• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Opowieść o falowcu. "Latawiec z betonu" Moniki Milewskiej

Aleksandra Wrona
18 kwietnia 2018 (artykuł sprzed 6 lat) 
  • Książki zostały ustawione w kształt przypominający gdański falowiec.
  • W książce Moniki Milewskiej falowiec staje się zarówno tłem, jak i bohaterem opisywanych zdarzeń.
  • Fragmenty powieści czytał Zbigniew Jankowski.
  • Na spotkaniu pojawili się też obecni i byli mieszkańcy falowca.

"Latawiec z betonu" Moniki Milewskiej to realistyczno-magiczna powieść, która opowiada o gdańskim falowcu. We wtorek w Ratuszu Staromiejskim odbyło się spotkanie z autorką, połączone z promocją książki.



Falowiec to budynek niezwykły zarówno pod względem architektonicznym, jak i socjologicznym. Nic dziwnego, że działa na wyobraźnię pisarzy. W zeszłym roku Nagrodę Literacką Gdynia za powieść o falowcu dostała Salcia Hałas, teraz z tematem postanowiła zmierzyć się Monika Milewska.

Zobacz także: Salcia Hałas - "Fascynuje mnie życie wewnętrzne falowca"

Spotkanie w Nadbałtyckim Centrum Kultury poprowadził Włodzimierz Raszkiewicz, a fragmenty książki Moniki Milewskiej przeczytał gościom Zbigniew Jankowski. "Latawiec z betonu" to powieść, w której falowiec poznajemy oczami jego twórcy, inżyniera, który wyrusza w podróż krętymi ścieżkami mieszkaniowego labiryntu, odkrywając, że zupełnie niechcący udało mu się zakrzywić czas.

Falowiec staje się też pretekstem do opisania peerelowskiej rzeczywistości, nastrojów społecznych oraz legend, które urosły wokół tego niezwykłego budynku. Dobrym przykładem jest opowieść o krowie, która rzekomo miała zamieszkiwać jeden z falowcowych balkonów. Czy tak było? Nikt nie wie, ale Monika Milewska dowodzi, że pod kątem technicznym było to możliwe. A jak sama autorka postrzega falowiec?

"Kiedy przyszli pierwsi ludzie - rybacy, pasterze i dokerzy - nie wiedzieli, że z dziełem diabła mają do czynienia, ale myśleli, że to wiatr od morza tak ten dom pofalował, że wije się w pyle i kurzu budowy. I nazwali go falowcem. I zamieszkali w nim" czytamy w książce.
  • Jednym z gości spotkania była Krystyna Chwin.
  • Małgorzata Czermińska opowiedziała o falowcu z perspektywy jego mieszkańca.
  • Autorka powieści przygotowała dla swoich gości pierniki w kształcie latawców.
  • Spotkanie umilił występ zespołu Źdźbło.
Na spotkaniu promocyjnym pojawili się też goście specjalni, którzy podzielili się swoimi historiami i odczuciami związanymi z falowcem. Były to Małgorzata Czermińska, Krystyna ChwinBarbara Piórkowska. Małgorzata Czermińska opowiedziała o życiu w falowcu z perspektywy jego wieloletniego mieszkańca, przytoczyła wiele wzruszających opowieści i przykładów dowodzących więzi, jaka stworzyła się między jego mieszkańcami. Krystyna Chwin porównała życie w falowcu do mieszkania w wieżowcach z wielkiej płyty, a Barbara Piórkowska przybliżyła zgromadzonym motywy gdańskich blokowisk w literaturze.

Promocja książki Moniki Milewskiej stała się okazją do rozmowy o realiach życia w falowcu. Wśród publiczności znaleźli się zarówno obecni, jak i byli mieszkańcy tego budynku. Duże ożywienie wśród widowni powodowały też wspomnienia z czasów peerelu oraz wyświetlane w tle slajdy "Falowiec w obiektywie" autorstwa Wojciecha Milewskiego.

Spotkanie zakończył występ zespołu Źdźbło, który specjalnie z tej okazji wykonał piosenkę autorstwa Moniki Milewskiej. Po części oficjalnej goście mogli wymienić wrażenia ze spotkania, częstując się pierniczkami w kształcie latawców, nawiązującymi do tytułu książki, samodzielnie upieczonymi i ozdobionymi przez autorkę.

Podczas spotkania Włodzimierz Raszkiewicz nazwał "Latawiec z betonu" powieścią sentymentalną. Obserwując reakcje publiczności, trudno było się z tym nie zgodzić. Dla wielu gdańszczan falowiec stanowi ważną część historii ich życia. Dobrze, że coraz częściej pojawia się też w rodzimej literaturze.

