Spektakl w ramach przedstawień na Scenie Letniej Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza na plaży w Gdyni Orłowie.
"Mewa" Antoniego Czechowa, przekład: Natalia Gałczyńska, reżyseria: Julia Wernio, scenografia: Elżbieta Wernio. Premiera 6 lipca 2001 na Scenie Letniej Teatru Miejskiego im. W. Gombrowicza w Gdyni Orłowie.
Reżyser Julia Wernio postawiła za to na nastrój - całość przesycona jest nudą, smutkiem, poczuciem osamotnienia. Potęguje go muzyka użyta w spektaklu. Piękny, nostalgiczny motyw z filmu "Spragnieni miłości" Wonga Kar-Waia (którego tematem jest również niespełnienie w miłości) powraca natrętnie w kolejnych scenach. Niepotrzebnie jednak Wernio kazała kobietom wirować solo w tańcu - i bez tego wiemy, że trawi je samotność i nieszczęśliwa miłość.
Wrzuceni w bezkres nadmorskiego krajobrazu bohaterowie Czechowa są skazani wyłącznie na siebie samych. Ich samotność zyskuje w otwartej przestrzeni niemal kosmiczny wymiar. Kiedy widzimy ich błąkających się bezładnie po scenie i wzdychających za życiem gdzieś daleko stąd, podczas gdy za ich plecami giną na horyzoncie statki, a ponad głowami szybują mewy - wiemy, że tak naprawdę nie mają dokąd uciec. Nie są zamknięci wśród dusznych ścian, nic ich nie trzyma. Więzienie noszą w sobie. I o tym jest gdyńska "Mewa". Nie uciekną przed własnymi demonami, nawet jeśli odejdą, jak robi to Nina Zarieczna. Pokazuje to symbolicznie już pierwsza scena spektaklu - wszyscy bohaterowie "Mewy" wchodzą na scenę znikąd, idąc brzegiem morza.
Oglądając piątkową premierę można było wręcz odnieść wrażenie, że gdyńskim artystom sprzyja ktoś bardzo, bardzo wysoko postawiony, bo naturalna scenografia zagrała fantastycznie. Nawet w momencie, kiedy padła kwestia o nadciągającej burzy, w kierunku Kaszub zbliżała się ulewa. I właśnie owa przestrzeń (z czystą, lekką scenografią), w którą zostali wrzuceni bohaterowie gdyńskiego Czechowa, jest najmocniejszym elementem gdyńskiego Czechowa.
Elżbieta Wernio zrealizowała scenografię zgodnie z zaleceniami zawartymi w dramacie Czechowa. Kurtyna, kulisy, potem pusta przestrzeń - tak to właśnie wygląda w Orłowie. Idąc za didaskaliami Wernio sprawiła nawet, że na orłowskiej plaży wyrosły po bokach sceny zarośla - przedsięwzięcie ze wszech miar ambitne, choć trzeba przyznać, że po ostrych upałach brzózki przeszczepione nad morze wyglądały mało apetycznie. Za to białe kulisy z unoszonymi przez wiatr kurtynami (plus równie białe meble z wikliny) prezentowały się niezwykle atrakcyjnie na tle ciemniejącego morza.
"Mewa" Antoniego Czechowa, przekład: Natalia Gałczyńska, reżyseria: Julia Wernio, scenografia: Elżbieta Wernio. Premiera 6 lipca 2001 na Scenie Letniej Teatru Miejskiego im. W. Gombrowicza w Gdyni Orłowie.
Reżyser Julia Wernio postawiła za to na nastrój - całość przesycona jest nudą, smutkiem, poczuciem osamotnienia. Potęguje go muzyka użyta w spektaklu. Piękny, nostalgiczny motyw z filmu "Spragnieni miłości" Wonga Kar-Waia (którego tematem jest również niespełnienie w miłości) powraca natrętnie w kolejnych scenach. Niepotrzebnie jednak Wernio kazała kobietom wirować solo w tańcu - i bez tego wiemy, że trawi je samotność i nieszczęśliwa miłość.
Wrzuceni w bezkres nadmorskiego krajobrazu bohaterowie Czechowa są skazani wyłącznie na siebie samych. Ich samotność zyskuje w otwartej przestrzeni niemal kosmiczny wymiar. Kiedy widzimy ich błąkających się bezładnie po scenie i wzdychających za życiem gdzieś daleko stąd, podczas gdy za ich plecami giną na horyzoncie statki, a ponad głowami szybują mewy - wiemy, że tak naprawdę nie mają dokąd uciec. Nie są zamknięci wśród dusznych ścian, nic ich nie trzyma. Więzienie noszą w sobie. I o tym jest gdyńska "Mewa". Nie uciekną przed własnymi demonami, nawet jeśli odejdą, jak robi to Nina Zarieczna. Pokazuje to symbolicznie już pierwsza scena spektaklu - wszyscy bohaterowie "Mewy" wchodzą na scenę znikąd, idąc brzegiem morza.
- Recenzja Gazety Morskiej:
Oglądając piątkową premierę można było wręcz odnieść wrażenie, że gdyńskim artystom sprzyja ktoś bardzo, bardzo wysoko postawiony, bo naturalna scenografia zagrała fantastycznie. Nawet w momencie, kiedy padła kwestia o nadciągającej burzy, w kierunku Kaszub zbliżała się ulewa. I właśnie owa przestrzeń (z czystą, lekką scenografią), w którą zostali wrzuceni bohaterowie gdyńskiego Czechowa, jest najmocniejszym elementem gdyńskiego Czechowa.
Elżbieta Wernio zrealizowała scenografię zgodnie z zaleceniami zawartymi w dramacie Czechowa. Kurtyna, kulisy, potem pusta przestrzeń - tak to właśnie wygląda w Orłowie. Idąc za didaskaliami Wernio sprawiła nawet, że na orłowskiej plaży wyrosły po bokach sceny zarośla - przedsięwzięcie ze wszech miar ambitne, choć trzeba przyznać, że po ostrych upałach brzózki przeszczepione nad morze wyglądały mało apetycznie. Za to białe kulisy z unoszonymi przez wiatr kurtynami (plus równie białe meble z wikliny) prezentowały się niezwykle atrakcyjnie na tle ciemniejącego morza.