-
Bardzo dobry film mówiący wprost o problemie alkoholu w rodzinie. Tu nie ma pójścia na skróty, jest domowe piekło, brak wsparcia i typowe "nie mówmy o tym nikomu". Uderzający obraz widziany oczyma dziecka. Perfekcyjnie zagrany. Trudny, ale warto z tym dziełem się zmierzyć.
-
Ciary! To jeden z tych filmów, których się nie ogląda, tylko przeżywa. Przepiękny powrót do początku lat 90., gdzie wnętrza, przedmioty i muzyka (w porównaniu do np. "Zupy nic") nie są tylko pustymi dekoracjami, ale wstępem do oddania czegoś znacznie ważniejszego - emocji i wydarzeń, które w tych i za tymi dekoracjami się kryły. Choć można stwierdzić, że czasy się zmieniły i problem alkoholowy nie jest już takim tematem tabu, a wsparcia można szukać na zewnątrz, strach, upokorzenie i wstyd zawsze pozostają identyczne. Niezwykle czuła i osobista historia, szczera i dojrzała, trafiająca do najgłębszych rejestrów wrażliwości. Ze świetnymi postaciami - genialnym Stuhrem, nieoczywistą Książkiewicz i pięknie debiutującym Koziarem. Pełna pięknych motywów i niuansów. Mistrzowsko dawkująca napięcie i dociskająca nawet w tych momentach, gdy wydaje się, że już nic gorszego nie może się wydarzyć. To właśnie na takie festiwalowe olśnienia co roku się czeka.
-
Wiedziałam, że idę na film o wspaniałych latach 90., wiedziałam, że będzie nieco ciężko ze względu na poruszany problem, ale zupełnie nie byłam gotowa na takie emocje. Osobista historia reżysera stała się historią wszystkich, a narzucony ton wywołał oczywiste reakcje. Film przez kilka lat dojrzewał do tego by rozgościć się w sali kinowej i na szczęście wszystkich widzów festiwalu właśnie nadszedł ten moment. Całej obsadzie należą się ogromne brawa i słowa uznania, bo naprawdę film wgniata w fotel. W KOŃCU!
-
"Biorę leki, które chronią mnie, żeby was wszystkich nie pozabijać"- to słowa Tysona przed walką z Gołotą, podczas której Polak uciekł z ringu. Reżyser "Powrotu do Legolandu" nie podał widzom żadnych leków, nie dał nawet recepty na przeżywanie opowiadanej historii. W pierwszej odsłonie uraczył nas nostalgiczną podróżą do początku lat 90 i pozytywnych aspektów transformacji ustrojowej. Sala raz po raz wybuchała śmiechem a pokolenie dzisiejszych 40-latków na ekranie odnajdywało siebie. Gdy ogarniał mnie i pewnie całą resztę widzów błogi nastrój, nagle i niespodziewanie reżyser serwuje nam gonga, jak Tyson Gołocie w pierwszej rundzie owej walki. Potem sprawy dzieją się już bardzo szybko. Z każdą kolejną sceną film wgniata w fotel i na koniec nawet człowiek żałuje, że nie wziął przykładu z Gołoty i nie uciekł. Nie dlatego, że film jest słaby, wręcz przeciwnie. To znakomite kino, które zostaje w człowieku na lata, zakorzeni się w umyśle i w świadomości. I będzie bolało. Ale zobaczyć trzeba.
-
Bardzo mocny film. Porażająca historia rodziny dotkniętej alkoholizmem, ale opowiedziana jakby z perspektywy dziecka, nastolatka. Przyglądając się tej historii, łatwiej zrozumieć, jak wygląda współuzależnienie. I Maciej Stuhr i Teodor Koziar - chłopie grający główną rolę – świetni. Bardzo dobrze oddany klimat początku lat 90tych.
-
Emocjonalna petarda i bardzo odważna jak na polskie kino próba zilustrowania alkoholizmu z perspektywy dziecka. Niezwykle osobiste i intymne kino zainspirowane prawdziwą historią, opowiedziane z wrażliwością i wyczuciem. Fantastyczna rola Macieja Stuhra, ale na oklaski zasługuje tu cała obsada. Do tego świetnie oddany klimat lat 90., który szczególnie na początku kamufluje trochę tragizm całej opowieści. Doskonałe kino i bardzo pozytywne zaskoczenie.