adam Sobolewski - bęben, grzebień, śpiew / Ignacy Woland - tuba, śpiew
muzyka alternatywna - koncerty w Trójmieście
Zbuntowana Orkiestra Podwórkowa "Hańba!" to muzyczno-literacka fikcja, której twórcy chcą pokazać jak brzmiałby punk-rock, gdyby powstał w okresie międzywojnia, kiedy kwitła sztuka, kultura i technika, ale też niszczono demokrację, a Sanacja pokazywała swoje autorytarne i imperialistyczne zapędy.
Hańba wychodzi na ulicę z podwórkowym instrumentarium - banjo, bębnem, akordeonem i tubą - oraz wsparciem międzywojennych poetów takich jak Julian Tuwim, Jan Brzechwa czy Władysław Broniewski. Swoje punkowe, folkowe, a czasem nawet klezmerskie inspiracje łączą, aby opowiedzieć o Polsce międzywojennej, a może też dzisiejszej?
O tym, że ich twórczość budzi zainteresowanie, niech świadczy udział w licznych festiwalach, takich jak OFF Festiwal, 36. Euroradio Folk Festival, Festiwal Filmu i Sztuki "Dwa Brzegi", Visegard Wave czy Skrzyżowanie Kultur, ale też koncerty w Ameryce Północnej i Europie Zachodniej.
W 2014 roku zespół otrzymał nagrodę specjalną im. Czesława Niemena podczas 17. Festiwalu Folkowego Polskiego Radia "Nowa Tradycja", przyznaną za "szczególną ekspresję i odwagę sceniczną". A rok później w katowickim Nikiszowcu zarejestrował specjalną sesję dla amerykańskiego radia KEXP.
A teraz cofnijmy się o osiemdziesiąt lat. Mamy luty 2016, a w zasadzie 1936, jak sami by powiedzieli i wydają pierwszą długogrającą płytę. W grudniu przyjeżdżają do Gdańska, a w zasadzie do Wolnego Miasta Gdańska. Chwilę temu NSDAP w powtórzonych wyborach przejęło władzę, a naczelnik Albert Forster łamie postanowienia Traktatu Wersalskiego i stopniowo likwiduje opozycyjne partie. Muzyka zespołu trafia więc w ciekawe czasy, niezależnie od tego czy słuchamy jej przez pryzmat lat 30. XX wieku czy drugiej dekady XXI wieku.
Albumowy debiut głośnej już i nagrodzonej na radiowym konkursie "Nowa Tradycja" kapeli z Krakowa, która wymyśliła sobie, jak mógłby brzmieć punk rock w czasach II RP. Przy mocnym akompaniamencie akordeonu, tuby i banjo wykonuje więc krótkie, surowe, czasem krzykliwe piosenki, mieszając czujnie napisane współczesne teksty z oryginałami Brzechwy ("Żydokomuna") czy Tuwima ("Żandarm"). Jest to, owszem, kreacja, ale błyskotliwa, a przede wszystkim spójna, dzięki czemu zamiast grupy z przeglądu aktorskiego albo kabaretowego słyszymy Jarocin z roczników 30., załogantów z wrażliwością na folklor i muzykę klezmerską. Bartek Chaciński, Polityka
Ta niesamowicie energetyczna muzyka grana na banjo, bębnie, akordeonie i tubie zaczęła żyć własnym życiem i na płycie "Hańba!" nabrała nawet wyjątkowo aktualnego znaczenia. O ile utwory "Narutowicz", "Żydkomuna", "Bij bolszewika" czy "Niemcy się zbroją" można traktować jako relację historyczną z czasów II Rzeczypospolitej, o tyle już "Narodowcy" brzmią niepokojąco współcześnie.Jacek Skolimowski, Newsweek
Krakowski zespół wyobraża na nowo okres międzywojenny, kiedy Polska cierpiała na polityczny przewrót i niewiarygodny wzrost jakości artystycznej, gdy poeci tacy jak Julian Tuwim i Władysław Broniewski publicznie potępiali ogarniający autorytaryzm i skorumpowany rząd. W świecie Hańby poetami zostali przedstawiciele klasy robotniczej, którzy wychodzą na ulice i śpiewają uzbrojeni w proste instrumenty. Czapki z głów przed tymi międzywojennymi folk-punkami, którzy przypominają o odległych problemach, aktualnych także dziś.Jim Beckmann, KEXP Radio
D.O.M / CZARNY POŻAR
Piotr Salewski - muzyka, słowa, wykonaniePiotr Salewski do tej pory był znany jako muzyk zespołu Old Time Radio. W 2013 roku powołał do życia swój solowy, studyjny projekt D.O.M, który jest kameralnym ukłonem w stronę muzyki shoegaze, krautrocka i postpunku. Swoją twórczość artysta udokumentował debiutanckim albumem, a trzy lata później powrócił z drugą płytą, zatytułowaną "Czarny pożar". Chociaż muzykę tworzy w pojedynkę, często jest bardzo głośna, a jej gitarowo-elektroniczny hałas łączy się w niej z ujmującymi melodiami i osobliwymi historiami prezentowanymi w tekstach, śpiewanych po polsku.
Salewski niebanalnie wprowadza nowe światło we wspomniane wyżej gatunki w bardzo kameralnej i introwertycznej odsłonie. "Czarny pożar" jest tego rozwinięciem, w bardzo piosenkowej formie - muzyk nie atakuje ścianą dźwięku, ale buduje swój własny muzyczny mikroklimat, daleki od emanowania patosem i monumentalizmem. Jest raczej spokojny, liryczny, a przez to szczery i bezpośredni. Przefiltrowuje pomysły przez swoją wrażliwość, co brzmi nie tylko efektownie, ale najzwyczajniej w świecie ciekawie - wprowadza w dość przebrzmiałą scenę gitarową powiew świeżości i oryginalności.
Tak opowiada o swojej muzyce:
Jestem w wieku, w którym człowiek ma już wywalczone święte prawo do kryzysu wieku średniego, stąd ton niektórych tekstów. Miałem zamiar nagrać taką płytę, jakiej sam z chęcią bym posłuchał, a której znaleźć jakoś nie mogłem. Przede wszystkim jednak chciałem uniknąć pretensjonalności i mam nadzieję, że to akurat się udało.
Album zaczyna się zaskakująco od hałaśliwego shoegaze'owego utworu "Luty", w którym gitarowe kaskady zlewają się z klawiszami w masywne ściany dźwięku. No to tło rzucony jest delikatny, kołysankowy wokal Salewskiego. Z kolei "Semper maior" swoim brzmieniem zbliża się do nowofalowej estetyki - to zresztą mój ulubiony fragment płyty. Kolejne utwory stają się coraz bardziej wycofane, zmierzają w kierunku ambientowego finału w postaci blisko 14-minutowego "Happy End". Salewski nie boi się eksperymentu ze zgiełkiem, jak w monotonnej, futurystycznej "Przeciwziemi", ale zwykle trzyma się bliżej piosenkowej formy. Takie balladowe "Deszcz pada w morze" czy całkiem chwytliwe "Kolaps" i "95 BPM" udowadniają, że Piotr wyrobił sobie swój własny unikalny styl czerpiący śmiało z niszowych podgatunków i twórczo je interpretujący. "Czarny pożar" to płyta dla oryginałów, poszukujących w muzyce czegoś innego, niekoniecznie modnego i perfekcyjnie wyprodukowanego.Marceli Frączek, We Are From Poland