• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Lato w gastronomii: prosta kuchnia, mniej gości z zagranicy, rozkwit Wyspy Spichrzów

Ewa Palińska
30 września 2021 (artykuł sprzed 2 lat) 
To był udany sezon dla Trójmiejskiej gastronomii, choć wymagał od restauratorów sporo kreatywności. To był udany sezon dla Trójmiejskiej gastronomii, choć wymagał od restauratorów sporo kreatywności.

Mimo obaw i na przekór wielu trudnościom, sezon letni w trójmiejskiej gastronomii nie był problematyczny czy trudny, ale wymagał od właścicieli lokali sporo kreatywności. Pomorze odwiedziła inna niż zazwyczaj grupa turystów, którzy mieli inne upodobania kulinarne. Coraz rzadziej umawiamy się do restauracji na spotkania biznesowe, za to chętnie przychodziliśmy w parach, przekonaliśmy się też, że gotowanie w domu nie jest takie trudne, przez co rzadziej decydujemy się jeść na mieście. Ulubioną miejscówką łasuchów stała się natomiast Wyspa SpichrzówMapka, co niestety odbiło się czkawką właścicielom lokali znajdujących się po drugiej stronie Motławy.







Jak często po otwarciu gastronomii odwiedzałeś restauracje?

Gastronomia równie mocno wyczekiwała tego sezonu, jak się go obawiała. Po okresie zamknięcia każdy miał nadzieję na to, że uda się "odkuć", że spragnieni restauracyjnego klimatu goście zaczną tłumnie odwiedzać lokale. Z drugiej strony istniała obawa, że po miesiącach z jedzeniem "na wynos" ta potrzeba będzie mniejsza - świadomość tego, ile dało się zaoszczędzić, stanie się niepodważalnym argumentem, aby nie jadać na mieście tak często, jak wcześniej.

Konfrontacja z rzeczywistością nie okazała się dla trójmiejskiej gastronomii dotkliwa - wielu restauratorów uważa sezon za bardzo udany.

Gdzie zjeść w Trójmieście? Wybierz coś dla siebie



- Sezon gastronomiczny 2021 był dla nas bardzo pracowity i obfitował w zadowolonych gości, którzy codziennie dawali nam dużo radości i poczucia tego, ze serwujemy im najlepsze jedzenie w galaktyce - podsumowuje Daniel, właściciel Falovca - restauracji specjalizującej się w kuchni wegetariańskiej i wegańskiej. - Gości mieliśmy z całego Trójmiasta, było bardzo dużo turystów z kraju, jak i z zagranicy. Wydaliśmy kilka tysięcy schabowych sojowych, wegańskiego pad thaia, tysiące szklanek naszej lemoniady i hektolitry zupy. Sezon uważamy za jeden z lepszych w naszej działalności. Widać było, że po siedmiu miesiącach przerwy, goście spragnieni byli normalności, tego, aby usiąść wygodnie w ogródku i wypić latte na mleku orkiszowym, zjeść z przyjaciółmi obiad i przepyszny deser. Po części wiedzieliśmy, że tak będzie, ponieważ sezon 2020 był bardzo podobny.
W przypadku niektórych restauracji, szczególnie tych ze średniej i górnej półki cenowej, w celu optymalizacji zysków konieczne czasem bywało zmodyfikowanie oferty, aby przypadła do gustu gościom o mniej wyszukanych upodobaniach kulinarnych. Ruch w interesie był jednak spory, czego dowodem jest tak wiele nowych, różnorodnych lokali - o ich otwarciach i ofercie systematycznie informowaliśmy w naszym cyklu.

Nowe lokale w Trójmieście - zobacz nasz cykl



Restauratorzy zwracają uwagę, że tego lata odwiedziła ich inna grupa gości, niż zazwyczaj, o zupełnie innych upodobaniach kulinarnych. Zobacz, jak ci, którzy odwiedzili Wyspę Spichrzów, poradzili sobie z wymawianiem nazw potraw.

Goście nie chcą jeść, tylko się najeść



Restauratorzy nie narzekają na brak gości - latem Trójmiasto odwiedziło mnóstwo turystów. Były to jednak zupełnie inne grupy turystów niż w latach ubiegłych i - co za tym idzie - o zupełnie innych preferencjach kulinarnych.

