• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Nie ma powodów do paniki. Recenzja filmu "Krzyk"

Tomasz Zacharczuk
15 stycznia 2022 (artykuł sprzed 2 lat) 

Pewne reguły, szczególnie w kinie, wydają się niezmienne. Ghostface zawsze dzwoni dwa razy, a zanim chwyci za nóż i ruszy w pogoń za ofiarą, zada fundamentalne pytanie: "jaki jest twój ulubiony horror?". Nie inaczej jest w nowym "Krzyku", który ujmy kultowemu dziełu Wesa Cravena na pewno nie przynosi, a z oryginału bezwstydnie czerpie pełnymi garściami, zachowując jednak własną tożsamość. Odświeżona klasyka stanowi wyborną mieszankę brutalnego slashera i autoironicznej komedii, w której suspens i humor sponsorują zaskakująco udaną zabawę.



Przeszło ćwierć wieku od pierwszej wizyty w filmowym Woodsboro pozornie zmieniło się wiele. O krwawej rzezi nastolatków pamięta już raczej niewielu, a rówieśnicy ówczesnych ofiar psychopatycznych morderców bardziej obawiają się ataku na własne profile w mediach społecznościowych niż bezpośredniego zamachu na ich życie. W tym cyfrowym i postmodernistycznym społeczeństwie jest jednak pewien konserwatysta hołdujący niezbyt chlubnej i krwawej tradycji. Przebrany w czarną szatę, z kuchennym nożem w ręce i w masce, która dziś bardziej niż przerażenie wzbudza ciekawość, Ghostface znów rusza na brutalne łowy.

Pierwszą ofiarą napastnika staje się nastoletnia Tara (Jenna Ortega), której cudem udaje się przeżyć. Na wieść o napaści na dziewczynę, do miasteczka wraca jej starsza siostra, Sam (Melissa Barrera), której przeszłość wydaje się być zresztą kluczem do poznania tożsamości nowego killera. Zamaskowany morderca tymczasem błyskawicznie nakręca spiralę przemocy, ofiar przybywa w astronomicznym tempie, a zuchwałość psychopaty dorównuje jego skuteczności. Sterroryzowani znajomi Tary i Sam decydują się szukać pomocy u tych, którzy dosłownie na własnej skórze doświadczyli podobnej traumy. Nastolatków wspiera emerytowany już policjant Dewey (David Arquette), a do Woodsboro po latach wracają Sidney Prescott (Neve Campbell) i Gale Weathers (Courtney Cox).

Po 25 latach od debiutu i 10 latach od ostatniej części "Krzyku" zamaskowany morderca wraca do Woodsboro i trzeba przyznać, że jest to nadspodziewanie okazały i udany powrót. Po 25 latach od debiutu i 10 latach od ostatniej części "Krzyku" zamaskowany morderca wraca do Woodsboro i trzeba przyznać, że jest to nadspodziewanie okazały i udany powrót.

Nowy "Krzyk", stare brzmienie



"Stara gwardia", choć wyraźnie ustępuje miejsca młodszej części obsady (i nie jest to zarzut), to nie ogranicza się jedynie do funkcji muzealnych eksponatów. Twórcy nowego "Krzyku" - Matt Bettinelli-Olpin i Tyler Gillett (mający na koncie m.in. udaną "Zabawę w pochowanego") - zastosowali precyzyjne proporcje przy komponowaniu składników swojego filmu i pogodzili "nowe" ze "starym". Po efekcie ich pracy widać, że nie tylko hołdują twórczości zmarłego przed siedmioma laty Wesa Cravena, ale przede wszystkim doskonale rozumieją jego warsztat i reguły klasycznego slashera. Potrafią także zadowolić najbardziej zagorzałych fanów serii, stąd w "Krzyku" mnóstwo odniesień do poprzednich części, zwłaszcza oryginału.

O tym, jak bardzo tzw. fanserwis może zdominować film przekonaliśmy się choćby przy okazji ostatniego "Spider-Mana", nowego "Matrixa" czy kończącego nową sagę "Gwiezdnych Wojen" "Skywalker. Odrodzenie". Reżyserski duet nowego "Krzyku" potrafił jednak zachować umiar i przede wszystkim znaleźć pomysł na wykorzystanie wszystkich odniesień. Znane z poprzednich części postaci mają więc ściśle przypisane role w opowieści, a fabularne i techniczne zagrywki Cravena bardziej inspirują niż ukierunkowują twórców. Piąta odsłona cyklu (którą jednocześnie można potraktować jako kontynuację i restart serii) oferuje więc krwawą i brutalniejszą niż zwykle sieczkę, pretekstową fabułę podlaną czarnym humorem i barwnych bohaterów, którzy w konfrontacji z Ghostface'em są tak samo bezradni jak dzieciaki z 1996 roku.

