stat
Impreza już się odbyła
PATRONAT

Soundrive Fest 2018 Opinie (10)

Wyjątkowa podróż po alternatywnej muzyce i postindustrialnych przestrzeniach - taki będzie tegoroczny Soundrive Festival, który w nowej odsłonie startuje 30 sierpnia.

Wystąpią:

festiwal muzyczny - koncerty w Trójmieście


Floating Points
"Zawsze zwracał szczególną uwagę na sposób, w jaki dźwięk istnieje w przestrzeni; a wiele z jego najciekawszych momentów rozgrywa się na pograniczy ciszy" - tymi słowami serwis Pitchfork opisał brzmienie Floating Points, projektu tworzonego przez jednego człowieka, Sama Shepherda. Soundrive Festival będzie natomiast jedną z pierwszych okazji, by usłyszeć inne wcielenie brytyjskiego producenta, nastawione przede wszystkim na rytmiczne bity, stworzone po to, żebyście nie mogli zejść z parkietu.

Iceage
Zaczynali od chłodnego, post-punkowego brzmienia na albumie "New Brigade". Później obrali kierunek na agresywny hardcore i wypełnili nim krążek "You're Nothing", a w kolejnym roku usprawnili tę formułę, komponując "Plowing into the Field of Love". W kolejnym etapie cały ich młodzieńczy zapał spłonął. Musieli dać sobie cztery lata przerwy, ale warto było czekać, bo tegoroczna premiera - album "Beyondless" - to zupełnie nowe oblicze Iceage.

Trwająca ponad dwa miesiące letnio-jesienna trasa Iceage rozpocznie się właśnie w Gdańsku, a publiczność festiwalu Soundrive będzie jedną z pierwszych w Europie, która na własnej skórze doświadczyć nowego wcielenia Duńczyków.

Flohio
Flohio wyrosła na lokalną gwiazdę jeszcze zanim opublikowała debiutancki singiel, a jej pierwszy występ w charakterze "gwiazdy wieczoru" wyprzedał się w kilka dni. Ambient, techno, nawet industrial czy z drugiej strony nastrój przywodzący na myśl słynne imprezy na Ibizie - to wszystko jest częścią wyjątkowej tożsamości Flohio. Sam koncert skwitowano natomiast nagłówkiem: "Jest na dobrej ścieżce, by stać się przyszłością brytyjskiego rapu".

Debiutancka EPka Flohio ukaże się jeszcze w tym roku, a występ podczas festiwalu Soundrive będzie jednym z jej pierwszych poza granicami Anglii.

La Luz.
Trzy lata temu panie zdobyły przychylność krytyków i fanów albumem "Weirdo Shrine", dla którego główną inspiracją był wyprzedawany w Polsce przy każdym kolejnym dodruku komiks "Black Hole" Charlesa Burnsa, a producentem został nie kto inny, jak dzisiejszy guru garażowych brzmień - Ty Segall. Najnowszy album - "Floating Features" - ukaże się 11 maja, a festiwal Soundrive będzie jednym z pierwszym miejsc w Europie, gdzie będziecie mogli usłyszeć go na żywo. Czy warto? Może przekonają was słowa Lindsay Hood z serwisu Pitchfork: "To frustrujące, że płyta nie oddaje w pełni energii koncertów La Luz, na których członkinie zespołu uprawiają crowd surfing i proszą publiczność, żeby zrobiła miejsce na taniec w stylu programu Soul Train".

Oy

Gdyby Wakanda istniała nie tylko w świecie komiksów i filmów Marvela, jej etniczna muzyka najprawdopodobniej przypominałaby twórczość duetu Oy. To niezwykłe połączenie współczesnej elektroniki z plemiennym, psychodelicznym transem wymyka się wszelkim klasyfikacjom gatunkowym. Na łamach magazynu Rolling Stone zostali nazwani "cybernetyczną dżunglą dźwiękową", a serwis Afropunk wieszczył: "To nowe brzmienie, które może sprawić, że przyszłość będzie nieco bardziej kolorowa".

