Gomoku Opinie o spektaklu

Gomoku

Opinie (5)

  • Kocha nie kocha (1)

    Według starych, polskich przesądów bociany przynoszą szczęście. Jeśli pierwszy bocian, jakiego zobaczymy wiosną, stoi lub chodzi, to znaczy, że nic ciekawego i

    ekscytującego się w danym roku

    rozwiń...

    Według starych, polskich przesądów bociany przynoszą szczęście. Jeśli pierwszy bocian, jakiego zobaczymy wiosną, stoi lub chodzi, to znaczy, że nic ciekawego i

    ekscytującego się w danym roku

    nie wydarzy. Natomiast przeciwnie rzecz ma się z bocianem lecącym – on przynosi natchnienie, oznacza wzbijanie się na wyżyny lub podróżowanie. Ja pierwszego bociana tej wiosny już ujrzałam, na przedstawieniu „Gomoku” i dziękuję bo z pewnością reżyser, Ida Bocian wzniosła się na wyżyny. Jej przedstawienie płynęło wartko i leciało wysoko, za co jestem osobiście wdzięczna, gdyż wróży mi to dobry rok i podejrzewam, że teatrowi

    Scenie Off de Bicz także.


    Jednak nie od razu zauroczyło mnie „Gomoku”. Gdy na scenie pojawili się aktorzy: Magdalena Bochan-Jachimek i Tomasz Karwan i siedząc na krzesłach zaczęli się do siebie krzywić i „prychać”, byłam lekko poirytowana. Widzowie zaczęli

    kręcić się na krzesłach, bo wydawało się, że oto nadciąga godzinna nuda. Jednak po kilku minutach było już lepiej, a później jeszcze lepiej, by w końcu stwierdzić, że tak naprawdę było wspaniale. Zastanawiałam się, skąd to uczucie irytacji i stwierdzam z całą powagą i śmiałością, że po prostu przedstawienie do mnie przemówiło i to tak jasno, że zwyczajnie wstydziłam się do tego przyznać.


    Ta prosta historia związku dwojga ludzi była bowiem niezwykle prawdziwa. Uczucia obnażane krok po kroku, bez zbędnego patosu, którym epatuje większość przedstawień tematycznie zbliżonych. Wszędzie, gdzie pojawia się temat miłości, mamy do czynienia z plastikowym, ogólnie dostępnym w telewizji światem, udręką nam nieznaną, nierealną, bo rodem z seriali, z dramatami w większości albo powierzchownymi albo tak zagmatwanymi, że właściwie nie wiadomo, czy były one opowieściami o uczuciach normalnych, zdrowych na umyśle istot, czy też kosmicznych lub też cybernetycznych stworzeń.



    W „Gomoku” aktorzy obnażali nie tyle swoje uczucia, co strach przed ich wypowiedzeniem. I tak oto pojawił się znany ogólnie ludzkości dylemat, kto kocha bardziej - czy ten kto pierwszy to powiedział? Albo – dlaczego nie mówi, że kocha? Czy to jakiś wstyd? Dlaczego ludzie są tak diabelnie dumni, a może po prostu głupi? A może zwyczajnie niczego nie czują? Dlaczego, jeśli kochają, to nie mówią o tym, nie pozwalając w ten sposób wejść związkowi na wyższy, wspanialszy etap?


    Prawdą tego spektaklu jest oczywisty strach przed obnażaniem swoich uczuć, ale daje nam ono także jasną wskazówkę, że szkoda czasu na owijanie w bawełnę, że należy porzucić głupią dumę i wyznać, co się czuje, bo inaczej związek może się zwyczajnie rozpaść. Dziwi to kogoś? Być może. Jednak w„Gomoku” mówi się o tym, że nawet największa miłość potrzebuje słów i wyznania To bardzo ważne, żeby to powiedzieć i bardzo ważne, aby to usłyszeć. Czasami, aby wyleczyć się ze starych ran albo poczuć się bezpiecznie w ramionach ukochanej osoby, a czasem zwyczajnie po to, aby było nam lepiej, bo gdy wszystko jest jasne i powiedziane otwarcie, to nie ma obawy przed wspólnym, trudnym przecież życiem.


    To wszystko zauważyła reżyserka „Gomoku”. W ciekawy sposób zabrała się do tego prozaicznego na pozór tematu. Wykorzystała do tego celu starożytną grę japońską, w której dwoje graczy ustawia na planszy po pięć kamieni swojego koloru. Wygrywa ten, który zrobi to pierwszy. Tylko, że nie o wygraną chodziło w relacji dwojga ludzi, kochających się w „Gomoku”, ale o remis, który gwarantował wspólną, pogodną

    przyszłość.


    Mądre i czułe przedstawienie o miłości było także okraszone subtelną muzyką i prostą scenografią w postaci dużej czerwonej planszy i dwóch drewnianych stołków. I to w zupełności wystarczyło, bo tematem przewodnim i głównym bohaterem „Gomoku” miała być miłość. Wielkie gratulacje za to piękne przedstawienie dla świetnej Idy Bocian i wszystkich, których wymieniła w podziękowaniach po spektaklu. Dołączam się do nich osobiście.



    Aleksandra Prokop

    • 0 0

    • recenzja ala wytłumaczę wam o co chodzi

      dzięki, zatem już na to nie idę

      • 0 0

  • to nie ten teatr...

    niestety spektakl mnie rozczarowal. po Julii ktora widzialam i byla pelna zwrotow i interesujacego podejscia, ten spektakl jest pozbawiony wszystkiego czego zaznalam wtedy - strasznie banalny. Przy Julii czulam sie nia i rozumialam bohaterke. Tu - przykro mi to stwierdzic - czekalam na prawde, nie doczekalam sie.

    • 0 0

  • Hah (1)

    Byłem na pokazie przedpremierowym. Nawet niezły spektakl.

    • 0 0

    • tak? a jak ja razem z kolegami chcieliśmy na to pójść, to takiej opcji nie było, ehh ;/

      • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.