Morze dla każdego wydaje się być inne. Ten, który wyrusza na półroczny rejs i zamiast twarzy swych bliskich czuje wszechobecną wilgoć, słone bryzgi i szare fale, zamiennie ze zjawiskowym widokiem zachodzącego słońca w tropikach, dostrzega morze w sposób odmienny, tymczasem surowe morskie fale oblewające północne brzegi, mgła i samotnie wyrastający dom może być odbierany przez zamieszkujących w nim ludzi całkiem inaczej. Sposobów na postrzeganie morza z linii brzegu jest zapewne tyle samo, ile brzegów, z których się patrzy, jak i obserwujących ludzi.
Poświęcona morzu jest też osobista wystawa Andrėjusa Griešiusa pt. "Morze tam, morze tu". Morzu, które stanowi pretekst do powstania w głowie artysty różnorodnych asocjacji. Najczęściej romantycznych, rzadziej literackich.
Ujęta w ekspozycji tematyka marynistyczna bez wątpienia pełni nadrzędną rolę, jednakże sama tematyka odgrywa zaledwie połowę całego uroku. Drugi, nie mniej istotny aspekt wystawy jawi się pod techniką, dzięki której powstały dzieła. Wykonane cienkim piórkiem oraz tuszem na tonowanym papierze rysunki wyrażają niezwykłą dbałość o najmniejsze detale, jakie tylko mogły pojawić się w wyobraźni twórcy, przykuwając uwagę swą drobiazgowością i kunsztem. Z drugiej strony, dzieła nie stanowią wrażenia zbyt przytłaczających, ani wyświechtanych. Zdawałoby się, iż artysta nanosząc kreskę po kresce niczym autor średniowiecznych miniatur z lekkością odtwarza obrazy i postacie wyłaniające się z jego wyobraźni. Odtwarza z wielką precyzją, zarazem czule, dekoracyjnie, upajając się cienkimi liniami, które zręcznie splatają się w fale morskie, kłęby lin czy rybie łuski.
Jaki wyraz mają postacie Andrėjusa Griešiusa? Okręty przybierające ludzkie oblicze; zamieszkujący port ludzie, marynarze i ryby, wiszący do góry nogami w niebiosach, et cetera. Głównymi postaciami niewątpliwe są okręty i ludzie, ukazani na tle morza. Stosunek wymienionych postaci do morzem czasem objawia się dramatycznie, czasem nieco komicznie - jednakże zawsze w sposób przykuwający uwagę.
Ogólny klimat twórczości zdaje się być romantyzowany, przypominający wielkiego Aleksandra Grina oraz jego "Złoty łańcuch" czy "Biegnącą po falach". Lekkie i wdzięczne linie, wręcz przejrzyste, owiane tajemnicą rysunki, wyłaniające specyficzną, poniekąd mistyczną atmosferę. Wszakże, niczym w powieściach Grina. Włosy niczym fale, fale niczym włosy, płaszczyzny, które z bliska okazują się być stworzone z najdrobniejszych szczegółów - łusek, loków, labiryntów, domków - wszystko to splecione w niewymuszony, aczkolwiek dodający uroku nastrój dzieł artysty. W jednym rysunku najczęściej nakłada się kilka płaszczyzn, kilka perspektyw; niezbędne transformacje i lekkie deformacje. Czasami odrobina ironii, lecz zawsze - bezmiar miłości i szacunku dla rysunku, jako fenomenu.
Wszystko to razem wzięte tworzy ekspozycję Andrėjusa Griešiusa. A morze, jak już mówiłam, ono dla każdego wydaje się być inne.
Krytyk sztuki dr Jurgita Ludavičienė
Wernisaż wystawy obywa się w rocznicę odzyskania niepodległości przez Litwę 11 marca 1990 roku. Gdy Litwa ogłosiła deklarację niepodległości, Związek Radziecki wprowadził na ulice Wilna czołgi, ale nie stłumiło to narodowych dążeń Litwinów. Rok później, w 1992 odbyły się pierwsze wolne wybory do Sejmu Republiki Litewskiej. W 1991 Litwa została członkiem ONZ, w 2004 członkiem NATO i Unii Europejskiej.
Z kolei od 1 stycznia 2015 Litwa jest członkiem "strefy euro".