Za tym unikalnym mezaliansem inspiracji stoją dwie nietuzinkowe postacie. Joy Frempong urodziła się w Ghanie, większość życia spędziła w Szwajcarii, a od kilku lat mieszka w Berlinie. Chłonęła brzmienia wszystkich tych miejsc, wiązała się z projektami dubowymi, hip-hopowymi, improwizowaną elektroniką, aż wreszcie stanął na jej drodze tajemniczy perkusista - Lleluja-Ha, znany także z solowego przedsięwzięcia Sun of Moon oraz z działalności orkiestralnej, filmowej i teatralnej. Nic więc dziwnego, że Oy to uczta zarówno dla uszu, jak i dla oczu, a ich występy są przepełnionymi emocjami i tańcem spektaklami.



Baltra
Baltra to malutka wyspa w archipelagu Galapagos należąca do Ekwadoru. Nie wyróżnia się niczym szczególnym. Nowojorczyk Michael Baltra tworzy unikatowe, bardzo własne brzmienie, które trudno pomylić z muzyką innych artystów. Delikatna, emocjonalna, oparta na rytmach 4/4, czasami rozlewająca się w ambientowe pasaże, innym razem finezyjnie pocięta. Zdecydowanie najbliżej jej do low fidelity house czy - jak wolą inni - cloudy house, który przeżywa obecnie swoje mocne pięć minut. W ciągu ostatnich kilku lat Baltra wyrósł na czołowego przedstawiciela tej sceny, głównie za sprawą wysokiej jakości setów djskich, jak i własnych, oryginalnych produkcji. Świadczą o tym wyniki wyświetleń jego jak dotąd największego przeboju - "Fade Away" - który na YouTube obejrzało już ponad dwa miliony osób, a także wydawnictwa dla labeli Off Paradise, Lost Palms, Tape Throb czy 96 & Forever. Na Soundrive Baltra zagra elektryzujący live act na zakończenie pierwszego dnia festiwalu.

Princess Chelsea
Sukces zazwyczaj przychodzi niespodziewanie. Przekonała się o tym nowozelandzka wokalistka Chelsea Nikkel, której nawet nie śniło się, że utwór "The Cigarette Duet" (nagrany w duecie z Jonathanem Bree) wyśrubuje wynik ponad czterdziestu milionów wyświetleń w serwisie YouTube. Media nie pozostały ślepe na tak spektakularne osiągnięcie, a niedługo później do twórczości Princess Chelsea przyległy tak fantazyjne opisy, jak "kołysanki dla rodziny Addamsów" czy "ścieżka dźwiękowa do starego disneyowskiego filmu połączona z Kraftwerk z Enyą w składzie grającym w kosmosie do Nędzników".

boy pablo
Pablo urodził się w Norwegii dziewiętnaście lat temu, ale jego korzenie sięgają do słonecznego Chile, które odcisnęło wyraźne piętno na skromnych, nostalgicznych utworach. Dziennikarze najczęściej przyrównują ten styl do Maca DeMarco czy Mild High Club, a serwis i-D poszedł o krok dalej i znalazł kulinarny odpowiednik dla muzyki Boy Pablo: Niechlujny podwójny cheeseburger z dodatkiem pikantnych frytek, które oddają, kiedy próbujesz je ugryźć.

W lipcu Boy Pablo wyrusza na pierwszą trasę koncertową po Stanach Zjednoczonych, a 1 września będziecie mogli zobaczyć go na scenie Soundrive Festival 2018.

