KRÓL / WIJ
Błażej Król - wokal, gitara / Michał Wdowikowski - perkusja / Bartek Matuszewski - gitara, samplermuzyka alternatywna - koncerty w Trójmieście
Błażej Król wdarł się do masowej świadomości jako wokalista i gitarzysta duetu UL/KR. O zespole, który stworzył z Maurycym Kiebzakiem-Górskim napisano w ostatnich dwóch latach właściwie wszystko. Debiut z 2012 roku przez większość branżowych rankingów i blogosferę uznany został za płytę roku. W 2013 zespół wydał "Ament", przejechał Polskę wzdłuż i wszerz, zaliczając przy tym najważniejsze festiwale, znów narobił zamieszania w podsumowaniach i postanowił... zawiesić działalność. W międzyczasie Król powołał do życia ambientowo-kolażowy projekt Dwutysięczny, z którym stworzył wysoko cenionego "Jedwabnika".
W styczniu 2014 światło dzienne ujrzał pierwszy singiel KRÓLA - "Szczenię", zapowiadający marcową premierę płyty "Nielot". Drugim singlem zostało "Powoli", a sam Król jest w nieustającej trasie, promując płytę m.in. na takich festiwalach, jak Electronic Beats, Open'er czy OFF Festival. Przestrzenne brzmienie Króla przywodzi na myśl The XX oraz bohaterów atmosferycznego popu lat 80-tych na czele, a wszystko zespala rozpoznawalny od pierwszej chwili wokal oraz jedne z najlepszych tekstów w rodzimej muzyce ostatnich lat. "Nielot" trafił do czołówek większości zestawień płyt 2014 roku. Teraz artysta powraca z drugą solową płytą "WIJ", którą będzie promować koncertami w rozbudowanym, trzyosobowym składzie.
SYNY / ORIENT
Robert Piernikowski - wokal / 1988 - bity, elektronikaSYNY to nowy projekt Roberta Piernikowskiego (Napszykłat) oraz producenta 1988 (Stella, Raw, Etamski). Po czterech latach współpracy i eksperymentów, powrócili do macierzy, co zaowocowało wyrazistym materiałem, mocno zakorzenionym w rapie. SYNY czerpią garściami z hiphopowej klasyki, mieszając ją z właściwym sobie eksperymentalnym podejściem do tematu. Efekt jest epicki i wulgarnie prosty równocześnie. SYNY to swobodny przepływ bitów i słów. To muzyka surowa i cierpka, trafiająca prosto w serca i dusze. Duet wcześniej działał pod nazwą P/E, wystąpił m.in. na festiwalach Unsound, Transvizualia, Dni Muzyki Nowej, Multiplace w Brnie oraz na wielu koncertach w całej Polsce.
W kraju, w którym rząd dusz sprawują rapowi ortodoksi, a jedynym akceptowalnym odszczepieńcem jest medialny błazen chodzący na postronku dotacji, SYNOM będzie trudno, oj, będzie. Mimo eksperymentalnej proweniencji swoich twórców jest to bowiem projekt czystej hiphopowej krwi. Nie są post - czy avant - jak chcieliby zaczadzeniu niezależnością miłośnicy wcześniejszych nagrań Roberta Piernikowskiego i Przemysława Jankowiaka, znanego lepiej jako Etamski. Nie są też wystarczająco sztywniutcy, by wpisać się we wzorce akceptowane przez środowisko rapowe.
FIlip Kalinowski / Aktivist
SYNY, mimo, że jadą po mocno wyświechtanych kliszach, to niczego nie udają. Grają wprost, z głębi duszy. Słyszę to jako kontynuację solowego projektu Piernikowskiego, jeszcze bardziej odartą z jakichkolwiek ozdobników, sam bit, ale i odwrócenie zasad, babranie się w brudzie i szumie. Podobnie w tekstach - nie słyszę tu żartów, ale konsekwentną poetykę. Może to pierwszy projekt, który można próbować interpretować Białoszewskim w hip-hopie, bez artyzmu, ale z oryginalną wrażliwością. Nie sądzę by to był alt - lub post - hip-hop - to jest raczej proto-bruit-hip-hop naiwny.
Daniel Brożek / MI Magazyn
Prawda to, czy poza? Sztuka, czy artystowski lans? Dla hiphopowców, czy dla hipsterów? Dyskusja wokół "Orientu" rozgorzała na dobre, kolejne pytania sypią się zatem jak z rękawa. I świetnie, rozmów o muzyce nigdy za wiele. Szkoda tylko, że ich poziom pozostawia tak wiele do życzenia, można wręcz odnieść wrażenie, że spora część komentatorów powinna zadać podobne pytania sobie, a dopiero później artystom. Nie zmienia to jednak faktu, że jeszcze żadna płyta nie wywołała w tym roku takich kontrowersji. Opinie są przy tym tak skrajnie odmienne, że na autorytety nie ma co liczyć, każdy sam musi wyrobić sobie zdanie - to zresztą pierwszy powód, dla którego warto sięgnąć po tę płytę. Drugim jest muzyka przygotowana przez Etamskiego, ukrywającego się (niezbyt, jak widać, skutecznie) pod pseudonimem 1988. Nie śpieszy mu się specjalnie, nie czuje on potrzeby epatowania producenckimi trickami, ani popisywania wymyślnymi samplami. A co utwór, to lepszy podkład: klimatyczny, nierzadko łączący taneczność i mrok w jednym, do tego zaskakujący pijanymi melodiami, którym zdarza się skręcić na pięciolinii bez migacza, albo zawrócić pod prąd. Magia - co do tego spór właściwie nie istnieje. O co więc te wszystkie kłótnie? Ano o rapowanie i teksty Roberta Piernikowskiego, który postanowił jeszcze mocniej, w porównaniu z tym co robił w Napszyklat lub przy okazji nagrań solowych, osunąć się w bełkotliwość i (nie najwyższych lotów) memowe hasła. Z jednej strony przesadził i przygniótł wspaniałą muzykę, z drugiej jeszcze nikt nie był tak bliski oddania atmosfery świata, w którym największe emocje wywołują mama Madzi, "Krzysiu jem zupe" albo pies przebrany za pająka. Pomimo sporych obiekcji, uznaję więc, że to trzeci powód, by sprawdzić tę płytę. A skoro tak, to należy jej się miejsce na podium.
Łukasz Wawro "Tour de Pologne: luty 2015. Najlepsze polskie płyty miesiąca - mocny, wielobarwny peleton i podium dla oryginałów." / redbull.com/pl/pl/music