Niedzielny pojedynek skupi uwagę prawdopodobnie całego futbolowego środowiska w Polsce. Naprzeciw siebie staną bowiem dwie drużyny z ambicjami na najwyższe trofeum. Giants na to spotkanie czekali bardzo długo. Mistrzowie z 2011 roku (wówczas jako The Crew) poprzedni sezon poświęcili lidze czeskiej, tym samym nie mogąc bronić tytułu w Polsce.
W futbolowych kuluarach słychać, że nadal czują się najlepsi - w końcu nikt im w bezpośredniej walce tego tytułu nie odebrał. - Faktycznie w pojedynku z Seahawks mamy najwięcej do udowodnienia. Pokonanie obecnego mistrza wysłałoby wyraźny sygnał. Drużyna, która wygra to spotkanie, na pewno wyrośnie na faworyta do mistrzostwa. Dla zawodników nie jest to jednak presja, lecz dodatkowa motywacja - zapewnia Jakub Głogowski, prezes Giants Wrocław.
Gospodarze niedzielnego spotkania z równym zniecierpliwieniem odliczają dni do starcia z Gigantami i solidnie się do niego przygotowują. Paweł Kaźmierczak, koordynator ofensywy Seahawks Gdynia doskonale zdaje sobie sprawę z potencjału wrocławian - w końcu sam w latach 2006-2008 należał do ekipy The Crew jako zawodnik (biegacz) a później szkoleniowiec. Choć dzisiejsi Giganci przeszli gruntowną przebudowę, Kaźmierczak z pewnością pamięta, jakim silnym duchem walki dysponują jego dawni koledzy. - Wrocławianie są drużyną na wysokim poziomie sportowym, jednak solidnie przygotowaliśmy się do tego spotkania. W meczu z AZS Silesia Rebels na pewno nie wyłożyli z rękawa wszystkich asów, ale nie damy się zaskoczyć. Wiemy, że mocnym atutem prowadzonego przez Motta Gaymona zespołu jest gra biegowa i twarda, konkurencyjna do naszej linia ofensywna oraz silny pakiet skrzydłowych. Receptą na wygranie będzie zatrzymanie tej maszyny - stwierdza Kaźmierczak.
Nie będzie to zadanie łatwe, bo jak pokazał wysoko wygrany przez Giants mecz, niepozornie wyglądająca, ale niezwykle skuteczna broń w postaci Jamala Schultersa oraz dobra dyspozycja Marka Phlimore'a mogą stanowić dla obrońców spore wyzwanie. Kibice Jastrzębi wierzą jednak, że znana polska marka defensorów, jaką tworzą m. in. Maciej Suchanowski, Jakub Muraszko czy Tomasz Biały, przy wsparciu zapowiadającego się na prawdziwą gwiazdę tej formacji linebackera - Terrence'a Thomasa zniweluje wrocławskie zagrożenie.
Wygląda na to, że obie drużyny traktują niedzielną konfrontację śmiertelnie poważnie i zbroją się, jak mogą. Na boisko w szeregi Gigantów wraca Kamil Ruta by, jak zaznacza Głogowski: - Pokazać, że jest najlepszym zawodnikiem na swojej pozycji w Polsce. Kilku innych zawodników Giants boryka się co prawda z drobnymi urazami, jednakże nie jest wykluczone, że wrocławianie zagrają w prawie najmocniejszym składzie. Podobnie Jastrzębie, którym w spotkaniu z Rebeliantami brakowało paru ważnych graczy, zapewniają o pełnej mobilizacji. Poza tym gdynianie mają jeszcze świetnego Ferniego Garzę. Z tym zawodnikiem Giganci mieli okazję spotkać się jako pierwsi spośród polskich drużyn, jeszcze zanim jego nazwisko pojawiło się w oficjalnym składzie Seahawks. - Wiemy, jakiej klasy zawodnikiem jest Ferni. Jednak znamy też jego słabsze strony. Przekonamy się czy w polskich warunkach spisze się równie dobrze jak Kyle McMahon. Prague Black Hawks (poprzedni klub Garzy) jako drużyna to europejska elita. Tutaj już może nie mieć tego komfortu - nieco prowokacyjnie komentuje prezes Giants.
W obozie Jastrzębi ze stoickim spokojem przyjęto wypowiedź wrocławian, wychodząc z założenia, że jak zwykle wszystko zweryfikuje boisko. - Nasi przeciwnicy mają prawo do własnej opinii. My podarujemy sobie szumne zapowiedzi. W tym, jak i w każdym następnym meczu, pokładamy wiarę w naszym rozgrywającym, który doskonale wpisuje się w struktury Seahawks. Porównywanie go do poprzednika nie ma większego sensu. Być może Ferni nie stawia, tak jak Kyle na indywidualne akcje biegowe, za to jego wielkim atutem jest uruchamianie większej ilości opcji gry. Najważniejsze, że przynosi to Seahawks punkty - puentuje szkoleniowiec Jastrzębi.
Starcie takich gigantów Topligi jak Giants Wrocław i Seahawks Gdynia zawsze niosło wiele emocji, dlatego w ten weekend Narodowy Stadion Rugby w Gdyni ma szansę stać się najgorętszym miejscem na futbolowej mapie Polski. Tym razem obok walki o punkty odbędzie się też cicha wojna o prawo do tytułu mistrza. Kto po końcowym gwizdku z satysfakcją spojrzy w twarze kibiców, przekonamy się już w niedzielne popołudnie.