Thot
Jeżeli chodzi o tworzenie oryginalnej, nietuzinkowej muzyki, to Belgia jest dzisiaj jednym z najciekawszym miejsc w Europie. Stąd pochodzą chociażby ubiegłoroczni uczestnicy festiwalu - Brutus oraz SX, a także tegoroczni goście - Thot. Wątek europejski jest zresztą bardzo ważny w najświeższej twórczości zespołu, każda z kompozycji z ubiegłorocznego albumu ("Fleuve") została zatytułowana na cześć jednej z rzek przecinających nasz kontynent. Nie zabrakło także akcentu polskiego - drugi, singlowy utwór nazwano "Odra".

Dla brzmienia Thot nie ma wystarczająco celnej nazwy. Recenzenci zauważają w ich pomysłach naleciałości z industrialnego rocka, post-metalu czy punk rocka i pewnie każde z tych spostrzeżeń jest słuszne, o ile dodamy do niego autorską wizję, w ujarzmieniu której pomagał producent - Magnus Lindberg, współzałożyciel zespołu Cult of Luna. Występ Thot na pewno będzie jednym z najgłośniejszych momentów Soundrive Festival 2018.

Japanese Breakfast
Michelle Zauner napisała debiutancki album Japanese Breakfast w kilka tygodni po śmierci matki. Miał to być rodzaj oczyszczenia, odnalezienie spokoju po utracie bliskiej osoby i pomoc w powrocie do codzienności, ale przytłaczająco pozytywne recenzje ściągnęły na "Psychopomp" uwagę słuchaczy na całym globie, a w konsekwencji sprawiły, że wokalistka ostatecznie porzuciła wcześniejszy projekt - emo-rockowe Little Big League - na rzecz kariery solowej.

W ubiegłym roku Zauner opublikowało drugi krążek, "Soft Sounds from Another Planet", który w serwisie Metacritic uzyskał znakomitą średnią w wysokości 83 punktów. Na łamach The Guardian można było przeczytać o nim: "Szeroka paleta dźwięków odzwierciedla sposób, w jaki dotkliwa strata może natężyć wrażliwość zmysłów. Syczące electro, mglisty shoegaze, funkowe linie basowe, elektronika, a nawet saksofonowe solo przypominające pop z lat 80. tworzą razem słodko-gorzką, jednocześnie radosną i smutną ścieżkę dźwiękową".

Występ Japanese Breakfast podczas festiwalu Soundrive będzie pierwszą wizytą Michelle Zauner w Polsce.

DJ Boring
W 2016 roku jednym z najważniejszych wydarzeń w szeroko rozumianej popkulturze była premiera serialu "Stranger Things", który w zaledwie kilka tygodni uzyskał status kultowego, przywracając do łask jedną z najbardziej wyrazistych aktorek lat dziewięćdziesiątych - Winonę Ryder. Hype na Winonę zaczął się na nowo także za sprawą artysty, którego dzisiaj ogłaszamy w ramach festiwalu Soundrive. Chodzi rzecz jasna o DJ-a Boringa.

Jego utwór "Winona" stał się jednym z najchętniej granych w 2016 roku. Oparty na prostym rytmie z wplecionymi acidowymi dźwiękami oraz zsamplowanym wywiadem Winony z 1999 roku, stał się przebojem wśród wielbicieli alternatywnych, tanecznych dźwięków a tekst "You are not pretty enough to be an actress. You have to find something else that you want to do" ulubionym hasłem powtarzanym jak mantra wśród bywalców klubów w Londynie, Berlinie i na całym świecie.

Tristan Hallis, bo tak naprawdę nazywa się Boring, szybko stał się rozchwytywanym i zapraszanym na festiwale w całej Europie producentem. Razem z Ross From Friends, DJ-em Seinfeldem i Baltrą został twarzą nowego muzycznego szaleństwa, które dziennikarze ochrzcili nazwą "lo-fi house". DJ Boring zademonstruje swoje umiejętności 30 sierpnia na scenie Ulicy Elektryków.

