-
Wspaniały nakręcony i zagrany film historyczny. Manipulacja, fałszowanie faktów, łamania świadków, wpływanie na prokuraturę i sądy, oczernianie niewinnych na niewiarygodną wręcz skalę, przerażają. Świetna obsada, i głównych i drugoplanowych ról. Doskonale oddane realia i klimat tamtych czasów. Na pewno zostanie doceniony przez jury festiwalu i zdecydowanie wart jest obejrzenia, również przez młodzież.
-
Nie da się ukryć, że przed obejrzeniem tego filmu, obawiałam się, że film trwa aż 160 minut, ale tu nie ma ani jednego niepotrzebnego ujęcia. Spójny obraz manipulacji ludźmi, o tym, że w kontrze do władzy - jednostka stoi na przegranej pozycji, a niewygodną prawdę można tak przeinaczyć, by stała się kłamstwem. Tak powinno się pokazywać historię. Brawa dla aktorów, wszyscy zagrali wyśmienicie!
-
Jan P. Matuszyński stworzył kolejny potężny film, opowiadający historię, która miała zostać zamieciona pod dywan, a odbiła się echem nawet poza granicami kraju. Taka historia zasługiwała na skrupulatne potraktowanie, chociaż i tak ze scenariusza wypadło wiele stron. Duży ukłon w kierunku autora zdjęć Kacpra Fertacza - niektóre kadry zostaną w głowie na długo. Obsada filmu wykonała świetną robotę, jednak największe wrażenie zrobiła na mnie postać Barbary Sadowskiej zagranej przez Sandrę Korzeniak - nonkonformizm w artystycznym wydaniu. No i powiedzmy sobie głośno, że Tomasz Ziętek już jest wielkim wygranym tego festiwalu, oby słowo ciałem się stało.
-
Kawał świetnej filmowej roboty. Drobiazgowy, wielowątkowy i realistyczny. Wszystko tu się zgadza: ziarniste, dokumentalne wręcz zdjęcia, oszczędna, pozbawiona melodii muzyka, dobrze miarkowane napięcie i mnóstwo fantastycznych ról aktorskich. Matuszyński z czułością pokazuje swoich bohaterów, nawet drugo- czy trzecioplanowe postaci są tu z krwi i kości. Kolejna (obok "Hiacynta") ważna rola Tomka Ziętka, w której ma on okazję rozwinąć skrzydła, ale to Sandra Korzeniak (wzbudzająca skojarzenia zarówno z Charlotte Gainsbour, jak i Patti Smith) jest tu prawdziwym objawieniem. Mimo mnogości wątków, kamera cały czas jest blisko głównych bohaterów, a długi metraż (niemal 3 godz.) pozwala choć trochę współodczuć terror tej sytuacji. W dodatku zdaje się, że film znalazł dla siebie idealny czas - bogactwo nienachalnych analogii do dzisiejszej rzeczywistości jest zatrważające. Choć moje serce skradł "Powrót do Legolandu", myślę, że to ten film rozbije bank nagród.
-
Totalitaryzm w najczystszej, a w zasadzie w swojej najbrudniejszej postaci. Nokautujący obraz łamania ludziom kręgosłupów i życiorysów. Oglądając, czułem na własnej skórze strach, bezsilność i rozpacz, czyli wszystko to co musieli odczuwać ci, których historia morderstwa Grzegorza Przemyka dotknęła osobiście. I mimo, że pamiętam tamte czasy, dobrze znam historię i wiem, jak było, to realizm bijący z ekranu mną wstrząsnął. I wywołał złość, że do dzisiaj sprawcy nie tylko tej zbrodni, ale w ogóle komunistyczni dygnitarze odpowiedzialni za funkcjonowanie tego systemu represji, nie zostali rozliczeni. Jeśli chodzi o sam film, to trochę za długi, spokojnie mógł się zmieścić w dwóch godzinach. Doskonały portret czasów słusznie minionych, doskonałe aktorstwo i zdjęcia. Nieprzypadkowo film ten pokazywany był w konkursie głównym festiwalu w Wenecji, nieprzypadkowo jest on polskim kandydatem do Oscara, nie będzie też przypadku, jeśli zgarnie ważne nagrody w Gdyni.
-
Wstrząsająca i wyzwalająca wiele wewnętrznego sprzeciwu opowieść o mechanizmach funkcjonowania bezdusznego aparatu władzy. Matuszyński znakomicie rozłożył na czynniki pierwsze sprawę Grzegorza Przemyka, ale kluczową robotę wykonał lata temu autor równie wstrząsającego reportażu, Cezary Łazarewicz. Film doskonale oddaje atmosferę zastraszeń, manipulacji, ciągłej inwigilacji i gróźb, jakie towarzyszyły obrońcom prawdy o morderstwie warszawskiego maturzysty. Na dodatek mamy wielkie kino pod kątem technicznym z bardzo precyzyjną scenografią, świetną muzyką, niebanalnymi zdjęciami i całą serią aktorskich parad - od Sandry Korzeniak, przez Jacka Braciaka, po Aleksandrę Konieczną, nie zapominając o Tomaszu Ziętku. Na lekki minus odrobinę za długi metraż i trochę miejscami "zjadające się" wzajemnie wątki. Film, który warto i trzeba zobaczyć.