- Zdarzało się wielokrotnie, że odwiedzali nas ludzie, siadali przy stolikach, brali do ręki kartę i po kilku minutach wychodzili - opowiada właściciel jednej z restauracji znajdującej się na gdańskim Głównym Mieście. - Nie dlatego, że nie znaleźli w menu nic interesującego, bo ofertę mamy bogatą i - zdaniem koneserów - imponującą. Problemem nie była też zasobność portfela i fakt, że nasza restauracja nie należy do najtańszych. Wychodzili, bo nie znajdowali w karcie nic dla siebie. Dlatego też zdecydowaliśmy się w połowie sezonu dodać do karty coś, co im przypasuje - żurek i pierogi. To był strzał w dziesiątkę - chyba żadne z pozycji w naszym menu nigdy nie cieszyły się takim zainteresowaniem.
Czy zainteresowanie "mniej wykwintną", żeby nie powiedzieć prostą kuchnią, wynikało z faktu, że odwiedzało nas tak wielu beneficjentów programu 500 plus i posiadaczy bonów turystycznych?

- Tego nie wiem, bo nie pytamy gości o takie rzeczy, a u nas bonem się nie płaci. W żaden sposób nie jesteśmy więc w stanie tego zweryfikować. Zresztą ta wiedza nie jest nam do niczego potrzebna - opowiada Marek, menadżer jednej z gdyńskich restauracji. - Jesteśmy miejscem przyjaznym rodzinom, więc to naturalne, że tak wiele rodzin z dziećmi nas odwiedza. Z własnych obserwacji mogę jedynie dodać, że tego lata odwiedzali nas głównie goście z Polski, prawie w ogóle ze Skandynawii, niewielu z zachodniej Europy czy ze Wschodu, choć były to w dużej mierze osoby mieszkające w Polsce, co wnioskowaliśmy po tym, że w stopniu komunikatywnym posługiwali się naszym językiem.
- Ja za to mam stuprocentową pewność, że nasi goście byli beneficjentami 500 plus i bonu turystycznego - otwarcie się do tego przyznawali - mówi Bogdan Wasilewski, właściciel restauracji Mon Balzac. - Myślę, że gdyby nie było tych programów, ruch turystyczny nie byłby tak intensywny.

Polska gastronomia cofnęła się o sto lat. I jest to powód do dumy!



Podczas zamknięcia restauracji przekonaliśmy się, że wiele spraw biznesowych można załatwić online, bez konieczności osobistego spotkania. Spadła więc liczba spotkań biznesowych przy obiedzie czy kolacji. Podczas zamknięcia restauracji przekonaliśmy się, że wiele spraw biznesowych można załatwić online, bez konieczności osobistego spotkania. Spadła więc liczba spotkań biznesowych przy obiedzie czy kolacji.

Kolacje biznesowe przeniosły się do Internetu



Ten śródtytuł to oczywiście duży skrót myślowy. Nie chodzi bowiem stricte o jedzenie, a o zwyczaj organizowania spotkań biznesowych w restauracjach, którego wykwintne jedzenie bywało istotnym dopełnieniem.

- Przed pandemią mieliśmy po kilka, a zdarzało się, że i kilkanaście rezerwacji na spotkania biznesowe dziennie. W tym sezonie prawie w ogóle. We wrześniu nie trafiła nam się ani jedna rezerwacja na fakturę. Nasza restauracja jest droga, przez co niewiele osób stać, żeby stołować się tu regularnie. Goście biznesowi generowali więc znaczną część obrotu - opowiada właściciel jednej z modnych, gdańskich restauracji.
Skąd ten spadek zainteresowania spotkaniami biznesowymi w restauracjach?