CRIMER
Lata 90. powróciły i mają się doskonale! Alexander Frei wygląda jak żywcem wyciągnięty z plakatów Bravo, jakie dwadzieścia pięć lat temu wieszaliście nad łóżkami, a co istotniejsze - brzmi dokładnie tak samo, jak pop z tamtych czasów.

Zaczynał jako członek kościelnego chóru, a gdy już przyszła pora na karierę solową, nieskromnie przybrał pseudonim... Batman. Może nie udało mu się dzięki temu przykuć uwagi świata, ale zainteresowali się nim prawnicy DC Comics, co w rezultacie doprowadziło do zmiany pseudonimu na Crimer.

W tym roku ukazał się debiutancki album wokalisty ("Leave Me Baby"), który największą karierę robi w Szwajcarii i Niemczech. Serwis Music Feels Better Together napisał o nim tak: "Nie ma tu ani jednej piosenki, której bym nie lubił", z kolei na łamach Platten Tests można było przeczytać: "Crimerowi udało się stworzyć album z gęstą atmosferą, który nie jest może arcydziełem, ale daje za to wiele radości".

Występ Crimera na festiwalu Soundrive będzie jego pierwszą wizytą w Polsce. Jeżeli lubicie niebanalny, ale też wolny od eksperymentów pop, to zakochacie się od pierwszego wejrzenia.

Death in Rome
Zastanawialiście się kiedyś, jak brzmieliby Haddaway, Rihanna, Technotronic albo Miley Cyrus, gdyby nagrywali neofolk? Prawdopodobnie nie, ale właśnie taki pomysł przyświecał muzykom niemieckiego Death in Rome, którzy połączyli stylistykę Death in June oraz Rome, projektu Jérôme'a Reutera, z popowymi przebojami z przeróżnych dekad.

Odgrywanie coverów może kojarzyć się z festynami, ale przypadek Death in Rome jest szczególny. Ich aranżacje znanych na całym świecie hitów w skrajnym stopniu odbiegają od oryginałów, pozostawiając jedynie elementy melodii oraz teksty. Dzięki temu "Lambada" brzmi jak apokaliptyczny utwór o końcu świata, a "Last Christmas" zamiast ducha świąt, wywołuje depresję.

Death in Rome wystąpi 31 sierpnia w kameralnym otoczeniu sceny Slipway, gdzie piosenki z dzieciństwa poznacie na nowo, w zaskakująco emocjonalnym wydaniu.

Holy Motors
Debiutancki album estońskiego zespołu brzmi jak długa, samotna podróż samochodem w księżycową noc z dodatkiem mnóstwa gitarowego pogłosu" - tymi słowami serwis Pitchfork zachęca do sięgnięcia po "Slow Sundown", które od pierwszych sekund fascynuje dream popowym, leniwym tempem; shoegazowym połączeniem hałaśliwości z subtelnością i przede wszystkim chłodnym, a zarazem podszytym emocjami głosem wokalistki Elianny Tulve.

Szkoda, że David Lynch nie natrafił na muzykę Holy Motors przed rozpoczęciem zdjęć do trzeciego sezonu "Twin Peaks". Ich twórczość idealnie pasowałaby do gęstej, tajemniczej atmosfery serialowego baru Roadhouse, gdzie występowali między innymi Chromatics czy Nine Inch Nails. Nic jednak straconego - stoczniowa, postindustrialna przestrzeń ma równie intrygujący czar, dzięki czemu wszyscy będziemy mogli poczuć się jak mieszkańcy najdziwniejszego miasteczka na Ziemi.

Kelvyn Colt
Najpierw była Nigeria, później emigracja do Berlina, a na końcu przeprowadzka do Londynu. Każde z tych miejsc odcisnęło wyraźne piętno na Kelvynie Colcie, co w jego utworach słyszalne jest chociażby za sprawą trzech splecionych ze sobą języków - niemieckiego, angielskiego i francuskiego. Na tym raper zbudował swoje kredo: "Moje istnienie jako artysty dedykowane jest udowadnianiu wam, że nie musicie podążać tradycyjną ścieżką. Nie musicie ani muzycznie, ani wizualnie dopasowywać się do żadnej kliki, kręgu albo sceny. Po prostu róbcie swoje, jeżeli nic innego nie jest dla was wystarczająco naturalne".

