• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Ekstremalne filmowe doznanie. Recenzja "mother!"

Tomasz Zacharczuk
4 listopada 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 

Niepokojąco mroczna wiwisekcja ludzkiej natury, jaką firmuje swoim nazwiskiem twórca "Requiem dla snu" i "Czarnego łabędzia", z powodzeniem pretenduje do miana jednego z najdziwaczniejszych i najtrudniejszych w odbiorze filmów ostatnich lat. Autorski geniusz reżysera ściera się z przeładowanym symboliką kiczem, apokaliptycznej grozie towarzyszy ogrom niedorzeczności, a poetycką metaforykę zabija dosadna przemoc. Jedno jest pewne: obok "mother!" nie można przejść obojętnie.



Jakiekolwiek dywagacje i analizy związane z najnowszym dziełem Darrena Aronofsky'ego należałoby poprzedzić dość istotnym sprostowaniem. Wbrew chwytliwym promocyjnym sloganom: "mother!" nie jest horrorem. Miłośnicy klasycznego kina grozy zwabieni rozhisteryzowaną Jennifer Lawrence tę filmową pozycję lekką ręką mogą akurat wykreślić z listy obowiązkowych seansów. Owszem, Aronofsky intuicyjnie chwilami podsyca swój film niepokojem, wprowadza suspens, pozostawia mnóstwo niedopowiedzeń, a nawet sięga po sztampowe zagrywki rodem z najbardziej tendencyjnych horrorów. "mother!" wymyka się jednak jakimkolwiek gatunkowym ograniczeniom.

Jeżeli więc bodźcem motywującym nas do obejrzenia dzieła Aronofsky'ego jest tylko i wyłącznie delikatnie niepokojący i ekscytujący zarazem dreszczyk strachu, to rozczarowanie może nadejść bardzo szybko. W drugiej części filmu poczujemy wręcz tęsknotę za choćby najbardziej przewidywalnym horrorem. Łatwiej bowiem przetrawić widzowi przerażające kadry, jeśli się ich spodziewa. Na to, co serwuje w "mother!" Aronofsky przygotować się po prostu nie można. Dyskomfort, uczucie osaczenia i dezorientacja nasilają się z taką intensywnością, że dopiero po końcowych napisach odczuwamy skutki psychicznego wyczerpania.

Wielopłaszczyznowe w kwestii interpretacyjnej "mother!" pretenduje niejako do miana opus magnum Aronofsky'ego. Reżyser, wykorzystując niebanalny koncept, kreśli w ciągu dwóch godzin gorzką analizę człowieka, naświetla aktualne problemy świata, czerpie z motywów biblijnych, snuje wizję apokalipsy i rozkłada na czynniki pierwsze damsko-męskie uczucie. Możliwości odczytu filmu jest naprawdę mnóstwo. Wielopłaszczyznowe w kwestii interpretacyjnej "mother!" pretenduje niejako do miana opus magnum Aronofsky'ego. Reżyser, wykorzystując niebanalny koncept, kreśli w ciągu dwóch godzin gorzką analizę człowieka, naświetla aktualne problemy świata, czerpie z motywów biblijnych, snuje wizję apokalipsy i rozkłada na czynniki pierwsze damsko-męskie uczucie. Możliwości odczytu filmu jest naprawdę mnóstwo.
Znajomość dotychczasowej twórczości nowojorczyka wcale nie łagodzi szoku, którego prędzej czy później doznamy podczas seansu. Aronofsky skutecznie zapełnia wąską niszę, jaką Hollywood pozostawia wybrańcom na ambitne i autorskie projekty. Zwinnie od lat wymyka się komercyjnym pułapkom, zaś producentów jest w stanie przekonać do najśmielszych artystycznych wizji. W "mother!" jego abstrakcyjny koncept kina osiąga zenit. Tym razem, nie bacząc na konsekwencje, odpina każdą z asekuracyjnych lin i mimo to decyduje się balansować na cienkiej wstędze kilkaset metrów nad ziemią. Co więcej, na samobójczy spacer zaciąga niewinnego i nieświadomego widza. Bo właśnie takich ekstremalnych emocji dostarcza jego film.

W "mother!" wszystko wydaje się nieokreślone i zawoalowane, łącznie, a może przede wszystkim, z fabułą. W tym względzie warto więc wybrać jedną z dwóch strategii. Jeżeli nie obcujemy z kinem artystycznym, a jednocześnie pragniemy choć odrobinę odciążyć umysł podczas seansu, to warto zebrać wcześniej jak najwięcej informacji. Łącznie ze spoilerami. Tak, tak. Mamy do czynienia z tego typu filmem, iż nawet znajomość poszczególnych ekranowych faktów niekoniecznie musi nam pomóc w interpretacji obrazu. Miłośnikom intelektualnego survivalu natomiast powinien wystarczyć jedynie zarys opowieści.

