Cosma Gallery ma przyjemność ogłosić solową wystawę malarstwa autorstwa dr Agnieszki Gewartowskiej - Hortus cupiditatum / ogród pragnień. Wystawa będzie miała charakter otwarty i będzie się odbywać w naszej siedzibie oraz strefie relaksu w ogrodzie na ul. Grottgera 25 B w Gdańsku Oliwie. Czego możecie się spodziewać? Rajskie kwiaty i ptaki, żywe barwy, afirmacja piękna przyrody i fauny.
O obrazach Agnieszki Gewartowskiej dr hab. Zbigniew Mańkowski / krytyk, wykładowca teorii sztuki na ASP w Gdańsku:
"POCHWAŁA SZPAKA, PAPUGI I ISTNIENIA"
Ważny dziś filozof pytał sobie współczesnych, czego najbardziej potrzebują? I odpowiadając, podkreślał, żeby nadawali styl swemu charakterowi, żeby zajmowali się sztuką stwarzania samych siebie. Czego potrzeba współczesnej twórczości? Stylu, charakteru i wyrazistości. To na pewno. Ale może trzeba dodać, że najbardziej brakuje jej piękna w jego podstawowych wymiarach: piękna myśli, zachowań czy postaw oraz wyrazu, ekspresji w postaciach pożądanych choćby w dawnej sztuce - piękna formy. Takiej formy, która zadziwia, zachwyca, a potem podrzuca myślom jakże szlachetne pragnienie - żeby dzień po dniu zmieniać swoje życie. "Sztuka dzisiejsza - słusznie stwierdza Lech Majewski - traktuje piękno jak trąd". Widząc piękno, co nas zatrzymuje, każąc zarazem przemyśleć to, co zrobiliśmy wczoraj czy dziś, stajemy w sytuacji niemal idealnej. Potrzebujemy Tego Czegoś, co daje nam szansę tworzenia i zaistnienia dystansu wobec nas samych - naszych mniemań, osądów, często nieznośnej lekkości istnienia. I to coraz częstszej, groźnie przenikającej do naszych serc i dusz, podyktowanej podstępną konsumpcją: zarabiaj i wydawaj! A ostatnio za często naszej niekontrolowanej pasji oceniania i ferowania wyroków - zwłaszcza tych mocno negatywnych, noszących znamiona demonizmu. Nasza kultura długo walczyła o miejsce negacji w życiu, a kiedy już je stworzyła, to okazuje się, że ma wielki problem, może jeden z największych kulturowych problemów współczesności, żeby wyznaczyć miejsce i określić granice negacji w życiu - tak, żeby ona nie niszczyła samego życia i jego istotnych dla rozwoju wymiarów. Jak się Państwu wydaje? Dlaczego nasz świat, a w tym i ten związany ze sztuką, tak często dominuje i zagarnia negacja? Ta tylko z pozoru ludzka siła, która wszystko, co najważniejsze potrafi zamieniać w rozliczne i rozmnażające się formy jeśli nie NIC to nieistotności? Wystarczy spojrzeć i zauważyć, że na naszych oczach wyrastają coraz liczniejsze i bardziej wyrafinowane negacje: w sztuce będą to wciąż częste dekonstrukcje czy pseudo-abstrakcje z-nicestwiania widzialności. Tak jakby już nie było nic do zobaczenia czy zachwytu lub podziwu? Jakby nie było drzew i kwiatów? Czy przydrożnych ptaków? I tych wszystkich naturalnych kształtów i form całego bogactwa istnienia i stawania się tego, co jest, co pozwala się doznawać, co wyzwala żywe impulsy doświadczania świata natury, i tych rozlicznych ludzkich światów. A co daje się także zobaczyć w twórczości Agnieszki Gewartowskiej. W społecznym życiu nic-ościowanie objawia się sprowadzaniem innych ludzi do postaci najmniej wartych uwagi przedmiotów. Ostatnio zyskały uznanie wśród społeczności sieciowych, o dziwo, "szmaty", które przecież znikają wraz z rozwojem postępującej w Europie nowoczesności. O szmaty w malarstwie upominał się Józef Czapski, widząc w nich estetyczne "szczeliny istnienia". Dlaczego? Może ktoś zapyta? Jeden powód był co najmniej ważny - dlatego, że przynajmniej sztuka może udaremniać prymitywny nihilizm (demonizm?), przed którym nie umie się obronić ponowoczesna internetowa wątpliwa wspólnota, wyznając zbyt prosty i groźny dla życia podział na fałszywie pojęte dobro i zło.