Niewiele brakowało, a historia dwudziestoczteroletniego Colta potoczyłaby się zupełnie inaczej. Jeszcze kilka lat temu studiował prawo na jednej z prestiżowych, niemieckich uczelni, ale wszystko zmieniło się, kiedy poleciał do Wielkiej Brytanii na dodatkowe kształcenie w zakresie działalności biznesowej. Zamiast zręcznego wypełniania dokumentów, zgłębiał lokalną scenę muzyczną, co w połączeniu z pasją do twórczości 2Paca, Kid Cudiego i Sade pozwoliła wytyczyć inny cel. Cel, który właśnie zaczyna osiągać.

Leon Vynehall
"Mistrzowskie rzemiosło", "niezwykły talent" - tak serwisy muzyczne Pitchfork i Mixmag określają kolejnego artystę festiwalu Soundrive. To Leon Vynehall, DJ i twórca, którego EPka "Music For the Uninvited" została okrzyknięta jednym z najlepszych wydawnictw 2014 roku. Jej kontynuacja - "Rojus" - dwa lata później znalazła się we wszystkich najważniejszych podsumowaniach muzycznych, zdobywając miano "Best New Music" portalu Pitchfork, a także wyróżnienia dla najlepszego albumu w wielu serwisach, w tym Resident Advisor. Sety Vynehalla'a zawsze zaskakują eklektyzmem, połączeniem klasycznego disco z hip-hopem oraz autorskimi produkcjami. Są szczere, grane z płyt, które Vynehall kocha najbardziej.

Soundrive będzie gościć Leona Vynehalla w szczególnym dla niego momencie. W połowie czerwca nakładem Ninja Tune ukazuje się debiutancki album - "Nothing is Still", który na nowo określi jego muzyczną drogę. Gdzie nas zaprowadzi tym razem? Do usłyszenia 1 września na Ulicy Elektryków.

HMLTD
Wielbiciele post-punka, techno, szminek i kolorowych ciuchów, którzy całe dnie przesiadują w bunkrze bez okien, by tworzyć coraz to dziwniejsze pomysły. Jeszcze nie wydali długogrającego albumu, a już musieli stanąć przed sądem, gdy potentatom z McDonald's nie spodobała się ich oryginalna nazwa - Happy Meal Ltd. Dodajmy jeszcze, że wokalista nosi bardzo swojskie nazwisko - Henry Spychalski - i właściwie trudno nie odczuć sympatii.

Najważniejsza pozostaje jednak muzyka, którą brytyjski magazyn NME określił jako: "bezpośredni sado-glam i hiper-indywidualistyczny artpop". Jeszcze ciekawiej prezentują się na żywo - czasami koncert może przypominać horror klasy B, kiedy indziej starogreckie dionizje. "Chcemy angażować publiczność w taki sposób, w jaki nie robi tego nikt inny. Chcemy, żeby ludzie stali się częścią czegoś postępowego. Czegoś, co ma cel" - przekonuje Spychalski. Jeżeli czujecie, że to słowa skierowane właśnie do was, festiwal Soundrive będzie pierwszą okazją w Polsce, by przyłączyć się do szalonej trupy HMLTD.

Himalayas

Brytyjski rock jeszcze nie zginął, a młode pokolenie nie zamierza tworzyć w cieniu utytułowanych kolegów po fachu. Jednym z najciekawszych tegorocznych objawień jest natomiast walijskie Himalayas, które talentem do pisania przebojowych utworów wywalczyło sobie stałe miejsce w playlistach BBC Radio 1.