Ona (Jennifer Lawrence) na co dzień zajmuje się urządzeniem niedawno odnowionego domu, gotowaniem, praniem, prasowaniem i zapewnieniem Jemu (Javier Bardem) jak największego komfortu. On z kolei, ceniony poeta, zmaga się z twórczym kryzysem. Najczęściej więc snuje się po wnętrzach, psioczy, narzeka, a zaangażowanie w kwestie domowe ogranicza do minimum. Parę z emocjonalnego marazmu wybudza pojawienie się niespodziewanego gościa (Ed Harris), do którego dołącza wkrótce małżonka (Michelle Pfeiffer). Artysta w przybyszach dostrzega nowe idee i bodziec do przełamania pisarskiej niemocy. Gospodyni domu alergicznie reaguje na intruzów, których z czasem będzie coraz więcej, co wstrząśnie fundamentami okazałego domostwa.

"mother!" to aktorski popis Jennifer Lawrence,która musiała uporać się z najtrudniejszą i najbardziej wymagającą kreacją w swojej karierze. Znakomicie wypadła też Michele Pfeiffer. Zdecydowanie natomiast w blasku pań pozostali panowie: Ed Harris i Javier Bardem (na zdj.). "mother!" to aktorski popis Jennifer Lawrence,która musiała uporać się z najtrudniejszą i najbardziej wymagającą kreacją w swojej karierze. Znakomicie wypadła też Michele Pfeiffer. Zdecydowanie natomiast w blasku pań pozostali panowie: Ed Harris i Javier Bardem (na zdj.).
Przez połowę filmu Aronofsky skutecznie mami nas konwencją kameralnego thrillera. Podobnie jak główna bohaterka jesteśmy totalnie zaskoczeni nieproszonymi gośćmi, ich obecność i związane z tym sytuacje wydają się absurdalne. Tak samo jak znakomicie operująca grą ciała i twarzy Lawrence odczuwamy duszny dyskomfort i irytującą atmosferę zagubienia. Doskonale wzmacnia to kamera prowadzona przez Matthew Libatique'a, która nie odstępuje zafrasowanej aktorki na krok. Dzięki temu zarówno ona, jak i widz, poznają jedynie ten sam fragment rzeczywistości, a to z kolei wpływa na współodczuwanie podobnych emocji. Na tym jednak przejrzystość "mother!" się kończy.

Druga część filmu bowiem przypomina eskalację chaosu i zrzucenie emocjonalnej atomówki. Aronofsky szarżuje bez żadnych ograniczeń, będąc jednocześnie tak sugestywnym i bezpośrednim, iż staje się przez to nachalny ze swoją wizją filmu. Zaczyna bombardowanie widza serią alegorii, ucieka w pretensjonalną symbolikę, w mnożeniu absurdów i fabularnych niedorzeczności jest infantylny, nieokrzesany, niemal fanatyczny. W pewnym momencie zapomina nawet o publice. Niczym narkoman zatraca się w alternatywnej rzeczywistości. Biernym obserwatorem szaleństwa pozostaje widz, który nawet jeśli wcześniej domyśla się ogólnego konceptu, to z pewnością nie może spodziewać się wyłożenia go w takiej formie.

Aronofsky zupełnie niepotrzebnie celuje w podobieństwa do Kubricka, Lyncha czy Mallicka, a tymczasem z napuszoną metaforyką bliżej mu do filmowego Paulo Coelho. Absurdalne pomysły inscenizacyjne są po prostu tendencyjne, a przez to prześmiewcze, nienaturalne i mylnie zaniżają ocenę oryginalnego i odważnego reżyserskiego eksperymentu. A jaki jest jego zamysł? Warto jedynie uprzedzić, że niczego nie wolno tu interpretować dosłownie, a reżyser, podobnie jak w poprzednim swoim filmie, garściami czerpie z biblijnych ksiąg, snując jednocześnie apokaliptyczną wizję przyszłości i wystawiając surową ocenę nie tylko człowiekowi.

