Paw królowej Opinie o spektaklu

Paw królowej

Opinie (3)

  • W sumie po festiwalu...

    Świadom jestem płytkości intelektualnego ujęcia ale cenię niezwykłe walory estetyczne krakowskiej produkcji - ponoć w Krakowie ten spektal szybko zyskał miano kultowego i to chyba nie bez powodu. Nie wiem dlaczego tak się zwykle składa, że najciekawsze artystyczno-intelektualne wytwory sączą się zazwyczaj z Krakowa.

    • 0 0

  • Bez rewelacji

    Nie polecam.

    • 1 3

  • Teatr Stary z Krakowa puścił niezłego pawia

    Teatr Stary z Krakowa puścił przed widzami niezłego pawia, paw gulgocze a następnie rozpościera powoli swój piękny ogon tak, że mienią się w nim wszystkie barwy i kształty współczesności. Posługując się bardzo prostymi

    Teatr Stary z Krakowa puścił przed widzami niezłego pawia, paw gulgocze a następnie rozpościera powoli swój piękny ogon tak, że mienią się w nim wszystkie barwy i kształty współczesności. Posługując się bardzo prostymi środkami wyrazu, głosem i r******i ciała artyści uzyskali tu niezwykły efekt estetyczny. Pejzaż powstał z kolażu różnych elementów codziennych doświadczeń, wszystko ujęte w kilka wątków, z których ciekawsze to przygody brzydkiego dziewczęcia i scenki z życia artystów szukających sukcesu w mediach. Do tego mamy sportowe ubranka do tenisa (czwórki aktorów przygotowanych niejako do gry w debla) i scenografię, która prezentuje nam skrzyżowanie boiska do squasha ze studiem nagrań (choć mi bardziej przypominało to skrzyżowanie sali gimnastycznej lub może siłowni z łazienką - dwa miejsca gdzie dzisiejsze kobiety przebywają bez końca w celu kształtowania swej cielesności) oraz kilka manekinów na uboczach. Trzeba przyznać, że to wszystko robi bardzo dobre wrażenie. Rytmiczne, szybkie (niczym w squashu) monologi i ruchy sceniczne - bo nie ma w zasadzie dialogów - przypominają nieustający śpiew pawia - na taki pawi "śpiew" faktycznie wszystkie wokalne dzwięki od początku są ustylizowane; a może przypominają też rytm hip-hopu albo rapowania. Na tym jednak chwalenie zaczyna się kończyć. Całość bazuje na tekście pochodzącej z trójmiasta Doroty Masłowskiej (chyba mogę Wejherowo zaliczyć do trójmiasta skoro dojeżdża tam kolejka skm) napisanym ponoć gdy była studentką kulturoznastwa w Warszawie. Stąd też sceny jakie widzimy to świat widziany oczami młodej kobiety. Masłowska bawi się słowami jak dziecko i zjadliwie, ze swojską wulgarnością, krytykuje wszystko co ją otacza (ocenianie kobiet przez pryzmat urody; popkulturę, anarchistyczną cyberkulturę, kariery medialne, "warszawkę" gdzie wyjechała na studia, różne elementy codziennych przyziemnych doświadczeń od seksu poczynajac poprzez życie w czterech ściananch: z partnerem/partnerką, z pieniędzmi - a raczej z ich brakiem po wlepkiarskie etykietki z uporem maniaki informujące o tym, że pieniądze rozdziela się nie gdzie indziej tylko w Brukseli, niewygasłe dotąd marzenia o jakimś lepszym świecie w - a może raczej jak w - Skandynawii). Na szczęście ten zlepek dzięki utrzymaniu wszystkiego w miarowym rytmie, dzięki niezmienności i pewnej lakoniczności całej oprawy nie doprowadza do kakofonii. Trzeba przyznać jednak, że tekst Masłowskiej to krytyka na poziomie dziewiętnastowiecznym, pozbawiona jakiejś głębszej próby zrozumienia rzeczywistości, niestety dość grafomańska jak wiele z tekstów autorów młodych. To tekst-lusterko, które pozwala przejrzeć się ludziom zanurzonym w popkulturze ujrzeć samych siebie i gorzko zarechotać. Takie teksty bardzo dobrze się sprzedają ale faktycznie są mimo wszystko bardzo banalne, dostarczają rozrywki i przyjemności nic nie tłumacząc ani nic nie odkrywając. Tak samo więc i jest z całym tym spektaklem, nie ma tu żadnego odsyłania widza do czegoś co pozwoliło by mu na uzyskanie głębszego wglądu do tego całego pejzażu. W sumie największa wartość spektaklu leży w jego estetyce stworzonej przez zespół artystów teatru z Krakowa - to dzięki nim w sumie dość grafomański tekst mieni się nam przed oczyma jak Paw Królowej. Masłowską - choć taką ponoć miała taką ksywkę - za "królową" bym nie uznał. Czemu Paw? Tego do końca nie wiem (ponoć chodzi o to, że tu mowa nie o roślinkach - może raczej o paziu królowej czyli motylku albo zwierzątkach) ale każdy kto pochodzi z trójmiasta i przeprowadził się na jakiś czas do warszawy prędzej czy później spotka pawia królewskiego w miejscowym parku łazienkowskim. Niewiątpliwie ja odczytuję tego pawia jako symbol "warszawki". No ale niestety to wszystko to tylko zabawy słowami, symbolami, bo Masłowska choć zajadle krytykuje niskość kultury popularnej sama nie wznosi się ponad jej poziom - maluje obrazy bagnem, w którym sama tkwi.

    • 1 4

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.