Niczego więcej od indie rockowego zespołu nie moglibyście oczekiwać - grają chwytliwe melodie, świetne gitarowe solówki i ekstremalnie uzależniające refreny, a w dodatku potrafią wszystko to w wyjątkowo energetyczny sposób zaprezentować na scenie. "Himalayas zakasało rękawy, zaatakowało riffami i uderzyło prosto w tłum za pomocą unikalnego, ostrego jak brzytwa, bluesującego rocka" - tak występ grupy na teksańskim festiwalu SXSW relacjonował dziennikarz BBC Music.

Muzycy Himalayas pracują aktualnie nad debiutanckim albumem, a występ podczas festiwalu Soundrive będzie pierwszą okazją, by zobaczyć ich w Polsce.

GAIKA

Gotycki dancehall, elektroniczny industrial, wpływy brytyjskich soundsystemów reggae, przemyślenia filozoficzne i polityczne, a także medytacja nad własną tożsamością - z tych składników Gaika ulepił fascynującą, artystyczną osobowość, którą po raz pierwszy odsłonił przed publicznością na mixtapie "Machine" z 2015 roku. Mimo dużego zainteresowania, długo nie mógł podpisać kontraktu wydawniczego, co w jego odczuciu wynikało z trudności z zaszufladkowaniem nietypowego brzmienia tworzonych przez niego nagrań. "Ludzie nie wiedzą, co z tym zrobić [...]. Jeżeli jesteś czarnym kolesiem, powinieneś grać albo grime, albo reggae, albo R&B [...]" - opowiadał w jednym z wywiadów.

Wreszcie jednak znalazła się wystarczająco otwarta wytwórnia i to nie byle jaka, bo Warp Records, które reprezentuje między innymi Aphex Twin, Boards of Canada czy Flying Lotus. W lipcu do jej katalogu dołączy album "Basic Volume", który według zapowiedzi ma wchłaniać przeróżne gatunki muzyczne i wypluwać je w zupełnie nowej formie. Gaika mówi o nim natomiast: "Zbiór alchemicznych przypowieści dla wszystkich imigrantów, którzy wędrują po Ziemi w poszukiwaniu własnych osobowości". Na żywo to wyjątkowe misterium będzie można po raz pierwszy usłyszeć właśnie na festiwalu Soundrive w Gdańsku.

Rejjie Snow

Po wyprzedanym koncercie w Warszawie Rejjie Snow wraca do Polski, tym razem na występ w ramach Soundrive Festival 2018.

Jako rodowity Irlandczyk (o nigeryjsko-jamajskich korzeniach) Alex Anyaegbunam nie miał łatwej drogi do wyrobienia sobie nazwiska w hip-hopowym świecie. W kraju niemal całkowicie zdominowanym przez muzykę rockową trudno jest zrobić dużą karierę, więc w 2013 roku raper przeniósł się do Londynu, gdzie szybko zaprzyjaźnił się z Loylem Carnerem i Kingiem Krule (u tego drugiego przez jakiś czas nawet pomieszkiwał). Snow miał co udowadniać, ale postawienie wszystkiego na jedną kartę okazało się słuszną decyzją.

Pierwszym poważnym sukcesem był teledysk "All Around the World", którego popularność w serwisie YouTube przykuła uwagę samej Madonny. Królową Popu do tego stopnia zafascynowała twórczość Rejjiego, że zaprosiła go do udziału w trasie Rebel Heart Tour. Później było już tylko lepiej - koncerty u boku Kendricka Lamara, niezliczone festiwale w całej Europie i wreszcie tegoroczna premiera debiutanckiego albumu - "Dear Annie", któremu serwis NME przyznał maksymalną notę i opisał jako "oszałamiającą odyseję przez hip-hop, R&B, pop i jeszcze dalej.