- Nauczyliśmy się, że wiele spraw jesteśmy w stanie załatwić online. Nawet takich, które wcześniej wydawały nam się nie do załatwienia inaczej niż podczas osobistego spotkania - tłumaczy Martyna, analityk w dziale marketingu dużej korporacji. - Zdaliśmy sobie sprawę z tego, jak wiele czasu tracimy na takie spotkania i to zupełnie niepotrzebnie. Myślę, że z czasem biznesowe lunche czy brunche w restauracjach powrócą, jednak nie w takiej liczbie, jak przed pandemią.
Podczas pandemicznego zamknięcia przekonaliśmy się, że pieczenie i gotowanie nie tylko jest w miarę proste, ale może też dawać ogromną frajdę. Niektórzy tak bardzo wkręcili się w to przygotowywanie potraw, że umiejętność np. przygotowywania idealnej pizzy opanowali do perfekcji. Zamiast wychodzić do restauracji, wolą zaprosić znajomych do siebie i przygotować jedzenie we własnym zakresie.  Podczas pandemicznego zamknięcia przekonaliśmy się, że pieczenie i gotowanie nie tylko jest w miarę proste, ale może też dawać ogromną frajdę. Niektórzy tak bardzo wkręcili się w to przygotowywanie potraw, że umiejętność np. przygotowywania idealnej pizzy opanowali do perfekcji. Zamiast wychodzić do restauracji, wolą zaprosić znajomych do siebie i przygotować jedzenie we własnym zakresie.

Przekonaliśmy się, że nie trzeba wychodzić z domu, żeby dobrze zjeść



Tego restauratorzy bali się najbardziej i - jak się okazuje - mieli rację. Mieszkańcy Trójmiasta przekonali się, że można całkiem smaczny obiad ugotować w domu i że nie jest to wcale takie trudne.

- Weźmy za przykład kuchnię włoską - zrobienie pasty jest banalnie proste, tanie, zajmuje kilka minut, a do tego kosztuje nas znacznie mniej, niż zapłacilibyśmy w restauracji - opowiada Mauro, przedstawiciel handlowy w firmie produkującej m.in. makarony. - Zrobienie prawdziwej włoskiej pizzy jest już bardziej czasochłonne i wymaga pewnego przygotowania, a także nakładów finansowych (np. na piec, urządzenie czy kamień do pieczenia, a także oryginalne włoskie składniki), ale efekt w pełni to rekompensuje. Sam poczyniłem takie inwestycje i teraz wspólnie ze znajomymi celebrujemy nasze włoskie piątki, przy robionej wspólnie pizzy.
Czy do wzrostu zainteresowania gotowaniem w domu przyczyniły się pakiety "zrób to sam", serwowane przez niektóre restauracje w czasie lockdownu?

- Moim zdaniem nie. Takie zestawy czy dania instant, od zawsze znajdują się na sklepowych półkach. Nie było to zatem nic nowego, co znacząco wywróciłoby rynek gastronomiczny do góry nogami - mówi jeden z gdańskich restauratorów. - Powód zainteresowania gotowaniem w domu jest moim zdaniem bardziej błahy - to przyjemne, tanie i wygodne. Żeby wyjść do restauracji, trzeba się ubrać, podjechać, znaleźć miejsce do parkowania i za nie zapłacić, a przypominam, że w Gdańsku podniesiono wysokość opłat parkingowych. Inna sprawa, że tych miejsc po prostu brakuje.

Zrób to sam, czyli delikatesy na wynos



Kelnerzy z ulgą przyznają, że zmiany upodobań gości nie przełożyły się na napiwki. Kelnerzy z ulgą przyznają, że zmiany upodobań gości nie przełożyły się na napiwki.

W restauracjach więcej par niż grup znajomych, ale napiwki bez zmian



Przed pandemią wyjścia na fajne jedzenie w większym gronie były normą. Teraz, zdaniem restauratorów, w tak licznym gronie spotykamy się znacznie rzadziej.

- Takich stolików, przy których siedzą większe grupy, jest znacznie mniej. Zdecydowanie przeważają pary - mówi pracownik jednej z trójmiejskich probierni win.
A jak ma się sprawa z napiwkami? Czy okres płacenia online za zamówienia na wynos nie odzwyczaił gości od tej formy gratyfikacji za dobrą obsługę?

