Jest wiele sposobów na sceniczne odczytanie Geneta. Nie wszystkie są trafione. Warto jednak szukać wciąż nowych - przekonuje o tym reżyser Marcin Ehrlich w spektaklu "Pokojówki" prezentowanym na deskach Sopockiej Sceny Off De Bicz.
Jest wiele sposobów na sceniczne odczytanie
Geneta. Nie wszystkie są trafione. Warto jednak szukać wciąż nowych - przekonuje o tym reżyser
Marcin Ehrlich w spektaklu "Pokojówki" zaprezentowany w weekend na deskach Sopockiej Sceny Off De Bicz.
Tekst znany i wielokrotnie na scenie przerabiany - pokojówki pod nieobecność Jaśnie Pani tworzą własny teatr. To jedna wciela się w postać służącej, a druga jest panią w tej pełnej okrucieństwa tragedii, to na odwrót. Przewrotną grę zatrzyma dopiero pojawienie się chlebodawczyni.
Spektakl Ehrlicha też rozpoczyna niejednoznaczna gra między
Claire i
Solange (
Edyta Janusz i
Oliwia Jakubik). Coś tu jednak nie pasuje. Zamiast pełnego przepychu pokoju pani widzimy skład rupieci z nierozpakowanymi walizkami na czele. Wskazówka zegara, który ma informować o nadejściu Jaśnie Pani, nie poruszyła się od wielu dni. Pani, o której zamordowaniu marzą służące, w kolejnych odsłonach coraz bardziej groteskowa, kuśtykająca o lasce, w jednym bucie i dziurawym kapeluszu, zdaje się być tylko upiorem z ich nienawistnych myśli. Do tego stopnia materialnym, że w końcu to widmo oderwie się od kreujących je bohaterek. Pani nie wkroczy na scenę, jak chciał tego Genet. Zastąpi ją kukła w pysznej toalecie, za to bez twarzy, twardą ręką trzymana to przez Claire, to przez Solange. Znać w niej szczególny wkład reżysera i aktorek - studentek Wydziału Lalkarskiego Akademii Teatralnej w Białymstoku w kształt spektaklu. Lalka w roli Jaśnie Pani stanie się przedmiotem manipulacji, elementem gry.
Czy pokojówki naprawdę komuś służą, czy tylko grają przed sobą, by nadać sens buntowi przeciw ciemiężycielce, która wypuściła je w świat samopas? Słowa pani zapisane przed laty przez Geneta: "Dzięki mnie istniejesz, nie byłoby sługi, gdyby nie mnie było" - realizuje w pełni w sopockie przedstawienie. Czy oby na pewno Claire i Solange wolą grać Jaśnie Panią? Czy nie przodują w tych scenach, w których jako służące mogą dać upust dławionej wściekłości, zaszydzić ze znienawidzonej...?
Przedstawienie Ehrlicha dotyka też problemu niemożności dokonania czynu. Pokojówki czerpią życiodajne siły z pragnienia tego czynu, który je wyzwoli - mordu. Nie są jednak zdolne do zabójstwa. Kiedy pani zginie, kiedy zginie jedna z nich, runie ów mały światek, oparty na tłumionym buncie i... grze w teatr.
Zabrakło w "Pokojówkach" pogłębienia psychologicznych rysów bohaterek. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Claire i Solange mówią jednym głosem. Zamiast relacji charakterów mamy parę sobowtórów. W scenach tańca żadna nie próbuje prowadzić, kręcą się za to coraz szybciej niczym marionetki z zepsutej pozytywki. Zło ukryte wewnątrz człowieka, na które tak wyczula nas Genet, odsuwa się w tym zamieszaniu gdzieś na bok.
Pomysł na Geneta więc jest. Ciekawy, zwłaszcza jeśli idzie o wykorzystanie znaku plastycznego. Do rozwinięcia, do przemyślenia, do zadania sobie kilku pytań.
Informacje o spektaklu:
"Pokojówki" Jeana Geneta