Promiseland

"Przyszły książę anarchii" - taki tytuł Promiseland, czyli Johann Rashid, otrzymał od Juliana Casablancasa. Na pochwałach jednak się nie skończyło, bo właśnie w wytwórni lidera The Strokes - Cult Records - Australijczyk rezydujący w Nowym Jorku niedługo wyda debiutancki album. Nie oczekujcie jednak indie rockowym riffów, tę maszynę napędza industrialne szaleństwo rodem z lat 90.

Być może nie słyszeliście dotąd o Promiseland, na facebooku jego profilu polubiło niespełna tysiąc osób, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że to właśnie o nim będziecie opowiadać znajomym po Soundrive Festival 2018. W końcu wspinanie się na elementy sceny, skakanie po barze czy przemierzanie klubu na rękach w rytm agresywnych bitów to nieczęsty widok, ale nie obawiajcie się - nawet gdyby zrezygnować z całej tej otoczki zostałaby świetna muzyka, którą portal NME wymienił w zestawieniu Essential New Music for 2018

Rosalie.

Polskie kino gatunkowe, polski program kosmiczny, polskie R'n'B - co łączy te trzy rzeczy? Właściwie nie istnieją, a przynajmniej nie istniały do niedawna, bo Rosalie Hoffman wzięła sprawy w swoje ręce i zadbała o to, żeby ostatnie z tych zjawisk zyskało nowe życie.

W jej wizji z jednej strony ważny jest powrót do muzyki z przełomu lat 80. i 90., z drugiej rozwiązania czerpiące pełnymi garściami ze zdobyczy współczesnej elektroniki, a o tym, że efekt jest znakomity świadczyć może chociażby zwycięstwo w pierwszej edycji plebiscytu Sanki organizowanego przez Gazetę Wyborczą. Jarosław Szubrycht napisał wówczas o wokalistce: "Nie wiemy, czy Rosalie zwiastuje narodziny polskiej sceny R'n'B. Nie wiemy nawet, jak ona sama sobie poradzi, ale wierzymy, że daleko zajedzie - o to przecież w Sankach chodzi" i o to chodzi także w Soundrive Festival, aby prezentować utalentowanych, młodych twórców z Polski i z innych zakątków świata.

LASY

Maciej Wojcieszkiewicz to doświadczony producent, który od lat tworzy eksperymentalną elektronikę pod szyldem Stendek. Ma jednak również bardziej przebojowe oblicze, ujawnione najpierw na albumie "Bang!" Reni Jusis, a później zniekształcone w nieoczywistym brzmieniu jego najnowszego twory - Lasach.

O jego debiutanckim albumie, "Little Giant" napisano: "Kontrasty są wyraźne - Wandering "Arrow Creatures" wymagają nieco bardziej wprawionego ucha, któremu niestraszne będą trudne do zanucenia dźwięki". O wszystkim tym będziecie mogli się przekonać podczas wyjątkowego koncertu na Soundrive Festival 2018, bo tym razem Wojcieszkiewicz wystąpi nie tylko z perkusistą i stałym współpracownikiem, Jackiem Prościńskim, dołączą do niego wokaliści oraz wokalistka - MaJLo, Lari Lu i Baasch. Takich Lasów jeszcze nie słyszeliście.

Khra Daliva

Od początku istnienia Soundrive Festival stawiamy na odkrywanie nowych talentów, zarówno zagranicznych, jak i polskich. Odkryciem, które w tym roku z dumą prezentujemy jest Khra Daliva - artystka o korzeniach sięgających Filipin, którą niejednokrotnie występowała na gdańskich ulicach wyposażona wyłącznie w gitarę akustyczną.

Przełomem w jej działalności okazał się utwór "Mistakes", od początku do końca nagrany wyłącznie przy użyciu telefonu komórkowego. "Koniec wymówek. Nie ma sprzętu? Telefon, flagowiec sprzed sześciu lat wystarczy. Nie ma pieniędzy? Leżą na ulicy. Podniesiesz je swoim zaangażowaniem" - przekonuje Daliva. Odważne posunięcie popłaciło - "Mistakes" można było usłyszeć między innymi w radiowej Czwórce.

Na razie to jedyny utwór z jej nowego, łączącego brzmienia akustyczne z elektronicznymi projektu. Rejestrowanie EPki trwa, a Soundrive Festival 2018 będzie pierwszą okazją, by usłyszeć ją na żywo.

JAD

Śmierć punk rocka zwiastowana jest od 1978 roku, czyli tuż po jego komercyjnym sukcesie. Tymczasem minęło czterdzieści lat i wciąż pojawiają się nowe, wściekłe, zaangażowane w sprawy społeczne i pełne sprzeciwu zespoły, na przykład trójmiejsko-warszawski Jad. W składzie tej grupy nie znajdują się jednak nowicjusze, lecz postacie znane z między innymi The Stubs, Government Flu, Drip of Lies czy Calm the Fire.

"Istnieje już jeden zespół o nazwie Jad - w oparciu o wczesny punk rock wymyślili black metal i po dziś dzień pozostają wierni karkołomnemu graniu z pogranicza. Polski Jad ma bardzo podobne preferencje i nawet jeżeli nazwa nie jest intencjonalnym nawiązaniem do Venom, w brzmieniu obydwu zespołów łatwo można doszukać się cech wspólnych. To bardzo archaiczne granie, ale przecież w muzyce nie chodzi o wyścigi na innowacyjność. Dla mnie autentyczna wściekłość tych pięciu utworów jest znacznie istotniejszą wartością" - tak przed rokiem o zespole pisał portal Soundrive.pl, a jak to wypada na żywo, przekonacie się 30 sierpnia.

KELVYN COLT

Najpierw była Nigeria, później emigracja do Berlina, a na końcu przeprowadzka do Londynu. Każde z tych miejsc odcisnęło wyraźne piętno na Kelvynie Colcie, co w jego utworach słyszalne jest chociażby za sprawą trzech splecionych ze sobą języków - niemieckiego, angielskiego i francuskiego. Na tym raper zbudował swoje kredo: "Moje istnienie jako artysty dedykowane jest udowadnianiu wam, że nie musicie podążać tradycyjną ścieżką. Nie musicie ani muzycznie, ani wizualnie dopasowywać się do żadnej kliki, kręgu albo sceny. Po prostu róbcie swoje, jeżeli nic innego nie jest dla was wystarczająco naturalne".

Niewiele brakowało, a historia dwudziestoczteroletniego Colta potoczyłaby się zupełnie inaczej. Jeszcze kilka lat temu studiował prawo na jednej z prestiżowych, niemieckich uczelni, ale wszystko zmieniło się, kiedy poleciał do Wielkiej Brytanii na dodatkowe kształcenie w zakresie działalności biznesowej. Zamiast zręcznego wypełniania dokumentów, zgłębiał lokalną scenę muzyczną, co w połączeniu z pasją do twórczości 2Paca, Kid Cudiego i Sade pozwoliła wytyczyć inny cel. Cel, który właśnie zaczyna osiągać.

DTEKK / KONDENSATOR PRZEPŁYWU

Niezwykła przestrzeń warsztatu elektrycznego W4 zamieni się podczas Soundrive Festival 2018 w ambientową scenę CARGO. 30 sierpnia zagrają na niej Dtekk, jeden z najbardziej konsekwentnych polskich DJ-ów i twórca salonu ambientu orazKondensator Przepływu, trio audiowizualne, tworzące muzykę filmową i ilustracyjną uzupełnioną niezwykłymi animacjami


Więcej informacji wkrótce...



Informacja o biletach

  • Bilet normalny
    99 zł
Karnet 3-dniowy: 179 zł - WYPRZEDANE
Bilety 1-dniowe: 99 zł

Przeczytaj także