- Napiwki są, jakie były. Czasem nawet i większe - przyznaje z ulgą Katia, geodetka pracująca jako kelnerka. - W umowie mam najniższą stawkę godzinową (to i tak jest nieźle, bo ci pracujący bez umowy nie dostają nawet tyle) i - powiem to głośno - napiwki są istotnym dopełnieniem naszych pensji. Bez nich nie byłabym w stanie wyżyć do pierwszego. Wiem, nie powinno być tak, że goście składają się na nasze pensje, ale tak jest i tego nie zmienię. Tym bardziej dziękuję wszystkim, którzy mają tego świadomość i zostawiają napiwki. Ja sama, kiedy odwiedzam restauracje, też zawsze o tym pamiętam.
- Baliśmy się tego nalotu "pięćsetplusów", bo poszła fama, że będzie przy nich dużo pracy, jeszcze więcej użerania się z dziećmi, a napiwków nikt nie zobaczy - dodaje Tomek, student filozofii, dorabiający latem w jednej z restauracji w Jelitkowie. - Okazało się, że nie było tak źle, dzieci okazały się dla nas łaskawe, a ich rodzice nie mieli problemów z okazaniem wdzięczności w postaci tipa. Jeśli chodzi o wysokość napiwków, to w stosunku do ubiegłego roku nie zaobserwowałem różnicy - ktoś dał więcej, ktoś mniej, ale bilans się zgadzał - śmieje się Tomek.
- Myślę, że obsłużyliśmy podobną liczbę osób, co w roku ubiegłym, ale byli to inni goście - mówi Bogdan Wasilewski z Mon Balzac. - Wtedy odwiedzało nas sporo Skandynawów, którzy zostawiali dużo więcej pieniędzy. Polski klient wybiera z karty tańsze potrawy, tańsze wino, więc rachunki są zdecydowanie mniejsze. Co więcej, Skandynawowie spędzali u nas całe dnie - przychodzili na obiad, śniadanie i kolację, wpadając w międzyczasie na drinka. Polacy są zdecydowanie bardziej nastawieni na zwiedzanie, więc na takie siedzenie w restauracji zwyczajnie nie mają czasu.
Lubimy stać w kolejkach, szczególnie do dobrych czy modnych lokali. Na zdj. kolejka do restauracji Cały Gaweł. Lubimy stać w kolejkach, szczególnie do dobrych czy modnych lokali. Na zdj. kolejka do restauracji Cały Gaweł.

Kolejki do modnych miejsc i spektakularne sukcesy nowych lokali



W obecnych czasach, gdy wszystko chcemy mieć na już i chętnie korzystamy z licznych rozwiązań pomagających zaoszczędzić cenne minuty, stanie w kolejce do restauracji może wydawać się zaskakującym zjawiskiem. Mimo to, zarówno w Gdyni, Sopocie i Gdańsku znajdziemy takie lokale, przy których grupy oczekujących na stolik są zjawiskiem częstym. O tym zjawisku pisaliśmy w artykule:

Restauracje, do których zawsze są kolejki. Na czym polega fenomen?



Co ciekawe, tak ogromnym zainteresowaniem cieszą się nie tylko te lokale, które zapracowały sobie na renomę jeszcze przed pandemią, ale też te zupełnie nowe, otwarte w trakcie bądź tuż po wiosennym zniesieniu obostrzeń.

- Z niedowierzaniem przyglądałam się temu, jak powstawała Hora De España. W czasie, kiedy restauracje mogły serwować jedynie jedzenie na wynos, w dobrej lokalizacji, ale mało praktycznym miejscu, bo o miejsce parkingowe tam trudno, a przestrzeni na chodniku starczało raptem na parę stolików - opowiada współwłaścicielka jednej z restauracji znajdujących się po sąsiedzku. - Mówimy o czasie, kiedy nie było wiadomo, kiedy przywrócona zostanie możliwość przyjmowania gości wewnątrz lokalu. Kiedy patrzyłam na to wiosną, otwarcie tej restauracji wydawało mi się szaleństwem. Bardzo szybko przekonałam się jednak, jak bardzo się myliłam - koncept i dobra kuchnia zrobiły furorę i natychmiast zyskały uznanie gości. To świetny lokal, ze znakomitą kuchnią i sama bywam tam częstym gościem, choć moja restauracja cieszy się nie mniejszą popularnością.
O spektakularnym sukcesie możemy mówić w przypadku sopockiego Fishermana - lokal zbiera znakomite recenzje na wszelkich płaszczyznach (w prasie, mediach społecznościowych, od blogerów i krytyków), mimo odważnego konceptu (autorska, wyrafinowana kuchnia i jednocześnie swobodny, wręcz rodzinny klimat) oraz lokalizacji oddalonej od głównej sopockiej imprezowej arterii - lokal znajduje się w odległości ok. 1 km od ulicy Bohaterów Monte Cassino i ok. 300 metrów od plaży.

