Zapraszam na multimedialną relację z moich podróży. Chciałbym w czasie pokazu odsłonić swoje emocje, uczucia, myśli w chwili robienia zdjęcia, łącząc własne przeżycia, zdarzenia z obserwacjami świata zewnętrznego. Za każdym zdjęciem kryje się jakaś historia do opowiedzenia i tym właśnie chciałem się z Wami podzielić, bo szczęście jest autentyczne tylko wtedy, gdy się nim dzielimy - Stanisław Staniewski.
Moja przygoda rowerowa zaczęła się po tym, gdy w wieku 60 lat przeszedłem zawał serca. To doświadczenie spowodowało, że zacząłem się zastanawiać, jak będzie wyglądało moje życie.
Co robić, aby zawał się nie powtórzył? Czy moja aktywność fizyczna ma się ograniczać jedynie do spokojnych spacerów? Chciałem doznawać radości istnienia na tym najpiękniejszych ze światów - ale nie na pół gwizdka. Ktoś kiedyś powiedział: Nie można kupić szczęścia, ale można kupić rower i jest się już blisko. To zdanie okazało się w moim przypadku prawdziwe.
Z początku ograniczałem się do rowerowych przejażdżek po płaskich ścieżkach w najbliższej okolicy. Następnie - już odważniej - zjeździłem Kaszuby, Bory Tucholskie, Dolinę Rzeki Słupi. Udałem się nawet na 10 dni do raju rowerzystów na duńską wyspę Bornholm. W 2005 poznałem przez Internet międzynarodową grupę CROTOS, z którą odbyłem sześć miesięcznych wypraw rowerowych po Europie. Ale czegoś mi w tych grupowych wyjazdach brakowało. Chciałem jeździć sam, aby nawiązywać relacje ze spotykanymi na szlaku ludźmi, rozmawiać z nimi, fotografować ich, oglądać ich siedliska, zaglądać do ich domów, chodzić boso po łące, cieszyć się zapachem skoszonej trawy, zbóż, wpatrywać się w przestrzeń krajobrazów i w głąb siebie.
Tak narodził się w mojej głowie w 2012 roku projekt Polska Północno-Wschodnia. Od tego czasu przejechałem rowerem 4950 km po różnych szlakach tej części kraju spędzając tam 137 dni. Z każdym takim corocznym wyjazdem wykonywałem jakby dwie wędrówki : jedną drogami suwalskich, podlaskich, nadbużańskich, roztoczańskich, lubelsko-poleskich krajobrazów; drugą drogami napotykanych ludzi. Jadąc na wielodniową włóczęgę rowerową, zapominam ile mam lat i nie wiem nigdy, co przyniesie mi kolejny dzień.