No i stało się co miało się stać. Kiedy wchodzi się na pewniaka w pewne zakłady, można się nieźle zdziwić, że jak facet chce to facet może. I tak oto za sprawą moich sympatycznych barmanów (zwalniam Was) w ten piątek zaliczam największy życiowy upadek.
Mam nadzieje, że Wam - w odróżnieniu do mnie - sprawi to dużo radości. Całe szczęście, że chociaż tego wieczoru zagra Boro, bo nic nie smakuje lepiej, iż spijanie gorzkiego smaku przegranej w rytm dobrych, klasycznych szlagierów.
Zatem udanej zabawy, ja idę się upić ze smutku, po czym zamykam się w domu i ćwiczę chodzenie na szpilach,
Jeszcze raz WIELKIE DZIĘKI dla każdego kto udostępnił, polubił, lub namawiał do owego procederu.
Całusy - NIENAWIDZĘ WAS.