- Nie spodziewałem się tego, że po trzech miesiącach od otwarcia o Fishermanie zrobi się tak głośno, nie tylko w Trójmieście, ale i poza nim, bo prośby o rezerwacji spływają z całej Polski i nie tylko. Jest ich tak dużo, że niejednokrotnie musimy odmawiać gościom z powodu braku miejsc (mamy ich ok. 70) - opowiada Rafał Koziorzemski, właściciel, szef kuchni i autor sukcesu restauracji. - Wiadomo, że jak każdy, kto rusza z biznesem, marzyłem o tym, aby odnieść sukces, ale to w pewnym momencie przerosło moje oczekiwania. Bałem się, że tak młoda knajpa nie przetrwa choćby z uwagi na tak trudny czas, dlatego, że znajdujemy się na uboczu. Dziś jest dopiero środa, a u nas ruch jak w weekend. Czasem nie dociera do mnie, co się tutaj dzieje.
Lokale na Wyspie Spichrzów cieszyły się latem ogromnym zainteresowaniem. Lokale na Wyspie Spichrzów cieszyły się latem ogromnym zainteresowaniem.

Sukces Wyspy Spichrzów, kosztem lokali, które działają po drugiej stronie Motławy



Sukces Wyspy Spichrzów nie budzi wątpliwości. Nawet podczas zamknięcia gastronomii, drzwi znajdujących się tam restauracji praktycznie się nie zamykały - spacerowicze zaopatrywali się tam w napoje (zimą głównie gorące, wiosną te bardziej wyskokowe), jedzenie na wynos, a kurierzy co chwilę podjeżdżali po nowe zamówienia.

Po częściowym otwarciu gastronomii, goście restauracyjni chętniej siadali w ogródkach na Wyspie Spichrzów niż np. na ul. Długiej czy Długim Targu. Niewątpliwym atutem wyspy był fakt, że oferta znajdujących się tam lokali była tak różnorodna - można było skosztować kuchni włoskiej, francuskiej, tajskiej czy japońskiej, zjeść fantazyjne lody, a na deser wybrać się do którejś ze stylowych kawiarnio/cukierni. Fakt, że to wszystko znajduje się w jednym miejscu, a w dodatku można cieszyć oko widokiem na Motławę, szczególnie przemawiał do turystów.

Testujemy restauracyjne menu w ramach cyklu "Jemy na mieście"



- Wszystko, co na świecie fajne, dzieje się nad wodą. Jej widok pozytywnie nastraja, daje ukojenie. Dlatego tak przyjemnie siedzi nam się np. nad Motławą - komentuje Bogdan Wasilewski, właściciel restauracji Mon Balzac. - Poza tym ludzie to zwierzęta stadne, dlatego najlepiej czują się w miejscach, które tętnią życiem, takich jak Wyspa Spichrzów.
- Przez Wyspę Spichrzów dostaliśmy po kieszeni - przyznaje właściciel jednej z restauracji przy ul. św. Ducha. - Zainteresowanie jest mniejsze niż w latach ubiegłych. W czasie Jarmarku św. Dominika ruch był większy, ale później znowu ludzie pouciekali na Wyspę. Próbujemy ściągnąć ich atrakcyjnym menu, co rusz przygotowujemy nowe promocje, ale po spacerze naszymi urokliwymi uliczkami Głównego Miasta i tak ciągnie wszystkich tam, gdzie modnie. Sytuację ratują stali goście, najczęściej mieszkający w Trójmieście - oni wiedzą, że u nas można dobrze zjeść, że mamy nieco niższe ceny i że jest u nas spokojniej.

Miejsca

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (67)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Bufet Włoski w Sheraton Sopot

240 zł
muzyka na żywo, degustacja

Happy Hours z Aperol Spritz Wieczory Włoskich Smaków w Każdy Piątek!

degustacja

Happy Hour z Winem Domu Co Sobota!

degustacja

Katalog.trojmiasto.pl - Wkrótce otwarcie

Najczęściej czytane