Miejsca

  • NCK Gdańsk, Korzenna 33/35

Wydarzenia

Opinie (37) 1 zablokowana

  • (1)

    Zachęcony tytułem, kupiłem książkę i ją przeczytałem. Niestety, mocno mnie rozczarowała. Oczekiwałem powieści nawiązującej do prawdziwych wspomnień pierwszych mieszkańców falowców. Sadziłem, że będzie to opowieść przynajmniej z trzech perspektyw. Osoby dorosłej, która wprowadza się tam z dotychczasowego przegęszczonego mieszkania, studenta oraz dziecka w wieku przedszkolnym. Każde z tych pokoleń inaczej musiało odbierać nowe otoczenie. Pierwszy entuzjazm i rozczarowania. Nowi znajomi i problemy z komunikacją. Brakuje mi gdańskiej powieści rzeki, pozwalającej poczuć atmosferę tych niezwykłych przemian jakich doświadczyliśmy w drugiej połowie XX wieku. W Książce Moniki Milewskiej jest więcej magii niż realizmu. A przecież to realizm był wtedy znacznie bardziej interesujący. Znacznie bardziej interesujący jest II tom Kroniki Gdańska autorstwa Mirosława Glińskiego i Jerzego Kuklińskiego dotyczący omawianego okresu. Suche fakty, rok po roku, miesiąc po miesiącu bardziej budzą moją wyobraźnię niż omawiana powieść. Może dlatego, że wtedy żyłem w Gdańsku.

    • 51 0

    • Panie Mirku

      oddaje Pan istotę sprawy. Ta książka to nieporozumienie. Ale rzecz jasna wiele osób przyklaśnie. Granty, dofinansowania itp. a potem na rynku mamy takie żenujące "dzieła". Szkoda. Smutne to.

      • 4 0

  • Szkoda ze po fakcie taka informacja?Osobiscie znam osoby które od poczatku mieszkały w falowcu (5)

    To było ich pierwsze mieszkanie i dzieci sie ich tu wychowały .Praktycznie same pozytywne oceny bo falowce to nie tylko budynek ale całe osiedle doskonale rodzinnie zaprojektowane.O walorach jakich teraz można tylko pomarzyć przy obecnej deweloperce!
    Dzieciaki tutaj miały zabawę cały rok ,wbiegały do jednej klatki i wychodziły 3 klatki dalej .Chowanego itp .deszcz snieg zaden problem. Klatki ogromne szerokie wielkie ogrzewane .Na klatkach na pietrach zbierały sie dzieciaki urzadzały sobie wspólne zabawy .Teraz w tych nowych betonowych klockach mozesz co najwyzej sasiadowi do bloku z naprzeciwka do okna zajzec a wniesienie czego kolwiek to udręka. Nie czytałem ,ale w ksiazce jak słysze opinie niema nic ciekawego niema klimatu ,ani tego zycia ludzic tylko jakies historyjki zmyslone.

    • 38 10

    • A to jakaś rodzina Pana Milewskiego ?

      • 1 2

    • jest za to opowieść o mitycznej krowie ! Krowy to ta pani chyba pasała będąc małym dziecięciem (2)

      na łące pod Żukowem
      niech zatem nie wciska kitów, że tu w roku 1968 zjechali z dobytkiem wozami drabiniastymi i niczym Kargule w "Samych swoich" przywieźli ze sobą całą trzodę chlewną i bydło rogate...żeby je może trzymać na balkonie? czy gdzie niby? w piwnicy? ludzie co za bzdury! skandal
      nic takiego nie było a mieszkam tu od początku. Jedyne krowy jakie widziałam były między ul.Lumumby a Obr.Wybrzeża - na tym pasie który dziś zajmują Cztery Oceany i LeClerk była chatynka a w niej mieszkała rodzina która chyba nie chciała dać się wysiedlić ze swojej ziemi i oni faktycznie mieli małe gospodarstwo z kurami, krowami i świniami, jeszcze w latach 80 mieszkali tam,ich dzieciaki chodziły do podstawówki nr 44 potem albo ich spłacono albo wywłaszczono i gospodarstwo zniknęło. Ale pani pisarka wolała te krowy umieścić na balkonach w falowcach by ubarwiły jej literackie "dzieło"

      • 23 1

      • krowy hahah:)

        • 8 0

      • to prawda

        Chodziłam z jedną dziewczynką stamtąd do klasy

        • 1 0

    • W deszczową pogodą na 3 pietrach dzieczyny grały w gumę a na innych chłopaki żołnierzykami sie bawiły

      rodzice tylko wychodzili z galerii wołać dzieciaków na obiad i kolacje.Teraz na klatkach to dzieciaki spotykają sie by chlać piwo albo palić papierosy.