Pierwsza część filmu ujęta w formie klimatycznego thrillera stanowi ledwie wstęp do brutalnego wyłożenia reżyserskich tez. Aronofsky zbyt mocno uwierzył w potęgę własnego języka filmowego. Ten okazuje się być miejscami kiczowaty, przerysowany, a przez to prześmiewczy i niepoważny. W przeciwieństwie do założenia filmu. Pierwsza część filmu ujęta w formie klimatycznego thrillera stanowi ledwie wstęp do brutalnego wyłożenia reżyserskich tez. Aronofsky zbyt mocno uwierzył w potęgę własnego języka filmowego. Ten okazuje się być miejscami kiczowaty, przerysowany, a przez to prześmiewczy i niepoważny. W przeciwieństwie do założenia filmu.
Jeżeli przebijemy się przez kolejne warstwy mało efektywnych i efektownych metafor oraz kiczowatych ilustracji, to dostrzeżemy genialne założenie, które broniłoby się bez dodatkowych udziwnień. Sporo widzów zatrzyma się jednak na pierwszej takiej barierze i absolutnie będzie miało podstawy ku temu, by "mother!" i jego twórcę skazać na potępienie.

Stąd też diametralnie różne od siebie oceny najnowszego dzieła Aronofsky'ego, którego od perfekcji odciągnęły zbytnia pewność siebie i brak dyscypliny. Brawury i reżyserskiej niezależności należy jednak pogratulować. "mother!" jest ekstremalnym filmowym wyzwaniem, które na pewno nie pozostawia obojętnym, wywołuje skrajne emocje i boleśnie wwierca się w naszą strefę komfortu. I choćby dlatego najnowszy projekt Aronofsky'ego można uznać za niepokojąco, ale wciąż niekompletnie udany.

OCENA: 7/10

Film

7.2
11 ocen

Mother! (10 opinii)

(10 opinii)
Horror

Opinie (34)

  • (1)

    ładnie zrobiona wydmuszka , trochę za długa . na siłe udziwniona ale jednak pusta w środku!
    Film o niczym - najbardziej szkoda ślicznej Jennifer Lawrence...

    jak dla mnie najlepsze film Aronofskiego to Zapaśnik i Black Swan!

    • 16 4

    • Chyba Requiem dla snu nie widziałaś. Ten film wbija w fotel na długie tygodnie

      • 1 0

  • Bylam, nie polecam, gniot jakich mało. (2)

    • 31 11

    • (1)

      Nie kłam nie byłaś

      • 11 9

      • Byłem z Nią

        Lepiej wiem, że nie kłamie.

        • 0 0

  • Aronofski bardzo się starał zapewnić kolejną nominację oskarową swojej nowej dziewczynie

    Niestety skutek mizerny.

    • 20 3

  • taka kicha ze hej

    nie polecam nie idźcie ta droga

    • 24 3

  • Koszmar (1)

    Najgorszy film jaki widziałam. Szkoda pieniędzy i czasu na ogkadanie

    • 20 8

    • Trzeba było iść na Piłę :)

      • 5 0

  • Zmarnowana obsasa!

    Gniot! TOTALNY GNIOT

    • 10 5

  • Byłem dzisiaj na tym filmie. Dawno nie czułem się tak wydymany. Odniosłem wrażenie że scenarzysta musi mieć naprawdę zrytą banię. Szkoda czasu i pieniędzy. Jednym słowem dramat. Ocena 1 na 19.

    • 17 9

  • Javier powinien za to dostać od Peli ścierą.

    • 11 2

  • rewelacyjny film. ociera sie o ideal w swojej kategorii (2)

    Dla ograniczonych ludzi moze byc niezrozumialy ale nie wszystkie filmy musza byc robione dla widzow w ilorazem inteligencji ponizej 40.
    Wybitne dzielo, czekam na sequel.

    • 14 21

    • Sequel nakręcą w urzędzie gminy w Skarszewach.

      • 2 0

    • niezły troll :D

      • 0 0

  • dobry nietuzinkowy film (3)

    Takich emocji nigdy w kinie nie przeżyłam... warto zobaczyć dla świetnej Lawrence i przesłania, może obraz nie jest idealny i końcówka jakoś nie prowadzi do orgazmu doznań ale ten film to puszka Pandory...

    • 9 15

    • Minusują fani Transformersow i cycków megan fix (1)

      • 8 1

      • Wolę Megan niż kukłę Jennifer i schizofrenika Arnofskiego..

        • 0 1

    • Lawrence świetna? A w którym miejscu? Przez pół filmu jęczy a drugie pół robi durne miny

      • 0 1

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Art Beats | Tycjan: Imperium barw - Wielka Sztuka w Kinie | Kino Kameralne Cafe

27 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

Kino Seniora w Kameralnym

12 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

Van Gogh. U bram wieczności - Klub Filmowy Kosmos

9 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe