Klub Żak zaprasza na koncerty z cyklu "Jesienna nuda pod nóż". W trzeciej odsłonie wystąpi Kwiat jabłoni i Bluszcz.
KWIAT JABŁONImuzyka alternatywna - koncerty w Trójmieście
Kasia Sienkiewicz - wokal, fortepian / Jacek Sienkiewicz - wokal, mandolina, efekty elektroniczne
Kwiat Jabłoni to duet folk-elektroniczny stworzony przez rodzeństwo Kasię i Jacka Sienkiewicz. Śpiewają bezpretensjonalne, głównie polskie, autorskie piosenki o intrygujących tekstach. Łączą grę na instrumentach akustycznych z elektroniką. Do nietypowego zestawienia mandoliny z fortepianem i dwóch wokali zainspirował ich nie byle kto: pianista Brad Mehldau grający w duecie z Chrisem Thile. Fani jazzu, a zwłaszcza publiczność Festiwalu Jazz Jantar powinni wybrać się na koncert KWIATU JABŁONI. Zespół powstał niedawno, w marcu 2018 roku i ma na swoim koncie wiele koncertów. Ich debiutancki teledysk został wyświetlony na Youtube ponad 1,5 miliona razy. Na koncercie w Żaku usłyszymy nowe utwory.
BLUSZCZ / nowy materiałJarek Zagrodny / Romek Zagrodny / Marcin Mrówka
Bluszcz to wrocławski duet elektroniczno-gitarowy powstały w 2016 roku z inicjatywy dwóch braci Jarka i Romka Zagrodnych. Zespół porusza się w klimatach muzyki synth-wave czerpiąc z brzmień starej polskiej fali syntezatorowej lat 80. z wyraźnymi wpływami muzyki gitarowej. W sierpniu 2017 zespół zadebiutował albumem "Junior", wydanym nakładem wytwórni Brennnessel. Album został zarejestrowany całości w domu. Swój pierwszy koncert zespół zagrał na OFF Festival w Katowicach. W 2018 roku zespół otrzymał nominację od Gazety Wyborczej do nagrody WARTO w kategorii Muzyka. Obecnie zespół pracuje nad swoim drugim albumem. Podczas koncertów zespołowi towarzyszy Marcin Mrówka (Oxford Drama) grający na perkusji.
"Wydany 1 sierpnia 2017 roku album przynosi 9 uroczych i chilloutowych numerów. Nie da się nie wspomnieć przy tej okazji o zespole Kamp! Bo i ten sam wydawca (Brennnessel), a i stylistyka niedaleka. Nie będzie przesadą mówienie o inspiracji, bo na "Juniorze" słychać sporo podobieństw do bardziej popularnych kolegów po fachu. Nie czynię z tego zarzutu. Ot, zwykłe stwierdzenie faktu. W tytułach pojawiają się nazwy miast "Oslo" i "Berlin", a nawet państw "Argentina" czy "Paraguay". Trudno sprecyzować co było powodem takiego wyboru, bo muzyka nie przynosi odpowiedzi. Z pewnością jest to efekt łatki estetycznej, jaką zespół sam sobie przyczepił.
Chodzi o nazwę "PRL synth-wave". To sporo wyjaśnia jeśli dodatkowo wziąć pod uwagę aurę zdjęcia stanowiącego okładkę do albumu. No i ten polonez w klipie. Instrumentarium stanowi głównie gitara i syntezator. (...) Aura lat 80 jest wyraźnie namacalna. Płyta niepozbawiona dodatkowych efektów dźwiękowych, pogłosów, a mimo to brzmi dobrze."
Jarek Szczęsny / nowamuzyka.pl
"Ostatni krzyk, albo raczej ostatnie westchnienie wakacji, czyli przyjemna płyta duetu Bluszcz. Piszę "duetu" nie tylko ze względu na informację o tym, że założyli tę grupę bracia (Jarek Zagrodny i Romek Zagrodny), ale też dlatego, że nie bardzo słyszę tu zajęcie dla więcej niż dwóch osób. Nie ma w tym oczywiście nic zdrożnego - przeciwnie, elektronika to rzadko zajęcie dla większej grupy. (...) Resztę instrumentarium stanowią syntezatory, automaty i głos, który naprowadza na pewien trop. Tym tropem (i znów: nie tylko ze względu na tę okładkową stylizację) jest zwalnianie PRL, a raczej próba stworzenia "wychilloutowanej" wersji takiego Papa Dance na przykład - wpisanie się w starą polską falę syntezatorową, ale z misją zwalniania tempa i robienia z tego lounge'u. Tyle że tutaj znów sami muzycy pomagają, pisząc o sobie "PRL synth-wave". Czyli - jak by to opisała Olga Drenda - mamy wakacje w bursztynowym świetle wspomnień. Z tak świadomymi twórcami recenzent dużo się zatem nie napracuje, za to czeka go na albumie Junior sporo przyjemności.
Jedno się w tej wizji oczywiście nie zgadza - produkcja. Płytowe brzmienie Bluszczu - niestety umknął mi koncert na Off Festivalu - wydaje się dopieszczone jak wszystko, co wydaje Brennnessel, w sposób oczywisty wyprzedza PRL, a może nawet wyrasta ponad wytwórnianą średnią. Pogłosy brzmią stylowo, ale sekcja już odpowiednio zwarcie, wszystko razem nagrane jest głośno, ale w granicach normy, z odrobiną powietrza. A jeśli nie wiadomo, o kogo chodzi, to z pewnością chodzi o Michała Kupicza. Nie wiem, jak często ten człowiek bywa w domu, ale w tym wypadku przynajmniej pracował na starych śmieciach, bo zespół pochodzi z Wrocławia. Zresztą w sposób naturalny dobrali się z resztą towarzystwa, choćby jako krajanie innego obiecującego duetu - Oxford Drama. Człowiek zdaje sobie w takich chwilach sprawę, że z centrum działań Kamp! wytwórnia stała się stajnią dla różnych tego typu formacji. W Oslo członkowie Bluszczu trochę przekraczają granice normy, goniąc za New Order, a właściwie to może już nawet Joy Division, w pozostałych porównania nie są już tak natrętne. Następnym razem się nie spóźnię na koncert."
Bartek Chaciński / polifonia.blog.polityka.pl