W nowym "Krzyku" poznajemy zupełnie nowych bohaterów, którzy świetnie odnajdują się w konwencji slashera. "Piątka" to samoświadome, autoironiczne i bawiące się gatunkiem kino, którego nie wolno brać całkiem na serio. W nowym "Krzyku" poznajemy zupełnie nowych bohaterów, którzy świetnie odnajdują się w konwencji slashera. "Piątka" to samoświadome, autoironiczne i bawiące się gatunkiem kino, którego nie wolno brać całkiem na serio.

Coś dla fanów i o fanach



Nowy "Krzyk" nie jest jednak tylko głośnym echem dzieła sprzed ponad 25 lat. Świadomi gatunkowych wyzwań, ale i ograniczeń, jakie nakłada na twórców tak pastiszowa odmiana horroru, Bettinelli-Olpin i Gillett beztrosko drwią z reguł slashera, naśmiewają się ze współczesnego kina grozy, nieustannie droczą się z fanami "Krzyku" i szydzą z każdego głupstwa, które przytrafia się ich bohaterom. Miłośnicy serii zapewne pamiętają z drugiej części film "Stab", który opowiadał o tym, co wydarzyło się w Woodsboro w 1996 roku. To właśnie ta produkcja jest dla bohaterów nowego "Krzyku" przewodnikiem po świecie krwawych horrorów i masą wytycznych dotyczących tego, jak postępować z mordercą.

Tak naprawdę jednak twórcy odwołują się bezpośrednio do filmów Wesa Cravena. Mamy więc do czynienia z czymś na zasadzie "filmu w filmie". Ten sam "meta" patent zastosowano ostatnio przy "Matrixie". Tu z nieco lepszym skutkiem i większym sensem. Oczywiście dla młodszych widzów, którzy w natłoku współczesnych horrorów mogli nie mieć okazji zapoznać się z oryginalnym "Krzykiem" lub nie zrozumieć do końca tej konwencji, nowa część cyklu będzie w zasadzie bezużyteczna. Tymczasem zadeklarowani fani poczują się jak w domu, choć muszą liczyć się z tym, że ostrze satyry w tej nowej odsłonie głównie skierowane będzie w ich kierunku.

Do Woodsboro wracają dobrzy znajomi, dla których scenarzyści przygotowali co prawda niewiele materiału, ale "stara" paczka dostała naprawdę smakowite kąski w nowym "Krzyku". Do Woodsboro wracają dobrzy znajomi, dla których scenarzyści przygotowali co prawda niewiele materiału, ale "stara" paczka dostała naprawdę smakowite kąski w nowym "Krzyku".

Wes Craven zakrzyczałby z radości



Ponowna wizyta w Woodsboro przebiega więc nadspodziewanie przyjemnie, choć nie jest też tak, że nowy "Krzyk" chwilami się nie dławi. Szczególnie na początku tempo opowieści nieporadnie kuśtyka jak ekranowy Dewey, a niektóre scenariuszowe patenty mogłyby być lepiej dopracowane. Obłędny finał zrekompensuje jednak potencjalne potknięcia, a namierzanie nowego Ghostface'a angażuje niemal tak samo, jak miało to miejsce przy okazji "jedynki" czy "dwójki". Świetnie sprawdza się także młoda obsada na czele z Melissą Barrerą, Jenną Ortegą czy Jackiem Quaidem, a pod kątem realizacyjnym oraz inscenizacyjnym to chyba najlepsza odsłona całego cyklu.

Wielki powrót hitu lat 90. należałoby zestawić z reaktywacją równie nieśmiertelnego "Halloween" sprzed czterech lat. Obie produkcje udowodniają, że starzy "slasherowi" wyjadacze świetnie potrafią się odnaleźć w świecie smartfonów, lokalizatorów GPS i intuicyjnych systemów alarmowych, które nie są w stanie zatrzymać zamaskowanych nożowników. W nowym "Krzyku" działają sentymenty, działają nowe rozwiązania, działa cała pastiszowa otoczka oryginału, a nad wszystkim unosi się duch Wesa Cravena, który na widok swojego tak wydoroślałego filmowego dziecka zakrzyczałby z radości, a nie przerażenia.

OCENA: 7/10

Film

6.9
25 ocen

Krzyk

horror

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (14)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym roku "Sołdek" jeden z oddziałów Narodowego Muzeum Morskiego został pierwszy raz zwodowany?

 

Najczęściej czytane