Pytacie Państwo, jaki ma związek powyższa refleksja z twórczością Agnieszki Gewartowskiej? Dla mnie wiążący i podstawowy. Odpowiadając na przywołane na początku życzenie filozofa - aktualnego i dziś Fryderyka Nietzschego - prezentowana tu twórczość rozwija i zarazem stwarza styl wyrazisty, silny; kreuje wielobarwność i bogactwo Formy mogące być oparciem dla oczu, serca i duszy odbiorcy. Potrzebujemy dobrej, wyrazistej, mocnej i zatrzymującej nasze oczy artystycznej formy. A poza tym sztuka widzenia i tworzenia formalnego bogactwa artystycznego Agnieszki Gewartowskiej może stać się sztuką życia - sztuką zachwytu dla zmysłów, sztuką generowania energii dla życia. Być oddechem. Także szczeliną widzialności, przez którą zaglądają do nas rzeczy, które wydając się z pozoru niepotrzebne, są niezbędne: przede wszystkim energia światła, ale i ożywcza moc koloru, oraz siła artystycznej formy przypominająca nam goniącym za codziennością o przenikającej wszystko, co istnieje, Tajemnicy - tej prawdziwej i realnej sile bosko-ludzkiego świata.
Prezentowana twórczość uosabia jeszcze jedną ważną jakość. Jak ją nazwać? Może zaproponuję stare i chyba wciąż żywe określenie, zakorzenione w łacińskiej Europie - afirmacja. Bliska siostra naszej polskiej i trudnej wciąż w życiowych praktykach - akceptacji. I daleka od ostatnio z konieczności uznawanej - tolerancji. Afirmacja karmi się miłością do życia, do tchnień kształtów natury, do pulsujących życiem kształtów istnienia; także żywi się uwagą i rodzi uważność, która jest naturą/duszą piękna. Spójrzmy na całe to bogactwo za-istnień: liści, kwiatów oraz nieprzeliczonej gamy muzyki kolorów. Afirmacja znana i pokochana przez klasyków, przypominana przez twórców, którzy znali i rozumieli głębokie potrzeby istnienia. Mistrzami tej postawy mogliby być tu zarazem: Albrecht Dürer i Jan Kochanowski oraz mniej oczywiści: jak myślicielka-mistyczka - Simone Weil, czy wspomniany malarz-myśliciel - Józef Czapski. Oraz ci wszyscy twórcy hołdujący przekonaniu, że ukryta harmonia działa dwojako: jest silniejsza od jawnej, a po drugie - mówi językiem, którego wciąż musimy się uczyć, i którego złożonego bogactwa nie jesteśmy w stanie przeżyć i wyrazić, i będziemy się go uczyć aż poza wyobrażony przez nas koniec. Przegrana wygrana wizualność. Wygrane obrazy!
O, proszę! Ile istnienia, ile zachwytów w tych obrazach, ile akceptacji dla zwykłych gałęzi drzewa, ile miłości dla ptaków: niemal mistycznego, acz uciążliwego dla sadowników szpaka; dla papugi przywołującej wcale nieoczywiste skojarzenie z symbolem duszy szukającej "wody życia". A wszystko zrobione z jakże ważną w sztuce przesadą i wyolbrzymianiem. Artystyczne hiperbole umożliwiają widzenie, przeżywanie i rozumienie bogactwa wymiarów życia. Ileż to z artystką musimy się napatrzeć na nasz wielobarwny, tylko z pozoru szary, bogaty świat? A jak wiele powinniśmy się namilczeć nad naszym wciąż ułomnym widzeniem, żeby zobaczyć to, co jest? A to, co jest, na nasze szczęście, wciąż nie jest oczywiste.