Opinie (6)

  • Janek Anderson

    to super muzyk. Jethro Tull pierwszy raz słyszałem w latach siedemdziesiątych XX wieku. Niesamowity wokal i cudowne dźwięki fletu. Warto iść na ten koncert.

    • 12 0

  • Będę na tym koncercie.

    • 5 0

  • Ian Anderson ma już 69 lat a jego Jethro Tull lat 49.

    Słucham jego muzyki od lat siedemdziesiątych. Pamiętam jak w maju 1982 dostałem cynk, że następnego dnia w sklepach pokaże się wydany przez Tonpress licencyjny album "Stormwatch". Choć za trzy dni zaczynały się moje

    Słucham jego muzyki od lat siedemdziesiątych. Pamiętam jak w maju 1982 dostałem cynk, że następnego dnia w sklepach pokaże się wydany przez Tonpress licencyjny album "Stormwatch". Choć za trzy dni zaczynały się moje egzaminy maturalne ruszyłem do EMPiKU na ul. Ogarnej. W sklepie było tzw. przyjęcie towaru. Po dwóch godzinach czekania o godz 15 z minutami stałem się szczęśliwym posiadaczem czarnego krążka. Mam go do dzisiaj,
    Ciekawostka: EMPiK dostał tylko 20 sztuk tej płyty. Takie to były czasy.

    • 8 0

  • Ian Anderson

    Panie Janie dziękuję za wspaniałą muzykę. Dziekuję za koncert w Sopocie w 2007. To była uczta muzyczna. Do zobaczenia za kilka dni.

    • 4 0

  • A ja

    oglądam koncerty Jethro Tull na You Tube. Do Sopotu za daleko. A szkoda.

    • 0 0

  • Jethro Tull w najwyższej formie

    Byłem na tym koncercie i nasuwa mi się kilka uwag. Występ Mistrza z zespołem - genialny. Grupa "przedskoczków" przed koncertem prezentowała, niestety, poziom ligi podwórkowej. Wiało nudą i wymęczonym na siłę brzmieniem.

    Byłem na tym koncercie i nasuwa mi się kilka uwag. Występ Mistrza z zespołem - genialny. Grupa "przedskoczków" przed koncertem prezentowała, niestety, poziom ligi podwórkowej. Wiało nudą i wymęczonym na siłę brzmieniem. Niby wszystko się zgadzało: grać warsztatowo umieli, wokalista śpiewał poprawnie, zachowanie skromne i kulturalne... ale ten rodzaj muzyki po prawdziwych słuchaczach weteranach pamiętających złote lata 70-te spływał jak woda deszczowa. Kakofonie typu "ściana dźwięku" były po prostu męczące. Zabrakło tej zwyczajnej iskry bożej talentu kompozytorskiego. Wszystkie utwory na jedno kopyto. Czekaliśmy po prostu na koniec tej części. Spora grupa spędzała ten czas przy barze i ci, chyba nic nie stracili. Ian Anderson pokazał, że jest profesorem w swoim fachu (ma 2 doktoraty, zresztą - i to nie "honoris causa"). Trochę z głosem już nie szalał i nie ciągnął wysokich rejestrów, ale w jego muzyce nie to jest najważniejsze. Instrumentalnie muzycy Tull pokazali najwyższą klasę. W tym całym obrazie koncertu denerwujące było tylko nieustanne szwendanie się ludzi do baru po piwo i zakłócanie nastroju słuchaczy. Uważam to za skandal organizacyjny. Podczas głównego koncertu sprzedaż piwa powinna zostać WSTRZYMANA.

    • 2 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.