      • 8 0

  • mieszkała kilka lat pewnie z doskoku i pisze ksiązki? ja tam mieszkam kilkadziesiąt lat i nie znam tej pani (6)

    ani nie wiedziałam, że ktoś pisał książkę.
    Dobrze się mieszka, nie zamieniałbym na mieszkanie w karton gipsie na szadółkach.

    • 39 11

    • (3)

      no i przestrzeń od balkonu i od drugiej strony a nie sąsiadce z na przeciwka w gary zglądać i słuchać bąków sąsiada 3 piętra wyżej nie wspomne o zapaszku ryby od sąsiada 2 pietra niżej bo jedna rura na parę mieszkań byle było taniej

      • 17 5

      • niestety ale sp-nie Przymorze sprzedała pas miedzy dwoma falowcami i deweloperka dostała od UM zgodę (2)

        na 16 piętrowce i tak powstało 4 oceany i kolejne trzy są w budowie prawie włażąc na pobliskie bloki 4pietrowe. Efekt taki że nam w starych falowcach i blokach spójnośc i jednolitość osiedla zakłócają właśnie te nówki wieżowca, a mieszkańcom tych nówek psuje widok naszych starych falowców . KTOŚ kto wpadł na ten pomysł zasługuje na solidne obicie gęby. Nowe ani nie odświeżą i nie odmłodzą falowców a falowce nie dodadzą szyku i prestiżu tym nowym budynkom.... pełen miszmasz, kupy się nie trzyma

        • 13 3

        • a droga dojazdowa nadal tylko jedna ...

          • 3 1

        • Jak wszystko w tym mieście czy kraju. Ważne aby kasa się zgadzała. Ale po wynikach wyborów widać że wiekszosci to pasuje

          • 0 0

    • (1)

      Przeplacone klity z mozliwoscia zagladania do mieszkan przez korytarz, z karaluchami. Lokalizacja byla super do czasu az nie rozrosla sie deweloperka na Przymorzu. Tak jest tam z roku na rok tylko gorzej

      • 3 0

      • co za różnica - 4 oceany wychodzisz na balkon i widzisz dokładnie wszystkich w bloku na przeciwko - telewizor wywaliłęm bo mam Big brathera codziennie na żywo

        • 3 0

  • Powiedzmy sobie szczerze (5)

    Ta "pozycja", bo nie jest to ani powieść, ani proza, ma tylko jeden plus. Jest nim sam pomysł napisania książki o falowcu gdańskim. Pomysł o tyle dobry, iż w takim miejscu, jak w soczewce skupiła się niemal cała Polska ze wszystkimi jej cechami narodowymi. Punkt wyjścia był zatem ciekawy. Treść jest jednak żenująca. Po pierwsze, powiedzmy to wprost, Pani Monika Milewska nie jest pisarką. Nie ma pióra. Nie ma literackiego "czuja". Próżno szukać tu dobrej, literackiej frazy. Całość to po prostu zbiór zdań w języku polskim. Tyle.

    Druga sprawa to straszące grafomanią stylizacje na poziomie szkoły podstawowej, liczne "fachowe" wstawki świadczące jedynie o tym, iż autorka poszła do biblioteki i sprawdziła co dany zwrot oznacza. Można odnieść wrażenie, że cała treść jest bardziej słabym dokumentem albo artykułem naukowym, niźli prozą. Kolejny minus to brak jakiegokolwiek pomysłu na kompozycję całości. Ot, posklejane mini opisy niby zabawnych sytuacyjek z życia mieszkańców. A już do rozpaczy doprowadza czytanie rozmów telefonicznych pomiędzy głównym bohaterem a funkcjonariuszem UB. Szanowna Pani autorko, to jest na poziomie wypracowania ze szkoły podstawowej.

    Podsumowując książka jest po prostu dramatycznie zła, brak w niej stylu, brak wyczucia i co najważniejsze, ona po prostu nie jest ciekawa. Czytamy, czytamy i nic z tej treści nie wynika. Wszystkie wydarzenia opisane w tej książce są po prostu żadne.

    Na koniec prośba do autorki. Szanowna Pani, niechże Pani nie pisze już prozy. Naprawdę tą pozycją udowadnia Pani jedno, nie jest to Pani droga. Jest Pani przykładem, że "pisać każdy może" i niech Pani na tej jednej książce poprzestanie.

    A jeśli ktoś z czytelników chciałby przeczytać prawdziwą i piękną książkę o losach Polaków zamieszkujących inny, ale równie wielki "mrówkowiec", to proszę sięgnąć po "Piaskową Górę" Joanny Bator. Rewelacyjnie oddany klimat, pełnowymiarowe postacie i świetny język. Wszytko, czego brakuje książce zatytułowanej "Latawiec z betonu".

    • 40 3

    • niestety, dobrych gdańskich pisarzy można policzyć na palcach jednej ręki. i to ręki stolarza.

      • 7 0

    • (1)

      Książka Bator to zupełnie inny poziom literatury. A pani autorka ksiązki o falowcach pewnei dostała grand i pewnie jest na jakimś sytpendium . Może tez napisze książkę :)

      • 5 0

      • Bator to poziom parkingu podziemnego w Manhattanie.

        No, ale ona może nie dostała "grandu"...

        • 2 1

    • wygląda na to, że najlepsze w całej tej premierze były pierniczki (1)

      a coraz gorsze książki tylko przekonują, że to klub wzajemnej adoracji a nie środowisko literatów.

      • 7 0

      • Jakie miasto takie środowisko.

        • 1 0

  • Życząc autorce sukcesu pozostane (2)

    ze swoimi wspomnieniami niekoniecznie przyjemnymi gdy mieszkałem 2 lata w krótkim falowcu na Piastowskiej. Żadna magia słowa czy fabuła nie odda tego smutnego co tam przeżyłem. Pożar klatki,samobojstwo mieszkanki z galerii, wyrzucony kot a potem pies z gdzies z gory z balkonu....Wiem ze wielu ludzi tam mieszkało i mieszka ale to nie bajka(i ksiązka ) dla mnie.

    • 16 1

    • Ten na piastowskiej to jeden z pierwszych ,trafiłes kiepsko i w kiepskim okresie. (1)

      Najlepiej było na Jagiellońskie i obrońców wybrzeża i to w czasach na samym początku,teraz obecnie jest większy burdel niż wtedy.

      • 5 0

      • Czyli na Lumumby:)

        Mieszkalem w morce na parterze przy falowcu baaardzo długo, ale to inna bajka:)

        • 0 0

  • chyba wazniejsza (2)

    od samej książki była obecność jasniepańskiej Chwinowej i innych gdańskich matron, jakże zatroskanych o losy ludzi z blokowisk

    • 23 2

    • Bo koleżanek się nie wybiera, koleżanki się ma. (1)

      • 4 3

      • Coś pomyliłeś/aś; to rodziny się nie wybiera

        A towarzystwo dobiera się wg własnego uznania

        • 7 0

  • Świnie na balkonach były na pewno- zaraz gdy pierwsi ludzie się sprowadzili, o krowie rodzice nie mówili.

    Pracownicy spółdzielni odwiedzali przybyszów i wyjaśniali dlaczego w mieszkaniach falowca nie powinno się się hodować zwierząt gospodarskich.

    • 11 13

  • Nie ma

    czegoś takiego jak wieżowiec z wielkiej płyty. Systemy wielkopłytowe pozwalały z niewielkimi wyjątkami na wznoszenie budynków max 11 kondygnacyjnych. Gdyby taki budynek uznać za wieżowiec to falowiec też nim jest. Porównanie pani Krystyny Chwin jest więc porównaniem życia w wieżowcach o różnej technologii wznoszenia :) A wystarczyłoby porównać życie w falowcu do życia w wieżowcu. Tylko poezji byłoby w tym jakby mniej już...

    • 8 2

  • Mieszkalem w falowcu i ... (2)

    Dobrze wspominam lata kiedy mieszkalem z rodzicami w falowcu. Obroncow Wybrzeza 8a. W klatce mieszkal Pan Jujka ten rysownik z Dziennika Baltyckiego. Fajne lata dziecinstwa duzo wspomnien. Zalety wszedzie blisko sklepy szkoly pod nosem. W latach 70-80 tych ludzie byli chyba bardziej zyczliwi wobec siebie niz teraz. Ja mam same dobre wspomnienia. Padal drszcz to rowerem mozna bylo po galeriach jezdzic albo w piwnicy. I ten widok z suszarni na dachu. Lubilem tam z moja mama chodzic wieszac bielizne. Pamietam ze klucz bralo sie od tej Pani ktora prowadzila magiel elektryczny w klatce 8a. Te czasy juz nie wroca.

    • 22 0

    • Zgadza się - rowerem zwłaszcza górą można było przemierzać całkiem spore odległości... imprezy na dachu... to były czasy...

      • 6 0

    • Dokladnie rowerem sie jezdziło po galeriach składakiem I to przez kilka klatek!

      • 0 0

  • Panie Milewska i Chwin... (1)

    ... na głowach mają śmieszne kapelusiki. Pani Milewska nie ma talentu pisarskiego. A wypowiedź pani Chwin o wieżowcach z wielkiej płyty......

    • 6 0

    • nawiedzone "damy"

      • 4 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Ile rejsów pod polską banderą odbył Dar Pomorza?

 

Najczęściej czytane